Faigy Mayer z Nowego Jorku popełniła samobójstwo latem 2015 r. Pozostawiła list, w którym opisała, jak wielkie cierpienie sprawiło jej odrzucenie przez rodzinę, jakiego doznała, gdy postanowiła opuścić ultraortodoksyjne życie we wspólnocie chasydzkiej. Fajgy opuściła Brooklyn i dzielnicę chasydzką pięć lat wcześniej, szukała pomocy w życiu, o którym nic nie wiedziała, w organizacji stworzonej w tym celu. Mimo że osiągnęła sukces w życiu zawodowym, skończyła studia i pracowała, wciąż tęskniła za rodzicami, rodzeństwem, krewnymi i przyjaciółmi. Chorowała na depresję. Aż w końcu rzuciła się z dachu modnej kawiarni na Manhattanie.
Stała się symbolem dla tych wszystkich osób, które z różnych powodów postanawiają opuścić zamkniętą społeczność opartą na tradycji i sztywnych przepisach religijnego życia i postanawiają żyć w świecie świeckim. Fajgy opowiadała o tym w dokumencie zrealizowanym przez National Geographic zatytułowanym „Inside Hasidim”. Jej rodzice, którzy zauważyli, że Fajgy nie interesuje się życiem religijnym i nie ma ochoty brać w nim udziału, powiedzieli wprost, że wobec tego nie ma dla niej miejsca w rodzinie i powinna się wyprowadzić.
O tych społecznościach niewiele wiemy, traktując je egzotycznie i sentymentalnie, a ich obraz przedstawia nam Netflix w trzech filmach. Mam na myśli sympatyczny serial izraelski „Shtisel”, którego trzeci sezon będziemy mogli zobaczyć być może jeszcze w tym roku, oraz mniej sympatyczny amerykański dokument „Jedni z nas” i najnowszy miniserial „Unorthodox” – oba ukazujące trochę inne oblicze współczesnych żydowskich wspólnot ortodoksyjnych.
Rodzina Shtisel
Rodzina filmowego Shulema Shtisela pochodzi z jednej z jerozolimskich dzielnic zamieszkanej przez Haredi, czyli społeczność ortodoksyjnych religijnych Żydów. Ta dzielnica nazywa się Geula, sąsiaduje z inną, lepiej znaną turystom, Mea Sherim. Wprawdzie turyści nie są tam mile widziani, ale przejazd w autokarze ulicami Mea Sherim jest często obowiązkowym punktem każdej wycieczki. Oczywiście można przejść się po tych dzielnicach, ale tablice informują, że należy zwrócić uwagę na ubiór ze względu na szacunek wobec zwyczajów panujących w tej społeczności. Kobiety na przykład powinny mieć zakryte ramiona i długie rękawy, a spódnica powinna sięgać za kolana. Turysta może się też spodziewać, że nachalne obfotografowywanie mieszkańców nie będzie mile widziane. Społeczności ortodoksyjnych Żydów nie przepadają za tym wszystkim, co pochodzi ze świeckiego świata. W Izraelu religijna Jerozolima przeciwstawiana jest świeckiemu Tel Awiwowi, a stereotyp Żyda z pejsami ubranego w czarny płaszcz jako osoby zacofanej i nierozgarniętej umysłowo jest obecny w mediach i popkulturze. Okazało się, że nawet mieszkańcy Izraela nie mają zbyt dużej wiedzy na temat tego, jak żyją mieszkańcy Mea Sherim czy Geuli. Co więcej: traktując ich z góry wcale nie mają ochoty się dowiedzieć niczego więcej na temat ich zwyczajów i tradycji.
Z pomocą niespodziewanie przyszedł im serial „Shtisel”, który pokazał taką właśnie religijną żydowską rodzinę, której kłopoty i codzienne problemy niezbyt różnią się od innych ludzi. Poza tym, ta nieznana i odrzucana tradycja pokazana w serialu okazała się interesująca, a nawet zrozumiała. „Shtisel” oczywiście nie pokazuje złożoności problemów, to w gruncie rzeczy uproszczona wizja świata, ale przecież miał on właśnie bawić, a przy okazji pokazać społeczność, która wydaje się obca, bo niezrozumiała. Warto dodać, że nieprzypadkowo akcja dzieje się w dzielnicy Geula, a nie Mea Sherim, która jest uważana za centrum ekstremizmu religijnego. Mieszkańcy Geuli są bardziej umiarkowani. Wizerunek Haredi jest tak sympatyczny, ponieważ pokazuje przywiązanie do rodziny i intymny kontakt z Bogiem. Jedynym, który niezbyt pasuje do tego zamkniętego świata jest syn Shulema Shtisela, Akiva, którego talent i pragnienie zrealizowania marzeń stają w sprzeczności z wyznawanymi przez religię wartościami i bezwzględnie obowiązującymi przepisami. Jednak to nie religia czy polityka są problemem, z jakim zmierzają się bohaterowie serialu. O polityce nie ma tu nic, ani sekundy. A religia jest czymś oczywistym, rzeczywistością, z którą się nie walczy, bo nie jest postrzegana jako element opresyjny.
Autentyczność obrazu tej hermetycznej społeczności gwarantuje osoba współtwórcy serialu: Yehonatan Indursky wychował się w ultraortodoksyjnej rodzinie, był uczniem jednej z bardziej szanowanych jesziw. Ale wizerunek, jaki nam pokazał, to tylko jedna strona medalu, ta ładniejsza.
Wyobcowanie
Bo co, jeśli członek wspólnoty Haredi przeżywa kryzys wiary? Albo bunt? Albo doświadcza przemocy domowej? Lub postanawia żyć inaczej, w innej dzielnicy, wśród ludzi świeckich? Pragnie rozwijać swoje talenty, kształcąc się na uniwersytecie? Co, jeśli dziewczyna nie chce wyjść za mąż za mężczyznę, którego wybrała jej rodzina? Jeśli wolałaby nie mieć kilkoro dzieci? Jeśli ma marzenia inne niż być tylko matką i żoną?
Jedną z takich kobiet była Deborah Feldman, która pochodzi ze wspólnoty ortodoksyjnych Żydów mieszkających na Brooklynie w Nowym Jorku, w dzielnicy Williamsburg. Została wydana za mąż za chłopaka wybranego przez swatkę i zaakceptowanego przez obie rodziny. Oboje byli bardzo młodzi. Odeszła od niego i uciekła ze wspólnoty, a swoje przeżycia opisała w książce „Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów”. Na jej podstawie Netflix nakręcił miniserial, który pokazuje dwa światy: ten ortodoksyjny w Williamsburgu i ten świecki, w Berlinie, gdzie znalazła się bohaterka. To portret młodej dziewczyny wychowanej przez babcię w społeczności wywodzącej się z węgierskich chasydów Satmar. Dziewczyny, która nie znała innego życia poza tradycjami jej rodziny. Która szczerze wierzyła, że szczęście da jej wczesne zamążpójście i stworzenie przykładnej wielodzietnej rodziny. To okazało się wcale nie takie łatwe. Serial cudownie oddaje życie religijnych Żydów i ich zwyczaje, ale zupełnie nie poradził sobie z drugą stroną tej historii. Przemiana życia wcale nie jest taka prosta, jak to zostało tu pokazane: bohaterka nieznająca życia poza jedną nowojorską dzielnicą i to dzielnicą właściwie zamkniętą bardzo szybko odnajduje się w wielokulturowym skrajnie świeckim Berlinie, poznaje nowych znajomych i odkrywa w sobie mnóstwo siły, żeby przeciwstawić się ścigającemu ją mężowi.
Ostracyzm
Tak to nie działa, o czym można się przekonać, oglądając film dokumentalny „Jedni z nas” i czytając sprawozdania z działalności takich grup wsparcia jak Footsteps i Makom. To organizacje działające w Nowym Jorku, otaczające opieką osoby, które z różnych powodów porzuciły ortodoksyjne wspólnoty religijnych Żydów. Doświadczają wtedy ostracyzmu. Rodzina, krewni i znajomi odwracają się od nich. Nie mają gdzie mieszkać. Nie mają za co żyć. Nie mają wykształcenia. Muszą się nauczyć najprostszych rzeczy, na przykład takich jak obsługiwanie komputera. Nigdy nie mieli w ręce smartfona. Nie mają pojęcia o bankowości elektronicznej. Dokucza im samotność. Odrzucenie przez całą społeczność i najbliższych jest powodem depresji.
W jednej ze scen słynnego musicalu „Skrzypek na dachu” Chava, córka Teviego, prosi go, żeby jej nie ignorował. Wyszła za mąż za goja, nie Żyda. Tevi krzyczy: „Tradycja!” i wyjaśnia jej, że została odrzucona przez rodzinę, ponieważ przeciwstawiła się żydowskiej tradycji. Chavy żyją i dzisiaj. Jedną z nich jest bohaterka filmu „Jedni z nas”: odeszła z dziećmi od męża chasyda, który ją bił, a społeczność w ogóle nie reagowała na jej wołanie o pomoc. Rodzina męża oraz sąsiedzi wynajęli najlepszych prawników, dzieci jej odebrano. Mieszkają teraz u krewnych męża, matka może się z nimi widywać godzinę tygodniowo. Wsparcie dostała w organizacji Footsteps, założonej przez Malkie Schwartza, który także odszedł ze społeczności Haredi. Jej program zakłada pomoc w życiu w zupełnie innym świecie, poznanie nowej kultury, a także pomoc prawną i psychologiczną. Schwartz przeciwstawił się całej religijnej tradycji, dlatego często się mówi, że Footsteps to organizacja ateistyczna, ale to nie do końca prawda. Wśród członków ma wielu Żydów religijnych, którzy mogą wspólnie przeżywać szabasy i inne święta.
Allison Joseph, Żydówka z Nowego Jorku, matka czworga dzieci i założycielka portalu Jew In The City, stworzyła Makom, grupę wsparcia dla religijnych Żydów, którzy opuścili ultraortodoksyjne społeczności z powodu traumatycznych doświadczeń, błędów rodzicielskich i wypaczeń religijnych. To miejsce dla każdego, kto nie chce rezygnować z religii i wiary, ale kto chce być też częścią współczesnego świata. Wspomina pewną parę, którą kiedyś spotkała, a to krótkie spotkanie spowodowało, że zaczęła myśleć o Makom. Było to młode małżeństwo, które wychowywało się w ultrachasydzkich rodzinach Williamsburgu. Nie czuli jednak się na tyle silni, by żyć według tak surowych reguł (bohaterka serialu „Unorthodox” powiedziała: „Bóg wymagał ode mnie zbyt wiele”). Kiedy postanowili żyć według bardziej umiarkowanych zasad judaizmu, rodziny ich odrzuciły. „Chcemy przełamać stereotyp, że ortodoksyjni Żydzi to ekstremiści rzucający kamieniami. Jeśli przegapiłeś przesłanie o miłosiernej miłości, to przegapiłeś całą Torę” – mówi.