Logo Przewdonik Katolicki

Gospodarka dzielenia

Piotr Wójcik
FOT. OXANA GRIVINA/FOTOLIA

To system gospodarczy powinien służyć człowiekowi, a nie na odwrót. Tę oczywistość przypomina w wydanym właśnie dokumencie Watykan, proponując model dzielenia się dobrami.

Minęło dziesięć lat, jak upadł bank Lehman Brothers, co stało się symbolicznym początkiem światowego kryzysu finansowego. Kryzys doprowadził do utraty oszczędności, pracy i domów tysięcy ludzi w USA, a następnie rozlał się na cały zachodni świat. O ile w Polsce objawił się on tylko obniżeniem tempa rozwoju, to na przykład na Łotwie skończył się drastycznymi cięciami płac oraz świadczeń socjalnych, co w kilkanaście miesięcy tysiące Łotyszy doprowadziło na skraj ubóstwa. Gigantyczne problemy przechodziły też Islandia i Irlandia, a następnie fala uderzeniowa trafiła w kraje południa Europy, gdzie zmiotła Grecję.
Załamanie potwierdziło, że światowa gospodarka to system naczyń połączonych. Przekonaliśmy się również, że niektóre instytucje finansowe są „zbyt duże, by upaść”, więc państwa będą je ratować za wszelką cenę – nawet kosztem zadłużenia się oraz cięć emerytur czy płac w sektorze publicznym.
Od momentu wybuchu kryzysu wiele mówiło się koniecznych reformach oraz o pociągnięciu do odpowiedzialności winnych. Niestety, od tamtej pory nic takiego nie miało miejsca – banki są jeszcze większe, odpowiedzialność za kryzys na swoje barki wzięli głównie niczemu niewinni zwykli obywatele, a system finansowy nadal dąży do zniesienia przepisów, które go krępują. Nic więc dziwnego, że po 10 latach od upadku Lehman Brothers, watykańskie Kongregacja Nauki Wiary oraz Dykasteria ds. Integralnego Rozwoju Człowieka powróciły do tego tematu i w wydanym właśnie dokumencie Oeconomicae et pecuniariae quaestiones nie tylko przypomniały główne zarzuty wobec światowego systemu gospodarczego, ale też opisały kierunek proponowanych zmian.
 
Odwrócona hierarchia
Watykański dokument przypomina rzecz oczywistą: to system gospodarczy powinien służyć człowiekowi, a nie na odwrót. Porządku ekonomiczno-społecznego nie powinno się oceniać na podstawie wskaźników, lecz poziomu spełnienia potrzeb egzystencjalnych wszystkich ludzi. Także tych, którzy, z różnych względów, znajdują się na samym dole.
Niestety, obecnie głównym celem gospodarek jest osiąganie różnego rodzaju wartości ekonomicznych. Dla właścicieli oraz osób zarządzających firmami – zysków. Dla osób rządzących państwami – odpowiednich wskaźników ekonomicznych, szczególnie wysokiego wzrostu PKB oraz niskiego bezrobocia. Realny poziom spełniania potrzeb ludzi schodzi na drugi plan, choć przecież nawet w warunkach wysokiego wzrostu gospodarczego może być on mizerny.
Co gorsza, w obszarze gospodarki niemal zupełnie zrezygnowano z wydawania sądów moralnych. Instrumenty finansowe czy projekty gospodarcze są dobre wtedy, gdy przynoszą zwrot, to znaczy są rentowne. Tak jakby gospodarka była czymś odrębnym od pozostałych obszarów naszego życia, w których wydajemy sądy moralne. W ten sposób milczące przyzwolenie zyskało tworzenie chociażby ryzykownych instrumentów finansowych, takich jak obligacje zabezpieczone długiem czy przenoszenie ryzyka kredytowego, które przyczyniły się do wybuchu kryzysu (były one zabezpieczone niespłacalnymi kredytami, przez co ukrywały przed inwestorami prawdziwe ryzyko). W ten sposób sądu uniknęli też winni tych praktyk, bo skoro gospodarka jest wolna od przekonań etycznych, to na podstawie czego można było ich osądzić?
 
Utracone wartości
W dyskusjach o gospodarce wśród ekspertów jedyną pojawiającą się jeszcze wartością jest wolność. Problem w tym, że obecnie realna wolność została zawężona do dosyć wąskiego kręgu osób, które mają wystarczająco dużo pieniędzy, by czuć się wolnymi. Pozostała większość społeczeństwa nie może powiedzieć o sobie, że jest w pełni wolna, gdyż poddana jest różnego rodzaju przymusowi ekonomicznemu. W ostatnich latach widoczny jest również bardzo wyraźny wzrost nierówności ekonomicznych, przez co wzrost ogólnego bogactwa nie przekłada się na wzrost dobrobytu wszystkich. Niezbędne jest więc stworzenie nowego modelu ekonomicznego, który przede wszystkim odpowiadałby na potrzeby ludzi oraz szanowałby godność człowieka.
Kryzys finansowy był okazją do takiej reformy, jednak została ona zaprzepaszczona. Należy porzucić naiwną wiarę, że rynek może być samoregulującym się mechanizmem. Kolejne kryzysy gospodarcze w XXI w. pokazały, że rynki pozbawione państwowej kontroli prowadzą do powtarzających sie załamań gospodarczych. Warto też odejść od trendu powiększania się sektora finansowego w stosunku do realnej gospodarki. To przecież wytwory realnej gospodarki (tzn. produkcji oraz usług niefinansowych) wypełniają potrzeby ludzkie – finanse powinny jedynie ułatwiać funkcjonowanie realnej gospodarce. Tymczasem obecnie to finanse stały się sektorem najbardziej wpływającym na życie gospodarcze i dobrobyt milionów ludzi na świecie. Załamania na rynkach finansowych szybko rozprzestrzeniają się do realnej gospodarki, przez co na spekulacji i ryzykownych instrumentach finansowych tracą zwykli ludzie.
 
Dobra odpowiedź
Światowy system gospodarczy potrzebuje przede wszystkim skoordynowanej kontroli wszystkich państw. Nowe regulacje powinny promować transparentność, a także eliminować różne formy niesprawiedliwości oraz rażące nierówności. System powinien oferować łatwo dostępne informacje, by każdy mógł świadomie dbać o swoje dobro. Warto też zadbać o rozdzielenie bankowości kredytowo-depozytowej od inwestycyjnej, by w razie nietrafionych inwestycji oszczędności zwykłych ludzi były bezpieczne.
Jednak powinno również zmienić się samo podejście ludzi do dóbr. „Gdy ludzie rozpoznają fundamentalną solidarność, która ich łączy, zrozumieją też, że nie mogą trzymać tylko dla siebie dóbr, które mają w posiadaniu” – czytamy w watykańskim dokumencie. Nowy model gospodarki mógłby więc zawierać przynajmniej elementy tzw. gospodarki dzielenia, czyli znanej na Zachodzie koncepcji „sharing economy”. Polega ona na spełnianiu potrzeb nie poprzez własność, ale przede wszystkim dostęp. Zamiast więc kupować samochód, można dołączyć z wkładem pieniężnym do grupy osób, która dzieli się autami. Wychodząc z założenia, że człowiek wypełnia swoje potrzeby nie dzięki posiadaniu, lecz dzięki korzystaniu z czegoś. „Gdy ludzie żyją w solidarności, dobra, które posiadają, są używane nie tylko przez nich samych, lecz są zwielokrotniane, tworząc owoce także dla pozostałych” – czytamy. Gospodarka dzielenia mogłaby więc być jedną z odpowiedzi na współczesne problemy gospodarcze. Przede wszystkim stawia ona w pierwszym rzędzie wypełnianie potrzeb, a więc przywróciłaby odpowiednią hierarchię między potrzebami ludzkimi a wartościami ekonomicznymi. Oczywiście nie chodzi o to, żeby rezygnować z idei własności. Raczej o to, by przywrócić jej znaczeniu właściwe proporcje.
 
Lekcja dla Polski
Choć Polskę ominęło główne uderzenie kryzysu finansowego, dzięki dobrym regulacjom sektora bankowego, to także my nie uchroniliśmy się przed ekscesami sektora finansów. Wielu kredytobiorców frankowych nie było świadomych ryzyka, gdyż nie otrzymali rzetelnej informacji. Część Polaków zainwestowało także w polisolokaty, z których teraz nie potrafią wyciągnąć swoich pieniędzy – one również bazowały na nierzetelnej informacji. No i wreszcie nas też nie ominął wzrost nierówności oraz fetyszyzacja dóbr i własności.
Co można zrobić? Rząd powinien zadbać o regulacje zapewniające ludziom informacje niezbędne do świadomego dbania o swoje środki. Komisja Nadzoru Finansowego powinna rozszerzać swoją kontrolę na podmioty niebędące bankami, by nie powtórzyła się już afera podobna do Amber Gold. No i wreszcie państwo powinno tworzyć platformy dzielenia się dobrami materialnymi i niematerialnymi, np. energią. Dzięki temu tani dostęp do dóbr i usług zyskają także ci Polacy, którym współczesna gospodarka nie zapewnia standardu życia na wystarczającym poziomie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki