Logo Przewdonik Katolicki

Zadania domowe. Tak ale nie pod przymusem

Fot. Archiwum prywatne

Z Wiolettą Krzyżanowską, dyrektorką Szkoły Podstawowej nr 323 w Warszawie, o tym, czy może istnieć szkoła bez przymusowych prac domowych rozmawia Magdalena Urlich

Często i dzieci, i rodzice są zmęczeni ilością zadawanych prac domowych. Skąd pomysł, by w Pani szkole spróbować inaczej?
– Pomysł wyszedł od każdej ze stron biorących udział w procesie szkolnym: od nauczycieli, rodziców i dzieci. Odeszliśmy od represji za nieodrobioną pracę domową. Naszym głównym celem jest to, żeby nauczyciel najpierw zbudował właściwą relację z dziećmi. Czyli tłumaczył im, jak ważne jest uczenie się w domu. Chcemy nauczyć dzieci, jak mają się uczyć w domu. Żeby same czuły potrzebę uczenia się, a nie robiły to pod przymusem, że dostaną jedynkę czy minusa.

To zmiana podejścia do całego procesu nauczania, a nie tylko do pracy domowej.
– Tak. Mówi się o nas, że jesteśmy szkołą bez prac domowych. To jest nośne hasło. Natomiast u nas dzieci mają zadania domowe, ale w zmienionej formie. Trzeba przeczytać lekturę, nauczyć się czasowników nieregularnych i tabliczki mnożenia. Tego dzieci uczą się w domu. Są też zadania dodatkowe, dobrowolne. Jeśli dzieci chcą je wykonać, mają na to na przykład tydzień. Przekaz jest taki: jeśli nie odrobisz pracy domowej, nie dostaniesz za to jedynki. Ale pamiętaj, że wtedy będziesz umiał mniej, będziesz słabiej przygotowany do egzaminu, do sprawdzianu, do kartkówki. My nie zwalniamy dzieci z uczenia się.

Niektórzy mogą się obawiać, że skoro nie ma przymusu, dzieci wybiorą inne aktywności niż nauka.
– Od nas dorosłych zależy to, w jaki sposób rozmawiamy z dziećmi. Bardzo wielu rodziców rozumie, że dziecko uczy się dla siebie, nie dla ocen czy dla rodzica. Przekładamy to na dobrowolność. Dzieci nie odrabiają prac domowych z różnych powodów. Może któreś poszło na trening i wróciło tak zmęczone, że już nie miało siły, ale chętnie by ją odrobiło na inny dzień, bo wie, że trzeba uczyć się w domu. Może rodzice się pokłócili i jest smutne. Może nie ma w ogóle warunków.

Jeśli nie ma obowiązkowych prac domowych, dzieci cały materiał muszą opanować w klasie. Czy to w ogóle możliwe?
– Jest to możliwe, jeśli stawiamy sobie jasne cele, które dziecko ma do zrealizowania w ciągu 45 minut. Na przykład cel nauczyciela jest taki: dzisiaj chcę, żeby każdy z was umiał dzielić pisemnie przez liczbę jednocyfrową. Robimy tyle ćwiczeń, żeby dzieci się tego nauczyły. A do domu daję im ofertę: słuchajcie, żebyście byli mądrzejsi, zróbcie jeszcze to i to. Ale na drugi dzień nie ma pytania, kto odrobił pracę domową. To jest oddzielna kartka, którą nauczyciel sprawdza i na jej podstawie daje uczniowi informację zwrotną. Wdrożyliśmy system oceniania kształtującego, by nauczyciel jak najefektywniej wykorzystywał 45-minutowy czas, jaki ma do dyspozycji na danym przedmiocie.

Co z przedmiotami jak np. na matematyka, na których potrzeba dużo ćwiczeń, żeby dojść do wprawy?
– Jeśli dzieci mają coś do zrobienia z matematyki, to w ilościach racjonalnych. Nie dopuszczamy sytuacji, w której nauczyciel najprostsze zadania zrobi na lekcji, a trudnych dziesięć zada do domu, podczas gdy dziecko w ogóle tego nie rozumie i na dobrą sprawę mama i tata muszą je tego nauczyć. Jeśli dziecko nie jest w stanie samodzielnie rozwiązać zadania matematycznego na lekcji, jeśli tylko przepisze je do zeszytu, to w domu też go nie zrobi. Myślenie, że jeśli dam do zrobienia dziecku dziesięć przykładów, to ono je wykona – i to w dziesięć minut – jest utopią. A przecież ma jeszcze inne przedmioty.

Od czego najlepiej zacząć zmianę podejścia do prac domowych?
– To jest coś, co tłumaczę wielu rodzicom, którzy się do mnie zwracają: najpierw odejdźcie od represji. Dajcie dzieciom czas na odrobienie pracy domowej. Bo gdyby nas dorosłych w ten sposób rozliczano z wykonanych zadań, to byśmy powiedzieli, że to jest mobbing. Gdybyśmy po 7–8 godzinach pracy musieli wrócić i dalej robić zadania w domu, na dłuższą metę byśmy nie wytrzymali. A niestety, wiele dzieci w Polsce taki problem ma. Trzeba spojrzeć na szkołę oczami dziecka, a nie tylko oczami wymagań nas, dorosłych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki