Logo Przewdonik Katolicki

Selfie z opłatkiem

Wiesław Kot
fot. Robert Jaworski studio munka sfp

Wigilijna wieczerza gromadzi tych, którzy na co dzień są daleko. W sensie dosłownym i przenośnym. Ale żeby Wigilię przeżyć, a nie odfajkować, trzeba do niej dorastać przez cały rok. Żeby tylko jeden...

Film Cicha noc Piotra Domalewskiego (Złote Lwy i Nagroda Dziennikarzy w Gdyni) rekonstruuje w detalu polską Wigilię w warmińskim przysiółku. W trzydzieści lat po tym, jak wymknęliśmy się z orbity sowieckiej i weszliśmy w orbitę Zachodu. Nie jest to obrazek sielski, ale sielskie Wigilie mamy w filmach klasy „C”, w reklamach i w galeriach handlowych. Poważny film jest nie po to, by wysłać do widza jeszcze jedną przesłodzoną kartkę świąteczną, lecz po to, by odważnie zmierzyć się z tym, co zastaniemy wokół polskiego stołu już niedługo, bo 24 grudnia.
Do wigilijnej wieczerzy zasiada oto wielodzietna, trzypokoleniowa rodzina, żyjąca we wspólnym domu, w urokliwej wiejskiej okolicy – pod lasem, na brzegu jeziora. Nerwowo jest od samego rana, jak w każdym polskim domu: tyle rzeczy trzeba dopiąć, żeby wszystko się udało. A tu jeszcze wpada nieoczekiwany gość, Adam (Dawid Ogrodnik), jeden z rodzeństwa, który zarabia na życie w Holandii. Nie wiadomo co najpierw: witać się czy pilnować barszczu na kuchence. Nie szkodzi – Adam spokojnie obejrzy sobie to wszystko raz jeszcze, zanim ogłosi, że wyprowadza się na stałe. Zgroza! Co mu się nie podoba?! Przecież nic strasznego nie zaszło – Wigilia jak co roku.
No to po kolei. Ledwie busik z sezonowymi emigrantami przekracza polską granicę, a już widać budowę autostrady. Autostrada przyda się kiedyś do jazdy, a teraz jest w sam raz, by pasażerowie mogli się wysiusiać, bo szkoda im złotówki na toaletę. Polskie drogi – jak zwykle: pijaki w środku dnia pakują się wprost przed maskę samochodu. Na zakręcie ktoś znowu przydzwonił w drzewo – jutro stanie tu pewnie biały krzyż i rodzina zapali znicze. W domu też po staremu. Dziadek, nestor rodu, pod gazem jest od rana – od lat. Jego syn też popijał latami. Twierdzi, że miał powody – zdrowie stracił na niemieckich budowach. Do domu wpadał też tylko na Wigilię: żeby dowieźć trochę marek, wypić na święta z dziadkiem i spłodzić kolejnego potomka. Oczywiście ledwie będzie go znał (taty nie ma na żadnych rodzinnych zdjęciach), ale ktoś musi przecież zarabiać na rodzinę itd. Teraz upomina się o niego kostucha, więc dwa miesiące temu odstawił wódę. Ale wigilijny zapas schował przed żoną w tapczanie. Brat Adama, który został na gospodarstwie, grzebie przy samochodach. Ale z tego nie bardzo da się wyżyć, więc na strychu założył profesjonalną plantację marihuany. A ponieważ miał sporo wolnego czasu, więc zainteresował się dziewczyną Adama, która skutkiem tego jest w ciąży. Z kolei ich siostra podobno wyszła nieźle za mąż. Podobno, bo po kłótni z mężem wraca z podbitym okiem.
Ale nie szkodzi. To wszystko da się wytłumaczyć. Że produkujesz narkotyki? Przecież każdy czasem musi się rozluźnić. Że ktoś przyłożył żonie, inny poderwał dziewczynę bratu? Cóż, krew nie woda. Włączył emocje! Niby ten świat jest w proszku, tu nic do siebie nie przylega. Ale to właśnie jest cała atrakcja. Zamiast traktować życie jako orkę, można się po nim ślizgać!
To odkrywa się stopniowo w ów święty wieczór, kiedy wszystko dzieje się naraz. Choinkę z lasu się podkrada nawet za cenę pogryzienia przez psa dozorcy (oczywiście nieszczepiony, bo kto ma na to pieniądze). Dzieciaki siadają do wieczerzy z ociąganiem, bo przecież w telewizji leci Kevin. Do opłatka nie mają głowy, bo przecież ciągle trzeba strzelać selfie i wrzucać na fejsa. A jak na stół wjeżdża gorzała, to się załatwia wszystko naraz: wspomnienia, czułości, porachunki, interesy. Kolędy? A jakże. Tyle, że każdy pamięta tylko pierwszą zwrotkę. „Cicha noc, święta noc...” A dalej?
 



Wigilia z celuloidu
 
Hubal.jpg
Hubal (1973), reż. Bohdan Poręba. Na pasterkę do wiejskiego kościoła w Boże Narodzenie 1939 r. wmaszerowuje polskie wojsko. W mundurach! A ludzie grzeją się tym widokiem jak kolędą. „Bóg się rodzi” wyśpiewane pełną piersią brzmi jak hymn państwowy. Skutek tej manifestacji będzie jednak tragiczny. W odwecie wioska zostanie przez hitlerowców spalona, a teren zaorany. Ale tego film Poręby już nie pokazuje.
 
Nisepotykanie-spokojny-cz-owiek-1.jpg
Niespotykanie spokojny człowiek (1976), reż. Stanisław Bareja. Polski Kevin... Co roku w Wigilię telewizja nadaje go na którymś kanale. Pewien repatriant zza Buga (Janusz Kłosiński) rozkręca piętrową intrygę związaną z poszukiwaniem odpowiedniej narzeczonej dla syna. Tak się w tym zapętli, że na przygotowane naprędce wesele zaprosi – z brzytwą w dłoni – pasażerów przygodnego autobusu. Tak, „niespotykanie spokojny człowiek”...
 
mis.jpg
Miś (1980), reż. Stanisław Bareja. Gierkowska „druga Polska” próbuje gruntownie przebudować duchową świadomość Polaków. Co kończy się piramidalnym chaosem i powszechnym zidioceniem. Pokazanym w dziesiątkach mikroscenek, pamiętanych świetnie do dziś. Władza próbuje nawet wprowadzić „nową świecką tradycję”.
Tymczasem w finale filmu słyszymy kolędę i pamiętne słowa: „Tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dziejów jest warownym murem, to jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza… To jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni”.
 
Wigilia-81-w-rez-Leszka-Wosiewicza.jpg
Wigilia ‘81 (1982), paradokument Leszka Wosiewicza, nakręcony na taśmie czarno-białej. Na półkach przeleżał się sześć lat. Oto wigilijny wieczór 1981 r., dziesięć dni po wprowadzeniu stanu wojennego. Myśli babci, matki i młodziutkiej żony skupiają się wokół jednego mężczyzny – wnuka, syna i męża – o którym nie mają wieści od dziesięciu dni. Może został internowany, a może nie żyje...
 
romzowy-kontrolowane.jpg
Rozmowy kontrolowane (1991), reż. Sylwester Chęciński. Wigilia w stanie wojennym, ale nie w tonacji martyrologicznej. Przy choince i kolędzie świętuje podlaska wieś, inteligencka „Solidarność”, a milicyjne szychy śpiewają w ten wieczór Podmaskownyje wieczera. Dialog dygnitarzy: „Gdyby towarzysz generał zechciał dać się zaprosić na tradycyjną wigilię. – Bardzo chętnie. Kiedy urządzacie? – Dwudziestego czwartego. – Aha, znaczy jeszcze przed świętami. Może i słusznie”.
 
zo-ty-szalik.jpg
Żółty szalik (2000), reż. Janusz Morgenstern do scenariusza Jerzego Pilcha. Wigilia. Dyrektor dużej korporacji (Janusz Gajos) wypełnia obowiązki służbowe, ale jest już u kresu wytrzymałości. Alkoholik: po prostu musi się natychmiast napić, a w pobliżu nie ma ani kropli alkoholu. Nerwy napięte do ostateczności. Wreszcie znajduje zapomnianą butelkę. Całuje szkło i pije łapczywie: „Nie możemy ustawać w trudzie, musimy zatknąć sztandar na szczycie”. Po czym próbuje sprostać obowiązkom ojca, męża i syna, lecz czeka go już tylko równia pochyła.
 
listy-do-m.jpg
Listy do M. (2011), reż. Mitja Okorn. Wigilijny przekładaniec. Młody wdowiec, który nie daje sobie rady z dorastającym synem; psycholog-pracoholik, któremu sypie się życie rodzinne; bogate, lecz wewnętrznie puste, rytualne małżeństwo; donżuan szukający tanich podbojów; szef potężnej firmy w poszukiwaniu dziewczyny, którą mógłby przedstawić rodzicom jako swoją narzeczoną. W blaskach świąt życie każdego z nich odmieni się w zupełnie nieoczekiwany sposób. W kinach 2,5 miliona widzów.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki