Nie, urodziny kolejnego dziecka nie są tym zaskoczeniem, które tu mam na myśli, choć cud narodzin za każdym razem przeżywa się nieco inaczej. Zaskoczyła mnie raczej reakcja części moich znajomych dotycząca... płci dziecka. To fakt, może nie każdy w Polsce ma pięć córek, ale zaskoczyło mnie to, dla jak wielu osób stanowi to problem.
Zaskakuje to tym bardziej, gdy na przykład ktoś z bardziej postępowych znajomych pyta mnie z pewnością w głosie, czy bardzo się zmartwiłem, gdy dowiedziałem się, że również piąte dziecko będzie córką? Zmartwić się? Czymże się martwić? Czy pięć córek to coś gorszego niż pięciu synów? A może idealna byłaby jakąś symetria? Trzech chłopców i dwie dziewczynki?
Te pytania, reakcje, poklepywanie z wyrazem zakłopotania po plecach ujawniają, jak głęboko tkwią w stereotypach. I – przykro to stwierdzić – są to stereotypy, by użyć bardzo modnego ostatnio słowa, na wskroś seksistowskie. Wychodzą bowiem z generalnego założenia, że jedna płeć jest gorsza od drugiej. Że narodzenie syna to wielkie szczęście, córki zaś to wielki smutek.
W czasach, gdy to synowie dziedziczyli szlachectwo, ziemię, tytuły czy nazwisko, rzeczywiście nieposiadanie syna mogło się wydawać tragedią, ciosem zadanym w status społeczny feudalnego społeczeństwa. Tyle tylko, że czasy się zmieniły, czy to nam się podoba czy nie, żyjemy w dość egalitarystycznych czasach. I choć często feministki przekonują, że źródłem seksistowskich przesądów jest religia, jako katolicy z dumą możemy twierdzić, że nauczanie Kościoła jest w tej sprawie jednoznaczne. Bóg tworzy nas mężczyzną albo kobietą, ale nijak nie można teologicznie wywieść gorszości kobiet. Owszem, inne są role przewidziane dla mężczyzn, inne dla kobiet, lecz ma to swoje silne uzasadnienie w naturze. Uważamy, że to, co wiąże się z naturalną różnicą między płciami, jest darem od Boga, który wzbogaca nasze tożsamości.
Wielkim obrońcą praw i godności kobiet był Jan Paweł II. W liście do kobiet z 1995 r. pisał on: „Nadeszła pora, by z odwagą, jakiej wymaga pamięć i ze szczerym poczuciem odpowiedzialności popatrzyć na długie dzieje ludzkości, w które kobiety wniosły wkład nie mniejszy niż mężczyźni, a w większości przypadków w warunkach o wiele trudniejszych. Myślę w szczególności o kobietach, które umiłowały kulturę i sztukę oraz im się poświęciły, mimo niesprzyjających warunków, często pozbawione jednakowego dostępu do oświaty, niedoceniane, narażone na niezrozumienie, a nawet na brak uznania ich wkładu intelektualnego”. To papież Polak mówił wielokrotnie o „geniuszu kobiety”, który swój wzór znajduje w Matce Bożej.
Jak widać, sporo jeszcze trzeba zrobić, by to nauczanie Jana Pawła II dotarło do wszystkich. I myślę, że dla polepszenia sytuacji kobiet i uznania w pełni ich godności lepszy efekt wniesie przypominanie myśli świętego polskiego papieża niż realizowanie postulatów feministek.