22 listopada Międzynarodowy Trybunał Karny do spraw Byłej Jugosławii, z siedzibą w holenderskiej Hadze, uznał generała Ratko Mladicia, dowódcę sił serbskich podczas wojny w Bośni i Hercegowinie (1992–1995) za winnego ludobójstwa, zbrodni wojennych oraz zbrodni przeciwko ludzkości. Mladić skazany został na karę dożywotniego więzienia.
Wyrok ten można uznać za symboliczne zamknięcie historycznej rozprawy z głównymi winowajcami masakr ludności cywilnej, popełnianych przeważnie na muzułmańskich Bośniakach. Były serbski prezydent Slobodan Milošević, aresztowany w 2001 r., pięć lat później, jeszcze w trakcie procesu, zmarł na atak serca w haskim więzieniu. Jego „kolega po fachu” Radovan Karadžić, prezydent nieuznawanej przez międzynarodową społeczność Republiki Serbskiej w Bośni, odsiaduje wymierzoną mu w ubiegłym roku karę 40 lat więzienia. Od 2008 r. trwają procesy pomniejszych oprawców i trwać będą jeszcze jakiś czas, jednak jeśli chodzi o ich głównych rozkazodawców, ostatecznie żaden nie uchronił się od odpowiedzialności za wyrządzone zło.
Można to też nazwać triumfem ziemskiej sprawiedliwości. To rzecz ważna, gdyż zdarza się niezwykle rzadko. Krwawi dyktatorzy albo dożywają swoich dni bezkarnie, albo też – jak Saddam Husajn czy Muammar Kaddafi – giną taką samą, gwałtowną i pozbawioną sankcji prawa śmiercią, jaką zadawali innym. Wyrok w Hadze jest ostrzeżeniem dla wszystkich aktualnych i potencjalnych zbrodniarzy, pełniących dziś funkcje przywódców państw, że świat, mimo że niedoskonały, pamięta i rozlicza.
Co się stało w Srebrenicy
Ziemska sprawiedliwość jest jednak sprawiedliwością niedoskonałą, czego dowodzi przypadek Srebrenicy. To miasto we wschodniej Bośni, w którym w lipcu 1995 r. doszło do masakry, pod względem kwalifikacji prawnej uznawanej za największą zbrodnię wojenną, popełnioną w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej. Podległe Mladiciowi oddziały zamordowały tam wówczas 8 tys. bośniackich mężczyzn i chłopców.
Srebrenica i jej okolice to muzułmańska enklawa na obszarze w większości zamieszkałym przez prawosławnych Serbów. Gdy wybuchła wojna w Bośni, tam właśnie toczyły się jedne z jej najbardziej krwawych epizodów. Mówiący tym samym językiem, lecz podzieleni religią i historią ludzie prowadzili ją z zaciekłością cechującą powaśnionych sąsiadów. Serbowie palili wioski muzułmanów, muzułmańscy Bośniacy w odwecie niszczyli osady Serbów.
W 1992 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych wynegocjowała z wszystkimi walczącymi stronami utworzenie tak zwanych stref bezpieczeństwa, w których nie będą toczone działania wojenne, a ludność cywilna nie będzie narażona na eksterminację. Jedną z takich stref została ogłoszona Srebrenica, dokąd z bliższej i dalszej okolicy napłynęły tysiące muzułmańskich uchodźców. Do ich ochrony wysłano oenzetowski batalion UNPROFOR, złożony ze 150 holenderskich żołnierzy.
Nie zapobiegło to eskalacji napięcia. W „zdemilitaryzowanej” Srebrenicy, wbrew ustaleniom, pozostały siły zbrojne separatystycznej Republiki Bośni, złożone z muzułmanów. Ich oddziały robiły odwetowe wypady na rozproszone wokół miasta wioski Serbów, dopuszczając się tam zbrodni wojennych. Jednak sama obecność bośniackiego wojska w Srebrenicy była uzasadniona: wszyscy wiedzieli, że bez niego szczupły kontyngent ONZ nie obroni wypełnionej ludnością cywilną enklawy.
9 lipca 1995 r. dowodzeni przez Mladicia Serbowie weszli do miasta, z którego wcześniej, po trzydniowym oblężeniu, ewakuowały się bośniackie oddziały. Słabo uzbrojonym obrońcom Srebrenicy dowódca holenderski obiecał, że pozycje oblegających zbombardują samoloty NATO. Wiedział, że to nierealna obietnica. W rezultacie bezbronna Srebrenica została wydana na łaskę zwycięzców. 5 tysięcy uchodźców schroniło się w bazie UNPROFOR w podmiejskiej wiosce Potočari. Serbowie porwali więc 15 Holendrów, w zamian za ich uwolnienie żądając wydania wszystkich cywilów. Dowódca batalionu zgodził się na to i przekazał uciekinierów tym, którzy ich ścigali. Serbowie słowa dotrzymali i zwolnili holenderskich żołnierzy. O to, co stanie się z cywilami, dowódca już nie pytał. Podkomendni Mladicia puścili wolno kobiety i dzieci (choć nie obeszło się bez gwałtów), a wybranych z tłumu 300 muzułmańskich mężczyzn rozstrzelali. Znacznie więcej osób wymordowano w masowych egzekucjach w Srebrenicy i najbliższej okolicy.
Niezabliźnione rany
Kiedy po siedmiu latach opublikowano raport Holenderskiego Instytutu Dokumentacji Wojny, w którym rolę batalionu UNPROFOR w Srebrenicy określono jako „współpracę przy czystkach etnicznych”, w Holandii zawrzało. Do dymisji podał się rząd oraz dowódca wojsk lądowych. Gwoździem do trumny reputacji sił zbrojnych ONZ był wyrok trybunału w Hadze z 2007 r., w którym srebrenicki przypadek zakwalifikowano jako złamanie IV Konwencji Genewskiej dotyczącej ochrony osób cywilnych podczas konfliktów zbrojnych. Wreszcie w lipcu 2017 r. sąd apelacyjny haskiego trybunału uznał „częściową odpowiedzialność” Holandii za zaniechanie obrony Srebrenicy.
Sami żołnierze UNPROFOR również wytoczyli proces Organizacji Narodów Zjednoczonych. Instytucji, która ich powołała, zarzucili, że Srebrenica była klasyczną mission impossible, zadaniem nie do wykonania. To słuszny zarzut, wszelako nie zwalniający Holendrów od odpowiedzialności. Zadaniem żołnierza jest umierać w obronie cywilów. Kto tego nie wie, nie nadaje się do wojska.
W 2006 r. sarajewski dziennik „Oslobodjenje” opublikował listę nazwisk 892 szeregowych wykonawców tamtej zbrodni. Ludzie ci w większości żyją dziś spokojnie na terenie Serbii. Nikt ich do odpowiedzialności nie pociąga, bo tak duża skala aresztowań wywołałaby kolejną falę niepokojów, a być może nawet nową wojnę.
Generał Mladić został ukarany, jednak w rodzinach ofiar pozostał ból, a także żal. Do Srebrenicy wróciła część mieszkańców, nie mają oni jednak poczucia zwycięstwa sprawiedliwości. Gdy dwa lata temu, w rocznicę mordu, odwiedził miasto serbski premier Aleksandar Vučić, musiał w pośpiechu uciekać, gdyż omal nie został zlinczowany przez rozwścieczonych jego obecnością na cmentarzu żałobników. Te rany jeszcze długo będą krwawiły.