Logo Przewdonik Katolicki

Sześć pięter Biblii

Natalia Budzyńska

W Waszyngtonie otwarto stworzone z wielkim rozmachem Muzeum Biblii. To marzenie amerykańskiego milionera Steve’a Greena, członka jednego z kościołów protestanckich. Udało mu się je zrealizować po zainwestowaniu pół miliarda dolarów.

Muzeów sztuki biblijnej albo muzeów pokazujących wpływ Biblii na sztukę jest na świecie kilka. Istnieją też miejsca poświęcone Biblii jako świętej księdze, jej historycznym aspektom, środowisku, w jakim powstawała, czy przekazom, jakie niesie. Ale muzeum stworzone z takim rozmachem jak to w Waszyngtonie jest zdecydowanie jedno. Zaledwie kilka przecznic od Kapitolu, w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stał opuszczony magazyn, teraz wznosi się kilkupiętrowy nowoczesny budynek ze szklarnią na dachu. Wewnątrz, na czterdziestu tysiącach metrów kwadratowych i sześciu piętrach – ekspozycja, która chce ukazać najważniejszą księgę chrześcijaństwa.
 
Oko na Kongres?
Kim jest Steve Green? Pochodzi z Oklahoma City, jego ojciec założył firmę Hobby Lobby, której rynkowa wartość w zeszłym roku wynosiła 6 bln dolarów. Senior rodu, David Green, mówi, że jego ojciec był kaznodzieją, a on sam budował swoją firmę w typowo amerykański sposób. Zaczynał w garażu od produkcji i sprzedaży ramek do zdjęć i obrazów. Kilka lat później wraz z żoną mogli otworzyć już swój pierwszy sklep. Teraz Hobby Lobby to wielka sieć sklepów oferująca dekoracyjne elementy wyposażenia wnętrz. Jeśli jakiś Amerykanin chce udekorować swój dom przed świętami, to zakupy z pewnością zrobi w Hobby Lobby. W firmie na najważniejszych stanowiskach oczywiście spotkamy potomków Davida Greena, a wszyscy mówią, że budują swój biznes zgodnie z chrześcijańskimi zasadami. Firma zasłynęła ostatnio sprawą sądową wytoczoną rządowi Stanów Zjednoczonych, którą zresztą wygrała. Chodziło o ubezpieczenie zdrowotne dla pracowników, które powinni opłacać, a które oferowało pigułkę „dzień po”. Greenowie należący do konserwatywnego odłamu protestantyzmu, powołując się na swoje przekonania religijne, nie zgodzili się, żeby opłacać takie polisy.
Powróćmy do Steve’a Greena – należąc do wspólnoty ewangelikalnej uważa, że Biblia jest najważniejszym i jedynym przewodnikiem wiary i jej praktykowania oraz że konieczna jest ewangelizacja świata poprzez głoszenie prawd zawartych w Biblii i służbę społeczną. W związku z tym nie dziwi pomysł stworzenia monumentalnego Muzeum Biblii i jego umiejscowienie w samym środku Waszyngtonu. Amerykańska prasa szybko zauważyła, że chodzi mu z pewnością o symboliczne oddziaływanie na polityków odwiedzających Kapitol, którzy w momencie podejmowania decyzji politycznych mają pamiętać o słowie Bożym.
Green publicznie zaprzecza, żeby jego muzeum miało mieć w założeniu jakąś funkcję prozelicką. Mówi, że nie chce nikogo na siłę nawracać. Chce tylko pokazać, czym jest Biblia – księga, która tak mocno wypłynęła na powstanie zachodniej cywilizacji, a także konkretnie Stanów Zjednoczonych. Zauważa, że coraz mniej Amerykanów zdaje sobie z tego sprawę i najwyższy już czas, żeby im o tym przypomnieć. Poza tym nie chce dzielić chrześcijan, dlatego założeniem twórców muzeum było pokazać chrześcijaństwo jako jedność, która czerpie z tego samego Słowa.
Wstęp do Muzeum jest darmowy, choć darczyńcy są mile widziani, a kilka dolarów płaci się za kilkugodzinne tematyczne wycieczki z przewodnikiem.
 
Wchodząc przez Księgę Rodzaju
Na uroczystym otwarciu zabrzmiało gospel, a dyrektor Muzeum Cary Summers witając przybyłych, powiedział: „Stworzyliśmy to muzeum, żeby pomóc naszym gościom zrozumieć i docenić rolę Biblii. Nie mamy innych zamiarów”. Goście weszli do środka przez monumentalną „Bramę Gutenberga”, którą tworzą drzwi-tablice ze słowami z Księgi Rodzaju.
Na pięciu piętrach zgromadzono 40 tys. obiektów mających związek z Biblią, a wystawa jest bardzo zaawansowana technologicznie. Wszystkie obiekty są własnością rodziny Greenów, którzy skupowali je od kilku lat na aukcjach. Co zobaczą zwiedzający? Na przykład odwzorowaną wioskę z czasów Mojżesza czy Jerozolimę i Nazaret z czasów Jezusa, odtworzone z użyciem najnowszych technologii, w tym hologramów postaci. Biblię Elvisa Presleya. Pierwszy egzemplarz Biblii, która znalazła się w kosmosie. Papirusy. Fragmenty zwojów znad Morza Martwego, chociaż akurat ten eksponat jest najczęściej przywoływany przez dziennikarzy i naukowców jako wątpliwy.
Przy okazji prasa przypomina o skandalu z lata tego roku, kiedy okazało się, że Green zakupił dla swojego muzeum bezcenne eksponaty za jedyne 1,6 mln dolarów. Okazało się, że zostały nielegalnie przemycone do USA: z aukcji w Dubaju nadesłano je do Oklahoma City w paczce opisanej: kafelki ceramiczne. W środku natomiast była kolekcja, wśród której znajdowały się liczące cztery tysiące lat sumeryjskie gliniane tablice z pismem klinowym. Nie ma ich teraz w Waszyngtonie – Green musiał zapłacić karę, a o odesłanie całej kolekcji walczy rząd Iraku. Ta sprawa jednak położyła się cieniem na całej wystawie, a dziennikarze nieprzychylni Greenowi pytają o okoliczności pozyskania innych artefaktów. Szczególnie tych antycznych. Wiadomo bowiem, że po wydarzeniach Arabskiej Wiosny i wojnach na Bliskim Wschodzie przemytnicy stali się bardzo aktywni wykorzystując powstały chaos. Greenowi wprawdzie pomagali naukowcy: bibliści i archeolodzy, ale ten świat jest podzielony jak każdy inny, więc niektórzy patrzą na kolekcję Greena z powątpiewaniem.
Zwiedzających te sprawy jednak nie interesują. Pytani o przeżycia odpowiadają chętnie i jasno widać, że są zadowoleni. Podoba im się rozmach, szeroki kontekst, historyczna dokładność i nowoczesność aranżacji. Nad scenariuszem wystawy pracowali uznani fachowcy od wystaw multimedialnych. Na przykład na dachu budynku można zwiedzić ogród roślin biblijnych, a w oszklonej restauracji z widokiem na Kapitol można zjeść potrawy, o których wspomina Biblia.
Nieczynne jest na razie pierwsze piętro budynku. Ma tam powstać stała wystawa zorganizowana podobno przez Watykan. Zaprezentowane mają być skarby z Biblioteki Watykańskiej i Muzeów Watykańskich, a o jej poziom mają zadbać pracownicy rzymskich muzeów i uniwersytetów papieskich. Jak na razie to jednak tylko plany.
 
W kraju Księgi
Europejczycy mają bliżej do Amsterdamu, gdzie w centrum miasta, w pięknej kamienicy od 1975 r. mieści się jedyne w Europie Muzeum Biblii. Jej założycielem był żyjący w XIX wieku pastor Leendert Schouten, który kolekcjonował różne pamiątki związane z Biblią i którego kolekcja stanowi trzon wystawy. Zwiedzanie zaczyna się od ostatniego piętra, gdzie znajdują się zabytki starożytnego Egiptu i Bliskiego Wschodu. Poznajemy kolebkę religii monoteistycznej, potem judaizm i Stary Testament. I oczywiście Nowy Testament. Wśród eksponatów makieta namiotu przymierza, makieta świątyni Salomona, egzemplarze wydań Biblii z różnych czasów, kopie zwojów z Qumran, Biblia z Delft z 1477 r., Biblia Lutra. Choć amsterdamskie Muzeum Biblii wydaje się zakurzone w porównaniu z tym właśnie otwartym w Waszyngtonie, to także tam szuka się nowych środków wyrazu. W listopadzie została otwarta wystawa czasowa prezentująca fotografie, które mają dodać świeżego powiewu starożytnym historiom biblijnym.
Muzeum Biblii ma także Tel Awiw, ale – jak można się spodziewać – jest nastawione na historię narodu żydowskiego i jego związku z księgami Starego Testamentu. Ciekawostką jest fakt, że mieści się w jednym z pierwszych domów wybudowanych w Tel Awiwie, a przestrzeń dzieli z Muzeum Niepodległości. Dwie wystawy: Biblia w sztuce oraz Biblia w druku, gromadzą eksponaty – rzeźby, obrazy, książki historyczne, mapy. Nie jest to duża kolekcja, raczej trochę chaotyczna zbieranina, nic więc dziwnego, że kilka lat temu rząd Izraela ogłosił powstanie muzeum poświęconego Biblii w Jerozolimie. Premier Izraela Benjamin Netanjahu powiedział, że absurdem jest, iż kraj Biblii wciąż nie ma poświęconego jej centrum z prawdziwego zdarzenia.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki