Muzeów sztuki biblijnej albo muzeów pokazujących wpływ Biblii na sztukę jest na świecie kilka. Istnieją też miejsca poświęcone Biblii jako świętej księdze, jej historycznym aspektom, środowisku, w jakim powstawała, czy przekazom, jakie niesie. Ale muzeum stworzone z takim rozmachem jak to w Waszyngtonie jest zdecydowanie jedno. Zaledwie kilka przecznic od Kapitolu, w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stał opuszczony magazyn, teraz wznosi się kilkupiętrowy nowoczesny budynek ze szklarnią na dachu. Wewnątrz, na czterdziestu tysiącach metrów kwadratowych i sześciu piętrach – ekspozycja, która chce ukazać najważniejszą księgę chrześcijaństwa.
Oko na Kongres?
Kim jest Steve Green? Pochodzi z Oklahoma City, jego ojciec założył firmę Hobby Lobby, której rynkowa wartość w zeszłym roku wynosiła 6 bln dolarów. Senior rodu, David Green, mówi, że jego ojciec był kaznodzieją, a on sam budował swoją firmę w typowo amerykański sposób. Zaczynał w garażu od produkcji i sprzedaży ramek do zdjęć i obrazów. Kilka lat później wraz z żoną mogli otworzyć już swój pierwszy sklep. Teraz Hobby Lobby to wielka sieć sklepów oferująca dekoracyjne elementy wyposażenia wnętrz. Jeśli jakiś Amerykanin chce udekorować swój dom przed świętami, to zakupy z pewnością zrobi w Hobby Lobby. W firmie na najważniejszych stanowiskach oczywiście spotkamy potomków Davida Greena, a wszyscy mówią, że budują swój biznes zgodnie z chrześcijańskimi zasadami. Firma zasłynęła ostatnio sprawą sądową wytoczoną rządowi Stanów Zjednoczonych, którą zresztą wygrała. Chodziło o ubezpieczenie zdrowotne dla pracowników, które powinni opłacać, a które oferowało pigułkę „dzień po”. Greenowie należący do konserwatywnego odłamu protestantyzmu, powołując się na swoje przekonania religijne, nie zgodzili się, żeby opłacać takie polisy.
Powróćmy do Steve’a Greena – należąc do wspólnoty ewangelikalnej uważa, że Biblia jest najważniejszym i jedynym przewodnikiem wiary i jej praktykowania oraz że konieczna jest ewangelizacja świata poprzez głoszenie prawd zawartych w Biblii i służbę społeczną. W związku z tym nie dziwi pomysł stworzenia monumentalnego Muzeum Biblii i jego umiejscowienie w samym środku Waszyngtonu. Amerykańska prasa szybko zauważyła, że chodzi mu z pewnością o symboliczne oddziaływanie na polityków odwiedzających Kapitol, którzy w momencie podejmowania decyzji politycznych mają pamiętać o słowie Bożym.
Green publicznie zaprzecza, żeby jego muzeum miało mieć w założeniu jakąś funkcję prozelicką. Mówi, że nie chce nikogo na siłę nawracać. Chce tylko pokazać, czym jest Biblia – księga, która tak mocno wypłynęła na powstanie zachodniej cywilizacji, a także konkretnie Stanów Zjednoczonych. Zauważa, że coraz mniej Amerykanów zdaje sobie z tego sprawę i najwyższy już czas, żeby im o tym przypomnieć. Poza tym nie chce dzielić chrześcijan, dlatego założeniem twórców muzeum było pokazać chrześcijaństwo jako jedność, która czerpie z tego samego Słowa.
Wstęp do Muzeum jest darmowy, choć darczyńcy są mile widziani, a kilka dolarów płaci się za kilkugodzinne tematyczne wycieczki z przewodnikiem.
Wchodząc przez Księgę Rodzaju
Na uroczystym otwarciu zabrzmiało gospel, a dyrektor Muzeum Cary Summers witając przybyłych, powiedział: „Stworzyliśmy to muzeum, żeby pomóc naszym gościom zrozumieć i docenić rolę Biblii. Nie mamy innych zamiarów”. Goście weszli do środka przez monumentalną „Bramę Gutenberga”, którą tworzą drzwi-tablice ze słowami z Księgi Rodzaju.
Na pięciu piętrach zgromadzono 40 tys. obiektów mających związek z Biblią, a wystawa jest bardzo zaawansowana technologicznie. Wszystkie obiekty są własnością rodziny Greenów, którzy skupowali je od kilku lat na aukcjach. Co zobaczą zwiedzający? Na przykład odwzorowaną wioskę z czasów Mojżesza czy Jerozolimę i Nazaret z czasów Jezusa, odtworzone z użyciem najnowszych technologii, w tym hologramów postaci. Biblię Elvisa Presleya. Pierwszy egzemplarz Biblii, która znalazła się w kosmosie. Papirusy. Fragmenty zwojów znad Morza Martwego, chociaż akurat ten eksponat jest najczęściej przywoływany przez dziennikarzy i naukowców jako wątpliwy.
Przy okazji prasa przypomina o skandalu z lata tego roku, kiedy okazało się, że Green zakupił dla swojego muzeum bezcenne eksponaty za jedyne 1,6 mln dolarów. Okazało się, że zostały nielegalnie przemycone do USA: z aukcji w Dubaju nadesłano je do Oklahoma City w paczce opisanej: kafelki ceramiczne. W środku natomiast była kolekcja, wśród której znajdowały się liczące cztery tysiące lat sumeryjskie gliniane tablice z pismem klinowym. Nie ma ich teraz w Waszyngtonie – Green musiał zapłacić karę, a o odesłanie całej kolekcji walczy rząd Iraku. Ta sprawa jednak położyła się cieniem na całej wystawie, a dziennikarze nieprzychylni Greenowi pytają o okoliczności pozyskania innych artefaktów. Szczególnie tych antycznych. Wiadomo bowiem, że po wydarzeniach Arabskiej Wiosny i wojnach na Bliskim Wschodzie przemytnicy stali się bardzo aktywni wykorzystując powstały chaos. Greenowi wprawdzie pomagali naukowcy: bibliści i archeolodzy, ale ten świat jest podzielony jak każdy inny, więc niektórzy patrzą na kolekcję Greena z powątpiewaniem.
Zwiedzających te sprawy jednak nie interesują. Pytani o przeżycia odpowiadają chętnie i jasno widać, że są zadowoleni. Podoba im się rozmach, szeroki kontekst, historyczna dokładność i nowoczesność aranżacji. Nad scenariuszem wystawy pracowali uznani fachowcy od wystaw multimedialnych. Na przykład na dachu budynku można zwiedzić ogród roślin biblijnych, a w oszklonej restauracji z widokiem na Kapitol można zjeść potrawy, o których wspomina Biblia.
Nieczynne jest na razie pierwsze piętro budynku. Ma tam powstać stała wystawa zorganizowana podobno przez Watykan. Zaprezentowane mają być skarby z Biblioteki Watykańskiej i Muzeów Watykańskich, a o jej poziom mają zadbać pracownicy rzymskich muzeów i uniwersytetów papieskich. Jak na razie to jednak tylko plany.
W kraju Księgi
Europejczycy mają bliżej do Amsterdamu, gdzie w centrum miasta, w pięknej kamienicy od 1975 r. mieści się jedyne w Europie Muzeum Biblii. Jej założycielem był żyjący w XIX wieku pastor Leendert Schouten, który kolekcjonował różne pamiątki związane z Biblią i którego kolekcja stanowi trzon wystawy. Zwiedzanie zaczyna się od ostatniego piętra, gdzie znajdują się zabytki starożytnego Egiptu i Bliskiego Wschodu. Poznajemy kolebkę religii monoteistycznej, potem judaizm i Stary Testament. I oczywiście Nowy Testament. Wśród eksponatów makieta namiotu przymierza, makieta świątyni Salomona, egzemplarze wydań Biblii z różnych czasów, kopie zwojów z Qumran, Biblia z Delft z 1477 r., Biblia Lutra. Choć amsterdamskie Muzeum Biblii wydaje się zakurzone w porównaniu z tym właśnie otwartym w Waszyngtonie, to także tam szuka się nowych środków wyrazu. W listopadzie została otwarta wystawa czasowa prezentująca fotografie, które mają dodać świeżego powiewu starożytnym historiom biblijnym.
Muzeum Biblii ma także Tel Awiw, ale – jak można się spodziewać – jest nastawione na historię narodu żydowskiego i jego związku z księgami Starego Testamentu. Ciekawostką jest fakt, że mieści się w jednym z pierwszych domów wybudowanych w Tel Awiwie, a przestrzeń dzieli z Muzeum Niepodległości. Dwie wystawy: Biblia w sztuce oraz Biblia w druku, gromadzą eksponaty – rzeźby, obrazy, książki historyczne, mapy. Nie jest to duża kolekcja, raczej trochę chaotyczna zbieranina, nic więc dziwnego, że kilka lat temu rząd Izraela ogłosił powstanie muzeum poświęconego Biblii w Jerozolimie. Premier Izraela Benjamin Netanjahu powiedział, że absurdem jest, iż kraj Biblii wciąż nie ma poświęconego jej centrum z prawdziwego zdarzenia.