Zwracając się do muzułmańskich uchodźców Rohindża powiedział: „Niewiele możemy zrobić, bo wasza tragedia jest ogromna. Zróbmy jednak miejsce w naszym sercu. W imieniu wszystkich – za waszych prześladowców, krzywdzicieli, a przede wszystkim za obojętność świata – proszę was o przebaczenie. Przebaczcie”. Słowa te są o tyle odważne, że przełamały dyplomatyczną kurtuazję tej pielgrzymki (więcej o niej na s. 8). Słuchaczami papieża byli przecież buddyści, odpowiedzialni za wypędzenie i prześladowanie tej niewielkiej i bardzo biednej grupy etnicznej zamieszkującej Mjanmę. O czym pisaliśmy w „Przewodniku” już kilkakrotnie.
Takie wiadomości nie zajmują pierwszego miejsca w polskich mediach, co jest jakoś zrozumiałe. Wydają się nam zbyt odległe. Niestety jest też efekt uboczny tej niewiedzy. Brak bowiem znajomości konfliktów między grupami etnicznymi i religijnymi w świecie, utwierdza nas w nieprawdziwym przekonaniu, że ruchy migracyjne to przede wszystkim problem Europy. I że sami muzułmanie nie przyjmują swoich. Tak oczywiście nie jest, co Franciszek nie zapomniał również podkreślić. „Wielu z was mówiło mi o wielkim sercu Bangladeszu, który was przyjął – kontynuował, zwracając się do uchodźców Rohindża. Teraz ja apeluję do was o wielkie serce, aby było zdolne udzielić nam przebaczenia, o które prosimy”.
A my, chrześcijanie w Polsce, również powinniśmy prosić o przebaczenie? Czy jesteśmy ich tragedii jakoś winni? Oczywiście, że nie. Zapytać trzeba jednak, czy robimy wystarczająco dużo, żeby nie dać się zamknąć jedynie w kręgu własnych problemów, i czy staramy się w jakiejś mierze poznać świat w jego skomplikowanej złożoności. Bo tylko poszerzenie horyzontów może pomóc nam pozbyć się uprzedzeń i lęków wobec ludzi innych kultur i religii, które są zwyczajnie nieprawdziwe. A to jesteśmy winni szczególnie tym, którzy cierpią z powodu prześladowań, a o których zapomniał świat.