Logo Przewdonik Katolicki

Moja nadzieja

ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
fot. Ksenia Shaushyshvili

Pragnę wspomnieć o dwóch ważnych w tym czasie sprawach. Zanim to zrobię, chciałbym zacytować papieża Pawła VI, który zamykając Sobór Watykański II, powiedział o nauczaniu Kościoła, jakie tenże sobór zawarł w swoich dokumentach: „Jest jeszcze coś, o czym powinniśmy tu wspomnieć: całe to bogactwo doktrynalne ma na celu tylko jedno: służyć człowiekowi. Chodzi oczywiście o każdego człowieka, jakiekolwiek by nie były jego kondycja, ubóstwo i potrzeby. (…)

Moglibyśmy zadać sobie pytanie: czy wszystko to, co powiedzieliśmy i cokolwiek jeszcze moglibyśmy powiedzieć na temat ludzkiego wymiaru Soboru, nie jest świadectwem dewiacji Kościoła Soboru w kierunku pozycji antropocentrycznych przyjętych przez nowoczesną kulturę? Otóż nie, Kościół nie zboczył z drogi, ale zwrócił się ku człowiekowi.
Ktoś, kto uważnie analizuje ukierunkowanie intencji Soboru na wartości ludzkie i doczesne, nie może zaprzeczyć, że motywy, które ten kierunek ukształtowały i wyniosły do rangi programu Soboru, wywodzą się z jego duszpasterskiego charakteru. Jednocześnie musi przyznać, że troska o korzyści dla ludzkości jest jak najbardziej religijna i autentyczna, tak ze względu na miłość, która to ona sama wymaga szczególnej troski (gdzie miłość, tam Bóg), jak i ze względu na nierozerwalny związek – co nieustannie przypomina Sobór – między człowieczeństwem i doczesnością oraz między duchowością i wiecznością. Kościół ukierunkowuje się na człowieka, na ziemię, jednakowoż jego nadrzędnym drogowskazem pozostaje Królestwo Boże”.
Zadziwiające słowa, w których papież wyprzedza spadającą później – i trwającą w wielu środowiskach kościelnych do dziś – krytykę Soboru. Wyraża w nich zarazem zrozumienie dla obaw, jakoby tak intensywne soborowe zainteresowanie człowiekiem, a nawet postawienie go w centrum, było wręcz obrazoburcze: dlaczego w centrum nauczania Kościoła ma stać właśnie człowiek? Czy to nie jest znak, że Kościół błądzi?
Ta sprzeczność jest pozorna i to właśnie ją próbował rozwikłać tak mocnymi słowami soborowy papież: tylko tam, gdzie naprawdę ma znaczenie dobro człowieka, tam również spełnia się wola Boża. Ludzie stają się naprawdę ludzcy, kiedy w pełni odkrywają swoje człowieczeństwo jako ukierunkowane na miłość, a w najgłębszym wymiarze tego człowieczeństwa, na miłość od i do Boga.
Chrześcijaństwo stawia więc znak równości między tym, co dobre dla człowieka, a wolą Bożą. Tu nie ma żadnych dekretów Boga, który robiłby coś, co nie byłoby ukierunkowane na dobro człowieka, co byłoby jakąś Jego wolą niezwiązaną z godnością człowieka. Wszystko jest w Jego działaniu ukierunkowane na człowieka. To właśnie powiedział papież Paweł VI i pokazał najgłębszy sens prawdy o Bogu, który dla człowieka stał się człowiekiem. „Dla nas i dla naszego zbawienia… stał się człowiekiem” – wyznajmy w Credo – z podkreśleniem „dla nas”, a nie tylko dla „naszego zbawienia”.
W świetle tych słów Pawła VI można zrozumieć, dlaczego Jan Paweł II – wierny uczeń Vaticanum II – podczas swojej czwartej pielgrzymki do ojczyzny postanowił przypomnieć Dekalog. Zrobił to na „soborowy” sposób: nie tyle widząc w nim tylko prawo Boże, ale również dobro człowieka. „Dla jego dobra…” – powiedział wówczas papież. A było to zwłaszcza wtedy, po upadku komunizmu, tak bardzo ważne, żebyśmy mieli odwagę obudować wolną Polskę na trwałym, moralnym fundamencie. Z wiarą, że naprawdę chodzi też o nas, o nasze ludzkie szczęście.
Miałem wówczas przywilej słuchać Jana Pawła II w Koszalinie. Byłem tam zaangażowany w harcerską służbę medyczną. Coś pięknego! Być tam, tak blisko człowieka, który tak wiele dla mnie, dla nas wszystkich znaczył. I słuchać jego „Dziesięciu słów”, które stały się treścią kolejnych homilii podczas całej pielgrzymki. Byłem bardzo młody, nie wszystko rozumiałem, ale przeczuwałem, że chodzi także o mnie, o moje szczęście, o moje najbardziej ludzkie spełnienie, że Wojtyła chciał, abym był przekonany, że idąc drogą Dekalogu, po ludzku nie tracę, ale tylko zyskuję; nie tylko wieczność, ale też godną człowieka doczesność.
Dokonałem więc dla tego wydania „Przewodnika” wyboru kilku fragmentów papieskich homilii z tamtego czasu, aby pokazać to ich „ludzkie” ukierunkowanie (s. 30). Dokonując tego wyboru, kolejny raz spostrzegłem, jak bardzo były to wtedy, ale są też dzisiaj, rady bardzo praktyczne, głęboko łączące to co Boże z tym co ludzkie.
Co się więc z nami stało po trzydziestu latach, że nie widzimy już tej jedności pragnień Boga i spełnienia człowieka? Co się stało, że także w Polsce religia rozmija się coraz bardziej z aspiracjami człowieka? Jak to możliwe, że to, co niesie chrześcijaństwo, bywa rozumiane tak, jakby miało być jakimś złem czy co najmniej ograniczeniem dobra, wolności i godności człowieka?
Nauczanie i postawa kolejnych po Soborze papieży wydają się odpowiadać niedwuznacznie: kluczowe okaże się odbudowane – i w Kościele, i kulturze codziennego życia – ludzi zaufanie do sumienia – najgłębszej instancji Prawdy i sanktuarium Bożego Ducha. Bo tylko w sumieniu Dekalog nie konkuruje z ludzkim szczęściem, ale jest tego szczęścia najgłębszą obietnicą.
Czy i w tym punkcie nie spotykamy na nowo czterech białych braci: Giovanniego Battistę Montiniego, przyszłego Pawła VI, Karola Wojtyłę, przyszłego Jana Pawła II, Josepha Ratzingera, przyszłego Benedykta XVI, oraz Jorge Mario Bergoglia, przyszłego Franciszka? Widzę konkretnych ludzi, ich człowieczeństwo, ich imiona, ich niezwykłe historie życia. Ich dojrzałe człowieczeństwo razem z ludzkimi słabościami. Tam ich wszystkich, i przy wszystkich między nimi różnicach, na nowo razem odnajduję: w sanktuarium ludzkiego sumienia. I cieszę się z tego odnalezienia! Ono budzi moją nadzieję.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki