Z wysokości szczytu klasztoru jasnogórskiego prezentował się niezwykły widok. Tłumy z flagami, uśmiechy, rozmowy. Do przyjazdu Franciszka trwaliśmy w modlitewnym skupieniu, atmosfera od początku była podniosła i życzliwa. Nawet przechodzący politycy byli jakby bardziej skupieni, być może bardziej otwarci na słowa Franciszka. Byliśmy chyba tak bardzo chłonni papieskich słów jak w sierpniowym czasie w 1991 r., gdy w tym samym miejscu do młodzieży całego świata zwracał się Jan Paweł II.
Lekcja z Kany
Papież był bardzo skupiony, jak zawsze zresztą podczas liturgicznych celebracji. Widzieliśmy to już w trakcie jego pobytu w kaplicy Cudownego Obrazu. Wtedy najbardziej widać jak Franciszek koncentruje się na pojedynczym człowieku – pogładzenie po twarzy dziewczynki z niepełnosprawnością, wzrok skupiony prosto na niej. Wiedzieliśmy, że Franciszek za chwilę przeniesie ten wzrok na każdą Polkę i każdego Polaka. To skupienie modlitwy sprawiło też, że Franciszek na początku Mszy nie zauważył jednego stopnia i potknął się, na szczęście podtrzymany przez kapłanów. Wyczekiwanie swój punkt kulminacyjny nabrało w trakcie homilii. Co nam powie?
Papież jako wytrawny homilista i biblista skupił się na tekście drugiego czytania, w którym św. Paweł mówi o wkroczeniu Boga w historię pod postacią człowieka. Nawiązał też do Ewangelii, opisującej cud w Kanie Galilejskiej – który miał miejsce, jak przypomniał Franciszek, w trakcie trzeciego dnia posługi Jezusa. I tu od razu zostaliśmy obdarzeni deszczem konkretnych wskazań do realizacji w życiu osobistym i społecznym. Można streścić tę homilię w trzech słowach: prosto, blisko, konkretnie. Na podstawie postawy Maryi, która delikatnie zachęcała swojego Syna do pomocy weselnikom, Franciszek przedstawił plan dla nas: pamiętajcie, że Jezus swojej posługi nie rozpoczął od wystąpienia przed tłumem, spektakularnego cudu, który rozwiązałby kwestie polityczne. On pokazał, że rozumie drugiego człowieka, rozweselając ucztę weselną. To znaczy pokazał, jak kochać tu i teraz, bez dystansu, bez pompy, tylko wyrażając miłość w konkretnych sytuacjach. I dalej rozwinął swoją biblijną myśl, skupiając się na wcieleniu Jezusa. On stając się człowiekiem, dzieląc z nami trud codziennego życia, zachęcił do tego, by stawać się do Niego podobnymi. To właśnie oznacza zbawienie. Podkreślił to papież: „Bóg zatem nas zbawia, stając się małym, bliskim i konkretnym. Przede wszystkim, Bóg czyni się małym. Pan, cichy i pokornego serca, woli prostaczków, którym objawione jest królestwo Boże; oni są wielcy w Jego oczach i na nich patrzy”.
Trzy słowa, ale jakże pojemne. Najpierw być prostym, a więc odrzucić wszystko to, co zbędne, co przeszkadza w kontakcie z Bogiem i drugim człowiekiem. Dalej, jeśli nie ma już przeszkód: być blisko. Nie stwarzać dystansu, sztucznych barier, granic. Wychodzić naprzeciw drugiemu człowiekowi. I wreszcie: jak to robić? Konkretnie! Nie tworzyć zbędnych systemów, programów, planów. Działać trzeźwo, ale konkretnie. Franciszek zachęcał, by uczyć się tego od Matki Boga: „W Maryi znajdujemy pełną odpowiedź Panu: w ten sposób w wątek Boży wplata się w dziejach wątek maryjny. Jeżeli istnieje jakakolwiek ludzka chwała, jakaś nasza zasługa w pełni czasu, to jest nią Ona: to Ona jest ową przestrzenią zachowaną w wolności od zła, w której Bóg się odzwierciedlił; to Ona jest schodami, które przemierzył Bóg, aby zejść do nas i stać się bliskim i konkretnym: to Ona jest najjaśniejszym znakiem pełni czasu”.
Ojciec Święty zaprosił, byśmy na Jasną Górę przybywali często, bo właśnie od Maryi możemy brać przykład, jak żyć prosto, blisko i konkretnie.
Przygotowany gość
Pod koniec homilii Franciszek pokazał, jak bardzo przygotowany jest na przyjazd do Polski. Do narodu tak bardzo deklarującego miłość do papieża, oczekującego szczególnego spojrzenia głowy Kościoła na jego potrzeby i bolączki. Odczuliśmy to, gdy powiedział:
„Teraz, podobnie jak wówczas, czyni to z macierzyńską troską, ze swoją obecnością i dobrą radą, ucząc nas unikania arbitralnych decyzji i szemrań w naszych wspólnotach. Jako Matka rodziny chce nas strzec razem, wszystkich razem. Wasz naród pokonał na swej drodze wiele trudnych chwil w jedności. Niech Matka, mężna u stóp krzyża i wytrwała w modlitwie z uczniami w oczekiwaniu na Ducha Świętego, zaszczepi pragnienie wyjścia ponad krzywdy i rany przeszłości i stworzenia komunii ze wszystkimi, nigdy nie ulegając pokusie izolowania się i narzucania swej woli”.
Papież bardzo chce, byśmy byli rodziną, zjednoczeni ponad podziałami. Nie ma to być nasz projekt polityczny czy socjologiczny. Nie ma to być narzucenie jednej stronie zdania drugiej. Ma to być pokorne wsłuchiwanie się w głos Boga, u boku Maryi, w oczekiwaniu mocy Ducha Świętego. Idealistyczne? Niemożliwe? Papież zachęca do rzeczy wielkich, ale nie nieosiągalnych.
Chrzcielne zanurzenie
Całe to spotkanie było wspomnieniem wód chrztu, które obmyły każdego z nas, ale także całą Polskę 1050 lat temu. I na to zwrócił uwagę Franciszek, mówiąc: „Na niewiele się zda przejście między dziejami przed i po Chrystusie, jeśli pozostanie jedynie datą w kronikach historii. Oby dokonało się dla wszystkich i każdego z osobna przejście wewnętrzne, Pascha serca ku stylowi Bożemu”.
To idealne podsumowanie naszych całorocznych refleksji nad istotą chrztu. Nasz kraj może się przemienić, jeśli każdy z nas z ufnością odda swoje życie Jezusowi. – To zostało podane z wielkim natężeniem duchowym – podsumował abp Stanisław Gądecki, a prymas Polski rozwinął te słowa, nawiązując do niewpuszczenia 50 lat temu papieża Pawła VI na Jasną Górę. Stwierdził on, że spotkanie w Częstochowie może nauczyć nas, że trzeba szukać jedności i wychodzić do drugiego człowieka: – Tak, w sakramencie chrztu św. doświadczyliśmy Bożego Miłosierdzia i pragniemy, aby ono nas przemieniało, przemieniało nasze umysły i serca, prowadząc do naszych sióstr i braci, którzy tak bardzo go potrzebują, podobnie jak my – zaznaczył, dziękując papieżowi za odprawienie Mszy. I wszyscy w tym dniu czuliśmy, że miejscem budowania tej jedności może być Jasna Góra. Potwierdził to gospodarz tego miejsca abp Wacław Depo, gdy zapytałem go, jak to możliwe, że malutka Częstochowa może pomieścić całą Polskę, która tu przybywa: – To jest charyzmat Matki Bożej, że ona tak przyciąga. Pytali mnie dziennikarze przed spotkaniem: Czy ja się czegoś nie boję? Powiedziałem: Nie! Bo ten wewnętrzny pokój mam od Niej i dlatego staję tutaj prawie codziennie na Apelu.
Na takim apelu stanął również Franciszek. I my z nim, dziękując za 1050 lat wiary w Polsce. Jako znak tej wdzięczności, proboszcz poznańskiej katedry, ks. Ireneusz Szwarc ofiarował papieżowi krzyż wykonany z drewna wydobytego z wykopalisk archeologicznych, z czasów Mieszka I. Zapytałem więc spotkanego po chwili bp. Grzegorza Balcerka, czy zatem obchody jubileuszu chrztu Polski można uznać za zakończone. – Ten rok jubileuszu chrztu trwa. Trwa równocześnie Rok Miłosierdzia. Trwa świętowanie jubileuszu, aż do listopada – powiedział.
Franciszek dał nam jednak impuls, by świętować i wspólnie czerpać z chrzcielnych źródeł wiary o wiele dłużej.