Wszystko było takie piękne – wykrzyknęła głośno młoda Włoszka wychylająca się z tłumu rozlewającego się z krakowskich Błoni po zakończonej Drodze krzyżowej. Zatrzymałem się i z ciekawością zapytałem, co ją tak ujęło. – To było takie przemawiające i kreatywne, dotknęło mnie głęboko – odpowiedziała. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że Światowe Dni Młodzieży w Krakowie naprawdę się udały, choć kulminacja w Brzegach była jeszcze przed nami.
Trudny start
Wspominam to spotkanie, bo początki ŚDM były trudne. Księża rozmawiali ze sobą niespokojnie, że niewielu jest zapisanych pielgrzymów, a o ilości polskiej młodzieży to już w ogóle lepiej nie wspominać. Tylko gdzieniegdzie pojawiały się polskie flagi, a o dziwo dominowały barwy francuskie. Sytuacja jednak powoli ulegała zmianie. W Brzegach zrobiło się już bardzo kolorowo, w znacznym stopniu także biało-czerwono. Wszelki niedosyt, szarości pogodowe i niezadowolenie z uciążliwych noclegów przełamała obecność papieża. Najpierw na Błoniach, gdzie Franciszek przemawiał bardzo spokojnie, pomagał w skupieniu i modlitwie. I w końcu na czuwaniu w Brzegach, gdzie z pokornego i spokojnego mówcy wcielił się w dynamicznego proroka. Wygłosił wtedy mowę o wolności, której prędko nie zapomnimy.
Czy jednak słowa Franciszka naprawdę poruszyły młodych? Kim on dla nich naprawdę jest? Czy realnie zmienia ich życie? Sześć dni w Krakowie było czasem wypełnionym rozmowami z młodymi ludźmi i wspólnym poszukiwaniem odpowiedzi na powyższe pytania. To, co usłyszałem ująłem w kilka symbolicznych stwierdzeń.
Ma wielkie serce
Paradoksalnie to, co niektórzy uważają za populizm Franciszka, młodzi uważają za coś najbardziej poruszającego. Ośmielę się stwierdzić, że młodzież, która na ŚDM reprezentowała kultury całego świata, naprawdę ufa Franciszkowi. Nie spotkałem prawie nikogo, kto powiedziałby, że papież nie jest wiarygodny, że jego wypowiedzi należy traktować ostrożnie i wybiórczo. W rozmowie z młodą siostrą zakonną z Hiszpanii dostałem wręcz reprymendę, że moim pytaniem podaję w wątpliwość autorytet papieża. – On jest namaszczonym sługą Chrystusa, a jego cała postawa i słowa tylko to potwierdzają – mówi s. Clarisa z Sevilli. – On po prostu ma wielkie serce i z głębi tego serca do nas mówi. W nim nie ma fałszu, szukania taniego poklasku czy władzy – dodaje stojąca obok Hiszpanka. Monika z Warszawy wyraźnie chce potwierdzić: – Franciszek jest prawdziwy. On jest wypełniony Duchem Świętym, ponieważ idzie drogą Ewangelii w sposób bezkompromisowy. Niczego nie szuka dla siebie, ale chce służyć, tylko służyć.
Powracam do s. Clarisy i jeszcze raz pytam, skąd w niej to przekonanie, że wszystko, czego Franciszek uczy jest istotne dla młodych ludzi. Czy tylko dlatego, że jest papieżem? – O nie! – odpowiada szybko i bardzo głośno. – Mogę powiedzieć innym młodym ludziom, żeby go słuchali i za nim szli nie dlatego, że jest papieżem. Nie znam też osobiście wszystkich aspektów jego życia. To jest oczywiste. Mam jednak pełne przekonanie, że to, co wydarzyło się w moim życiu, kiedy Jezus je zmienił, kiedy mnie podniósł z moich słabości, wpisuje się dokładnie w przesłanie papieża. O jego świętości mówi mi moje serce, a nie tylko rozum – wyjaśnia podekscytowana swoim odkryciem.
Mówi inaczej niż politycy
Nie wywoływałem tematu, a jednak jednym z pierwszych skojarzeń młodych ludzi był kontrast stylu, w jakim przemawiał Franciszek z językiem współczesnych polityków. Samo słowo „polityka”, które oznacza przecież rzecz piękną, troskę o dobro wspólne, niestety nie kojarzy się młodym dobrze. Uważają, że sprawowanie władzy oznacza konieczność mówienia czegoś, co nie jest prawdziwe albo przynajmniej nie do końca szczere. Zdaniem wielu moich rozmówców, politycy zbyt wiele podporządkowują wynikom wyborczym. Nie wszyscy są tacy – próbowałem racjonalizować. Chociaż szybko przyznawali mi rację, dobrze wiedząc, że ich ocena jest zbyt ogólna, a nawet krzywdząca, to jednak sposób, w jaki próbowali ocenić przemawiającego do nich Franciszka, często przeciwstawiali właśnie nieszczerości w świecie polityki i biznesu. – To są ludzie, którzy mają ogromny wpływ na wszystko, dlatego tak nas boli – mówi Agnieszka z Krakowa – że nie potrafią mówić jak papież, od serca. – Franciszek jest natomiast przywódcą, który dociera do istoty ludzkich spraw. A jest tak dlatego, że żyje tym, co głosi. W jego wypowiedziach czuć absolutną wolność i spontaniczność. Nie musi układać poprawnych zdań, bo one same płyną z jego przemyślanych przekonań. On po prostu wierzy w to, co mówi – wyjaśnia Annie z Teksasu.
Jest grzesznikiem pokornym
Denila z Filipin nie chciała mówić zbyt dużo. Była raczej zawstydzona. Kiedy jednak otworzyła się i zaczęła ze mną rozmawiać, „wysypała” się z niej mądrość. Jej zdaniem wiarygodność Franciszka opiera się na jedynej nieustannie powtarzanej przez niego wypowiedzi, którą ona nazywa papieską spowiedzią: „jestem grzesznikiem”. Przecież ludzi, którzy mówią o swoim grzechu jest wielu i wcale nas tak nie pociągają – dopowiedziałem. Dostałem jednak szybką i emocjonalną odpowiedź: – Naprawdę ksiądz myśli, że wielu ludzi potrafi mówić o swojej słabości, przyznaje się do niej? Naprawdę ludzie z autorytetem podobnym do papieża szczerze mówią: jestem grzesznikiem? A przecież nie mówi tego ktokolwiek, ale sam papież. Dla mnie to znaczy jedno: jest dla mnie szansa!
Wtedy zrozumiałem, dlaczego Denila zdecydowała się pokonać drogą lotniczą pół globu, abyśmy mogli razem teraz oczekiwać na spotkanie z Franciszkiem i młodymi z całego świata w podkrakowskich Brzegach.
Nie ukrywam, że ta rozmowa mnie wzruszyła. Kiedy w Brzegach oglądałem krótką scenkę przygotowaną przez młodzież na temat zwątpienia w wierze, zaraz powróciła w mojej wyobraźni Denila, która patrzy na mnie i szeroko otwartymi oczami upomina: „Nie wolno gasić w człowieku nikłego płomyka, po prostu nie wolno!”.
Nie poddaje się, mimo krytyki
Wspomniałem, że prawie nikt nie podawał nauczania Franciszka w wątpliwość. W rozmowach z młodymi ludźmi z Polski ten element się jednak pojawił. Zasadniczo młodzi Polacy odpowiadali jak wszystkie inne narodowości, że ten papież jest dla nich kimś przenikliwie wiarygodnym. Pojawiały się jednak pojedyncze głosy krytyczne w związku z wypowiedziami dotyczącymi uchodźców. – Papież Franciszek zbyt pochopnie krytykuje nas za nieprzyjmowanie uchodźców, a jego otwartość jest niebezpieczna – wypowiada się dość zdecydowanie Maciej z Wielkopolski. W podobnym tonie dołączają się kolejne głosy z grupy. Waldek z małej miejscowości na Mazowszu nie chce krytykować papieża, uważa, że to nie przystoi katolikowi. Nie ukrywa jednak, że na ŚDM nie chciał przyjechać, bo swoje poglądy uważa za bardzo konserwatywne. – Nie ma co dyskutować, papież jest lewicowy – podsumowuje z pewnym patosem i tym samym zaprzecza temu, co tak podniośle wyznał jeszcze przed chwilą o tzw. porządnym katoliku. Próbowałem być trochę zaczepny i wspomniałem, że przecież tak bardzo chlubimy się bohaterami drugiej wojny światowej, którzy ratowali Żydów. Oni narażali życie z pełną świadomością ryzyka, które podejmowali. Jeden z chłopaków popatrzył na mnie i zupełnie zmienił spojrzenie, jakby złagodniał i przyznał, że problem jest chyba w tym, że my nie widzimy twarzy tych, którzy cierpią.
Teraz, gdy wysłuchałem homilii Franciszka z Brzegów, mogę tylko stwierdzić, że papież wcale nas nie krytykuje. On nieustannie wzywa: „Nie pozwólcie odebrać sobie wolności kreowania przyszłości, nie dajcie się zamknąć w egoizmie”. Wytłumaczył też jedną z przyczyn tego zamknięcia. Jest nią zdaniem Franciszka spoglądanie na uchodźców tylko z perspektywy wiadomości medialnych. Po jednej informacji pojawia się druga. Wywołuje ona zupełnie inne uczucia, a tragiczne wydarzenie nagle potrafi zamienić na sytuację śmieszną. Jesteśmy ogłupiali i docierających do nas informacji nie potrafimy przeżywać z głębi prawdziwych emocji. – To faktycznie jest piekło zamkniętego serca, które ktoś otoczył murem lęków i nie pozwala roztaczać szerokich horyzontów myślenia ewangelicznego. Ten ktoś powtarza nieustannie: musisz się bać, żeby podejmować właściwe decyzje. To jest kłamstwo! – wykrzyczał papież Franciszek na czuwaniu z młodzieżą.
Prorok widzi dalej
Ten wątek świetnie podsumowała bardzo młoda siostra elżbietanka z Gdyni: – Franciszek jest prorokiem, a to znaczy, że wyrywa nas z tego, co jest naszym przyzwyczajeniem, przekracza chłodną racjonalność i każe myśleć nadnaturalnie. Czy przekraczanie mentalności uprzedzeń wobec ludzi innych kultur i religii nie może zwyczajnie trochę boleć, budzić obaw? – pyta retorycznie. Dobrze, że usłyszałem te słowa – pomyślałem. Otworzyły mi oczy na konieczność uszanowania uczuć tych, którzy się boją. Jednocześnie uświadomiły mi jednak aktualność słów Franciszka wypowiedzianych podczas czuwania w Brzegach, gdy wołał do miliona młodych ludzi: „Czy i wy chcecie zamknąć się w lęku jak uczniowie w Wieczerniku? Czy nie pragniecie wyjść na zewnątrz, do czego uzdalnia was Duch Święty?”. Na swoje retoryczne pytanie siostra odpowiedziała milczeniem. Jedynie jej sugestywne spojrzenie odczytałem jak złotą sentencję: miłość albo jest ryzykiem, albo jej po prostu nie ma. – Poza tym różnorodność kulturowa rzadko jest problemem zakonników. Nasze zgromadzenia najczęściej są wielokulturowe. Nas Franciszek nie gorszy, on nas rozumie – podsumowała elżbietanka. – I naprawdę nie jest to problem jedynie chrześcijan żyjących w naszej ojczyźnie – dodała z właściwą dla podjętego tematu powagą.
Jeśli jest rzeczywiście tak, jak mówi siostra, to znaczy, że młodzi ludzie potrzebują dzisiaj jasnego przewodnictwa pasterzy Kościoła. Chcą księży i biskupów, którzy będą przypominali papieża Franciszka w jego bezkompromisowym zaufaniu Chrystusowi i Jego Ewangelii. Potrzebują autorytetów, którzy będą podtrzymywać ich marzenia o lepszej przyszłości w pojednanej ludzkości. Potrzebują przewodników, którzy będą mieli odwagę iść pod prąd społecznym strukturom zamknięcia i egoizmu. A piękne jest to, że Tomek, Angelika, Waldek i Monika, Agnes i John to imiona tylko niektórych, którzy powiedzieli mi o swoim ogromnym zaufaniu do Kościoła, księży, sióstr zakonnych. Chyba te głosy zawstydziły mnie najbardziej.
Zrozumieć młodych
– Franciszek nie jest teorią, on jest przypowieścią – powiedziała z głębokim namysłem roztańczona Argentynka, która zatrzymała się na chwilę, aby ze mną porozmawiać. Jej słowa chcę zapisać na podsumowanie, bo one chyba najlepiej ujęły papieskie przesłanie, które jest odpowiedzią na poszukiwania młodych ludzi. – Franciszek jest jak otwarte drzwi; jest jak człowiek, przez którego słowa, gesty i uczucia czułości możesz dotknąć Chrystusa. Nie mówię, że jest święty. Tego nie wiem. Nie mogę go oceniać – dodaje tonem usprawiedliwiającym trochę wyidealizowany obraz papieża. Wydaje się, jakby chciała przerwać rozmowę. Mówi jednak dalej, ze wzruszeniem: – Wiem, że Franciszkowi mogę zaufać, bo w moim życiu stał się iskrą miłosierdzia