Logo Przewdonik Katolicki

Pomóżmy Malgaszom

Katarzyna Jarzembowska
Fot.

Zasadniczo dzieci wszędzie są takie same czy to w Ameryce, Azji, czy w Europie. W Polsce i na Madagaskarze również. Kiedy bydgoszczanin o. Dariusz Marut ze Zgromadzenia Ducha Świętego ponad dwa lata temu dotarł na Czerwoną Wyspę, stwierdził, że wszystko niby się zgadza. Od cywilizowanej normy odbiegają jedynie warunki, w których żyją mali Malgasze. Dla nas to niewiarygodna opowieść, dla nich smutna codzienność

Zasadniczo dzieci wszędzie są takie same – czy to w Ameryce, Azji, czy w Europie. W Polsce i na Madagaskarze również. Kiedy bydgoszczanin o. Dariusz Marut ze Zgromadzenia Ducha Świętego ponad dwa lata temu dotarł na Czerwoną Wyspę, stwierdził, że wszystko niby się zgadza. Od cywilizowanej normy odbiegają jedynie warunki, w których żyją mali Malgasze. Dla nas to niewiarygodna opowieść, dla nich – smutna codzienność

 
Na Madagaskarze prawie 70 proc. społeczeństwa stanowią dzieci poniżej 15. roku życia. Dziesięcioosobowa rodzina nie jest tu niczym „ponad normę”. Jednak edukacja takiej rzeszy maluchów stanowi już spory problem – brakuje czasu i pieniędzy, czyli wszystkiego.
 
Praca i nauka – dokładnie w tej kolejności
Co robią kilkuletnie dzieci na Madagaskarze? Jest kilka możliwości – albo pasą byki, albo pracują w polu przy uprawie ryżu i cebuli, w międzyczasie zajmując się młodszym rodzeństwem. – Nie wiadomo nawet, ile dzieci znajduje się poza systemem edukacyjnym – bo na przykład nie są zarejestrowane w urzędzie. Rodzice nie zawracają sobie głowy tak błahymi sprawami, szczególnie ci mieszkający w buszu. Powód jest prosty – oni również nie potrafią pisać i czytać – opowiada duchacz.
Państwowe szkoły mieszczą się zazwyczaj w pożałowania godnych, brudnych i ciemnych budynkach. Szczególnie trudna sytuacja panuje na wioskach. Tam są to często szałasy utkane z bambusa i uszczelnione gliną. Klasy są zawsze przepełnione. Brakuje najprostszych przyborów, nie mówiąc już o pomocach naukowych. Dzieci do nauki pisania używają małej tabliczki i kredy.
Status nauczyciela osiągają już absolwenci gimnazjum. Rzadkością jest ktoś po maturze, nie mówiąc już o studiach. Często dzieci – zamiast uczestniczyć w lekcji – pracują na polu ryżowym nauczyciela. Zarabia on ok. 100 zł, przy czym wypłaty są niejednokrotnie opóźnione o kilka miesięcy, więc sam musi zapewnić sobie środki do życia. Tylko dlaczego takim kosztem? – Niestety, nikt na to nie reaguje, a szkolnictwo przynosi marne efekty. Dlatego właśnie postawiliśmy na edukację. Wierzymy, że w ten sposób można coś zmienić. Obecnie w promieniu 120 km mamy już 18 szkół – 15 podstawowych w wioskach w buszu, dwa gimnazja i jedno liceum. W ich budowie pomagają nam rodzice. Dzięki pomocy z Polski kupujemy brakujące materiały i… tak powstaje szkoła. Problem w tym, że najbiedniejszych dzieci nie stać na zapłacenie czesnego, a my nie jesteśmy w stanie pomóc im wszystkim – mówi o. Dariusz Marut CSSp.
 
Pierwszy dzwonek
Misjonarze zaczęli jednak liczyć i rachunek okazał się prosty – na opłacenie rocznej nauki i zakup przyborów szkolnych dla jednego dziecka potrzeba… 100 złotych. – Najpierw poprosiłem o pomoc rodzinę i przyjaciół. Reakcja była natychmiastowa. Każdy darczyńca otrzymał w zamian zdjęcie „swojego” dziecka i jego opis. W pomoc włączyła się szybko moja rodzinna parafia Świętej Jadwigi Królowej w Bydgoszczy. Dzięki połączonym siłom rok temu udało się wysłać do szkoły 50 dzieci – dodaje.
Podczas wypoczynku w ojczyźnie o. Dariusz Marut wraz z o. Michałem Apiecionkiem zwrócili się z apelem o pomoc – media zrobiły swoje. Dzięki temu liczba adopcyjnych rodziców z Polski zapewniła pomoc tysiącu dzieciom. – Aby przygotować „wyprawkę” dla maluchów, musieliśmy zamówić ciężarówkę, która przywiozła wszystko ze stolicy Antananarivo. Jedna z dziewczynek, Emma, przytaszczyła na głowie dwa kartony zeszytów. Postawiła je na ziemi, wzdychając ciężko: „Zaraz po prostu padnę” – opowiada z radością misjonarz.
Mimo ogromu pracy dzieci otrzymały wszystko na czas i 11 października przekroczyły po raz pierwszy mury szkoły. Dokładnie o 7:30 rozległ się pierwszy dzwonek powitany brawami i radosnymi okrzykami.
 
Szkoła to nie wszystko…
Nauka nie zapełni jednak pustego brzucha – oprócz „strawy intelektualnej” ojcowie zadbali także o tę bardziej przyziemną i wybudowali kantynę szkolną. Codziennie w czasie przerwy 90 dzieci otrzymuje pełnowartościowy obiad – i to z deserem. – Sam nie mogę się nadziwić, że 5-letni Malgasz potrafi zjeść potężny kopiec ryżu, którego ja – będąc bardzo głodnym – nie mógłbym pochłonąć nawet w połowie. Nie bez przyczyny mówi się, że Malgasze są największymi „zjadaczami” ryżu na świecie. Po skończonym posiłku zazwyczaj pojawia się pytanie: „A co będzie jutro na obiad?” – opowiada o. Dariusz.
Kolejnym projektem duchaczy jest budowa internatu. Dzieci z buszu, gdzie są – jak na razie – tylko szkoły podstawowe, by kontynuować naukę w gimnazjum lub liceum, muszą zamieszkać w Mampikony. Gnieżdżą się tam zazwyczaj po kilkoro w małej chatce, śpią na ziemi i często są okradane z tego, co mają. – No i są tam bez opieki. Kiedy któreś z nich zachoruje, nie ma obok nikogo dorosłego. W ubiegłym roku dwoje takich dzieci zmarło na rękach swoich rówieśników. Nikt nie wezwał lekarza, nie zabrał ich do szpitala… A to była tylko malaria, którą można dziś szybko wyleczyć. W internacie poczują się bezpieczniej – dodaje o. Marut.
 
A, b, c…
Maluchy z polskiej adopcji rozwijają skrzydła. Niektóre kończą semestr, osiągając wspaniałe wyniki – znajdują się w czołówce w swoich klasach. – Codziennie po lekcjach i w weekendy dzieci mają możliwość nauki na naszej misji. Odrabiamy z nimi lekcje i powtarzamy materiał. Jednym ze stałych gości jest od dłuższego czasu… listonosz. Przywozi nam mnóstwo listów z Polski, które zawsze tłumaczymy każdemu dziecku. Największą radość sprawiają zdjęcia, które zazwyczaj wędrują z rąk do rąk, a potem trafiają na półeczkę – honorowe miejsce w ubogiej chatce. To dodaje tym dzieciom sił – mimo tysięcy kilometrów jest ktoś, kto się o nich martwi i kto chce im pomóc – podkreśla o. Darek.
Duchacze systematycznie odwiedzają wszystkie szkoły, spotykają się z dziećmi i rodzicami, a dla 80-osobowej kadry nauczycieli organizują specjalne kursy. – Polska już na stałe wpisała się w historię naszego malgaskiego regionu. Za każdy gest życzliwości, za każdy przejaw solidarności niech podziękowaniem będzie nie tylko staropolskie „Bóg zapałać” i zapewnienie o naszej stałej modlitwie, ale przede wszystkim uśmiech małego Malgasza siedzącego w szkolnej ławce i wymawiającego z przejęciem: A, b, c… – podsumował o. Dariusz Marut CSSp.
 
 

 
Wystarczy roczna opłata w wysokości 100 zł, by jeden mały Malgasz mógł pójść do szkoły. Zapewnienie wyżywienia najbardziej ubogim dzieciom to dodatkowy wydatek w wysokości 330 zł.
 
Zgromadzenie Ducha Świętego
Al. Jana Pawła II 117
85-152 BYDGOSZCZ
PEKAO SA. I O. Bydgoszcz
81 124011831111000012904365
z dopiskiem:
„Adopcja na odległość”
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki