Nie jestem mamą, ale córką swojej mamy już tak. Dodatkowo mam wokół siebie wiele koleżanek, które stawiają pierwsze kroki w macierzyństwie lub od dawna są mamami dziewczynek. Zawsze fascynowało mnie, jak kształtuje się relacja między dorosłą kobietą a małą dziewczynką, którą sama urodziła.
– Przestrzeń relacji matki z córką jest bardzo specyficzna, ponieważ dotyczy ona osób tej samej płci. Matka może przypuszczać, jaki będzie rozwój córki, ale nie jest w stanie dokładnie przewidzieć, jak on się potoczy. Relacja ta charakteryzuje się mnogością elementów projekcyjnych, zawierających w sobie to, z czym matka wyszła ze swojego dzieciństwa, ale też to, co chciałaby nadrobić w kontekście swojej córki. Często ta relacja to mieszanie się przeszłości z przyszłością, a dużą sztuką jest oprzeć ją na więzi budowanej tu i teraz. Córka jest dla matki wyzwaniem, ponieważ będzie ona realizowała swój własny wzorzec kobiecości, co prędzej czy później postawi matkę w pytaniu, co dała swojej córce, jaką była matką w dzieciństwie, i co dorosła już kobieta wykorzysta we własnej historii życia. Czasem ta relacja jest rozliczeniem się matki ze swoją własną historią. Moje doświadczenie życiowe i gabinetowe pokazuje, jak niesamowitym momentem w życiu kobiety jest pojawienie się na świecie pierwszego dziecka. Wtedy zaczyna ona urealniać obraz swojej własnej matki, weryfikować, jaka była naprawdę. Relacja matki z córką jest bardzo pojemna. Dużo się w niej dzieje poprzez identyfikację, podobieństwo i przejmowanie pewnych wzorców, ale warunkiem, aby była ona zdrowa, jest możliwość separacji, odróżnienia się. Niezbędne jest przyzwolenie na to, aby w tym, wydawałoby się, spójnym, jednolitym związku zaistniały różnice, bo jest to warunkiem właściwego odejścia córki do świata zewnętrznego. Bardzo długo w psychologii myślano, że dziecko jest jak tabula rasa, a w toku rozwoju wszystko się w nim zapisuje. Dzisiejsze badania pokazują, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, gdyż dziecko rodzi się już ,,jakieś”. Jest ono aktywnym odbiorcą w interakcji z matką, ale dużo zależy od podstaw neurofizjologicznych dziecka i uwarunkowań jego temperamentu. Niemały wpływ na relację z matką ma to, jak dziecko na nią reaguje, jak ją odbiera. Matka jest pierwotną postacią, w kontekście naszej rozmowy dla córki, gdyż uczy ją ludzkiego języka porozumiewania się, stymuluje rozwój jej mózgu, rozwój obszarów relacyjnych, które są bardzo potrzebne do wzrostu i do kontaktu emocjonalnego. Dla przyszłości ważne jest, jaka wytworzy się matryca tej relacji, co wniesie matka, ale też jakich odpowiedzi udzieli córka. Są matki, które mówią, że dziecko specjalnie je gryzie albo że celowo nie chce spać, lub ze złośliwości nie ssie piersi. Kobiety przypisują intencje dziecku, co jest bardzo błędne, ponieważ dziecko ich nie posiada.
Jeśli kobieta nie ,,rozliczy” się ze swoją matką, nie będzie w stanie zbudować zdrowej relacji z córką?
– Zdecydowanie nie zawsze tak jest. Dojrzała kobieta, która urealniła obraz matki, dopuści, że nie we wszystkim była ona zaspokajająca i karmiąca, ale że były obszary, w których była niewystarczająca, i to nie jest nic złego, lecz coś bardzo ludzkiego. Tu nie chodzi o fizyczne rozliczenie się z matką realną, ale o urealnienie tego obrazu w sobie. Niepotrzebna jest do tego obecność matek. Czasem osoby w pani pokoleniu mają poczucie, że jeśli powiedzą coś matce w sposób kategoryczny, np. żeby nie dawała wnukowi słodyczy, to wykażą się asertywnością i pokażą matce, że nie może ingerować w ich dorosłe życie. Nie do końca tak jest. W relacji matka – córka zachodzą różne kwestie, które nie do końca są wypowiedziane, nierzadko dzieją się w wyobrażeniach, oczekiwaniach. Myślę, że teraz więcej osób ma bliższy kontakt z matkami, więc może częściej się o tym rozmawia. Kiedyś dystans między matką a dzieckiem był o wiele większy, a autorytet rodzica miał potężniejszą siłę. Pamiętajmy, że ci rodzice, którzy przeżyli wojnę, a także ci, którzy byli powojennymi dziećmi, nieśli olbrzymie traumy. To jest spadek, który ujawnia się również w młodszych pokoleniach. Na szczęście coraz więcej się mówi o traumach międzypokoleniowych.
Dlaczego relacja dorosłej córki z matką bywa jedną z tych najtrudniejszych w życiu kobiety?
– To są bardzo pierwotne relacje. Powiemy, że nigdy w życiu z nikim innym, tylko z własnym dzieckiem, zdarza nam się taka relacja. Bardzo często patrzymy na tę relacje w kategoriach winy i krzywdy. Zachęcam wszystkich na różnych wykładach i zajęciach, i psychoterapii, żeby nie myśleć o niej tylko w kategoriach dwóch pokoleń – matki i córki, ale żeby poszerzyć tę perspektywę. Aby zrozumieć to, co się dzieje w diadzie między matką a córką, potrzeba zobaczyć, co miała matka w swoim życiu, jakie dostała wzorce od swojej matki, a jej matka od swojej. Poszerzanie kontekstu trochę znosi perspektywę winnego. Im bardziej przeżywamy daną relację, im bardziej cierpimy, im nam trudniej, tym częściej myślimy w kategoriach czarno-białych, mniej widzimy zróżnicowań i różnych odcieni szarości. W związku z tym, kiedy jesteśmy w głębokiej złości, smutku, frustracji, to staramy się przypisać gdzieś winę i czasem automatycznie matka staje się jej adresatką. Niedobrą pracę zrobiły publikacje wokół koncepcji ,,toksycznych rodziców”. Pamiętam, jak w latach 90. niektóre moje pacjentki mówiły, że pójdą do swojej matki i jej wygarną, co ona źle zrobiła albo czego nie zrobiła. Ich matki nierzadko miały około osiemdziesięciu lat, były w innym momencie życia. W kulturze katolickiej relacje córek z matkami mogą być trudne, ponieważ macierzyństwu, odnosząc się do Maryi, przypisuje się głównie pozytywne cechy. Mówi się o matce karmicielce, o tej, która daje życie, która chroni, opiekuje się, a nie mówi się o tym, że matka jest także tą, która karze, frustruje, rani i może być przeżywana przez dziecko bardzo negatywnie. Pięknie obrazują to baśnie, ponieważ jest w nich zarówno dobra królowa i wróżka, ale i macocha i wiedźma. Dziecko dostaje możliwość przeżywania kobiecości jednocześnie negatywnie i pozytywnie – i nie ma w tym żadnej sprzeczności. Tymczasem gdy macierzyństwo jest gloryfikowane, trudno wyrazić wobec matki złość czy zakomunikować jej, że nie chce się żyć życiem takim, jakie ona wiedzie. Obserwuję już jednak pewne zmiany, coraz częściej mówimy o tym, że warto rozmawiać o różnych odcieniach bycia matką. Prowadzę w procesie terapeutycznym coraz więcej matek i córek. Kobiety w różnym wieku zgłaszają się razem, bo widzą, że trudności w ich relacji trwają już zbyt długo. Przepiękne jest to, kiedy obserwuję, jak chcą naprawić te relacje. Relacja matek z córkami ma olbrzymi potencjał, jednak powszechnie nie uczymy tego, że emocje są zdrowe, że są wyrazicielami naszych potrzeb. Ważne jest, aby je ujawniać, a nie chować, bo tylko wtedy można mieć wpływ na więź między nami. Czasami trudność relacji wynika z tego, że córka nosi w sobie tęsknotę, aby matka była dla niej wzorem, żeby zawsze mogła się przy niej czuć bezpiecznie. Tymczasem, żadna z matek nie jest idealna, a młode kobiety nie zawsze potrafią w sobie pomieścić tę niedoskonałość.
Czy możliwe jest uzdrowienie relacji w dorosłości, mimo że całe dzieciństwo była ona zaburzona, bo np. matka była alkoholiczką?
– Przez to, że pracuję z ludźmi i mam w tej materii wieloletnie doświadczenie, wierzę, że każda relacja ma szansę na uzdrowienie. W dużej mierze zależy ono od woli i chęci obydwu stron. Matką, która trwała w uzależnieniu, była chora, owładnęły mechanizmy wykraczające poza logikę i normę. Ze strony matki, która ma taką przeszłość za sobą, bardzo ważne jest, aby uświadomiła to sobie, ale także weszła w psychikę dziecka i zrozumiała, że ono w związku z tym przeżywało różne lęki. Istotne dla uzdrowienia i pójścia dalej jest to, czy dziecko jako dorosła osoba będzie potrafiło odpuścić matce, przebaczyć, wyjść poza to, co się działo w przeszłości i skorzystać z tego, co się dzieje tu i teraz, kiedy matka jest już bardziej świadoma. Żalu i poczucia krzywdy nie da się zepchnąć, ale czasem praca nad raną polega na tym, że się o niej opowie, dlatego warunkiem naprawy jest spotkanie się w tych dwustronnych doświadczeniach. Matka nie piła bez przyczyny, a kluczem jest spotkanie i zrozumienie się, a nie ocenianie. To jest trudne, ponieważ mamy naturalną tendencję do szybkiej oceny. Rozumienie nie oznacza pełnej akceptacji, ale przyjęcie, że tak było w przeszłości, a teraz możemy pójść inaczej.
Pamiętam, jak usłyszałam od swojej znajomej, że kocha swoją córkę, ale jej nie lubi. Bardzo mnie to zszokowało, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że to naturalne i ludzkie. Czy kobiety, które powinny być sobie bliskie, a nie lubią się z powodu dzielących je charakterów czy poglądów, są w stanie się porozumieć?
– Silne emocje wobec drugiej osoby zazwyczaj związane są z tym, że my czegoś w sobie nie akceptujemy. Czasami, aby zrozumieć, co się dzieje w relacji, warto zadać sobie pytanie, dlaczego tak się złoszczę na moją córkę, co to mówi o mnie, a nie o niej. Rozwój polega na wzroście samoświadomości, a nasza autonomia buduje się wtedy, kiedy dowiadujemy się coraz więcej o sobie. Jak już wspomniałam, relacja matka – córka jest przestrzenią bardzo projekcyjną. Być może matka nie akceptuje tego, jaka jest córka, bo jest zbyt odważna, a jej nie stać było na taką odwagę. Wzajemna niechęć zawsze ma jakąś dynamikę. Warto zapytać siebie, w jakim celu tak się nie lubimy, co nam to daje. Może to powoduje, że tato się bardziej włącza w życie rodzinne albo wszyscy się nami zajmują? Warto spojrzeć, jaką rolę wzajemna niechęć pełni w systemie.
Zdarza się, że relację matki z córką budują tylko wzajemne żale, oskarżenia i niespełnione oczekiwania.
– Często ujawniamy tak zwane emocje wtórne, czyli takie, które nabudowały się latami i objawiają się w jeden, utrwalony przez nas sposób. Głębiej, pod tymi emocjami, znajduje się to, co rdzenne i pierwotne, czyli pragnienie bycia akceptowaną i zauważoną. Czasem, gdy matka z córką się kłócą, to jedyną rzeczą, która je jednoczy, jest potrzeba bycia ważną. Zarówno jedna, jak i druga prosi o miłość. Obserwuję podczas terapii, jak bardzo kobiety są zadziwione, gdy odkryją, że na zewnątrz tak się różnią, a w środku potrzebują dokładnie tego samego. Do zrozumienia i przyjęcia tego faktu prowadzi droga odlepienia tych wszystkich warstw, które nabudowały się przez lata. Zawiera się to w nieustannych wypominaniach: ,,Ty wtedy, kiedy ja byłam w pierwszej klasie, zrobiłaś to i to”, „Jak ja ci coś kiedyś powiedziałam, to ty tego nie przyjęłaś”. Tak można w nieskończoność, a to jest bardzo niebezpieczne. Praca nad relacją polega na tym, aby iść głębiej, a nie zatrzymywać się tylko na tym, co widoczne. Zdrowo jest mieć sprawdzone oczekiwania. Gdy córka chciałaby np. prosić mamę o opiekę nad wnukami, warto, aby postawiła sprawę jasno: mamo, potrzebowałabym ciebie do opieki nad dziećmi, jak ty to widzisz, jak się z tym czujesz, czy to będzie dla ciebie dobre? Dorosłość polega na kontraktowaniu wzajemnych decyzji. Jeśli nie ujawniamy naszych potrzeb i ktoś nie spełnia naszych oczekiwań, to robimy mu ,,wypłatę” w postaci frustracji, złości i żalu, podczas gdy ta osoba zupełnie nie wie, dlaczego taka jest nasza reakcja. Zdrowie psychiczne polega też na tym, że prosimy o pomoc, ale godzimy się z tym, że w odpowiedzi otrzymamy zgodę lub odmowę.
Czasem matka z córką nie spotykają się w zakresie potrzeby kontaktu czy budowania bliskości. Jedna z nich może sprawiać wrażenie bardziej oziębłej. Czy mimo to mają szansę na zbudowanie dobrej relacji?
– Po pierwsze należy przyjąć, że druga osoba nie zawsze nam odpowie tak, jak byśmy chcieli. Warto sobie powiedzieć, że zaspokojenia relacji i kontaktu nie uzyskujemy tylko przez kontakt z jedną osobą. Czasem urealnienie swojej relacji z mamą to powiedzenie, że ona okazuje miłość zupełnie inaczej, niż byśmy tego potrzebowały, np. gotuje dla nas obiad, ale trudno jej powiedzieć, jak jesteśmy dla niej ważne. Nie wpadajmy w pułapkę myślenia, że wszystkie swoje zaspokojenia musimy dostać od mamy. W dorosłym życiu ważne jest budowanie innych dorosłych relacji, w których dostaniemy to, czego potrzebujemy. Nie możemy od jednej relacji oczekiwać, że ona będzie zaspokajać wszystkie nasze potrzeby. Taka postawa jest bardzo niezdrowa.
Czy relacja matki z dorosłą córką może być za bliska?
– Osobiście uważam, że powinniśmy być osadzeni w swoich granicach i rolach. Matka powinna być ważna, ale córka powinna budować inne relacje, z dystansem, w których się będzie mogła sprawdzić. Zbytnie przyleganie do relacji matczynej i wkładanie w nią przyjaźni i bliskości zamyka córkę na próbowanie umiejętności w życiu społecznym, realnym. Zbyt bliska relacja z matką może być uwodząca, tworząca iluzję na temat córki, ponieważ matka zawsze ją przyjmie, zrozumie. Córka jest wówczas trochę jak dziecko, które chciałoby wrócić do brzucha mamy. Ze swojej strony udzieliłabym rady: córko, jesteś dorosła, możesz do mnie przyjść, przytulę cię, wysłucham, ale z mojego gniazda już wyszłaś, buduj swoje.
---
MAGDALENA SĘKOWSKA
Psycholog, psychoterapeutka, dyrektorka Kliniki Rodzina-Para-Jednostka w Poznaniu. Pracuje z parami i rodzinami, prowadzi poradnictwo seksuologiczne, zajmuje się analizą skryptów międzypokoleniowych w pracy indywidualnej i w pracy z parami