Zarówno w relacji o wniebowstąpieniu z Dziejów Apostolskich, przypomnianej nam w pierwszym czytaniu, jak i w przywołanym w Ewangelii zakończeniu opowieści św. Mateusza, uderza zestawienie dwóch rejestrów, kontrast nieba i ziemi. Z jednej przecież strony w obu tych fragmentach słyszymy relację o wydarzeniach i treściach jakby „nie z tego świata”, mowa jest o wzniesieniu się Jezusa w górę, o obłoku, czy też o pełni władzy Zmartwychwstałego na niebie i ziemi, o pozostawaniu z uczniami aż do skończenia świata. Z drugiej jednak strony, ten „niebieski” ton równoważony jest przez bardzo konkretnie i rzeczowo formułowane zadania. W Ewangelii św. Mateusza to właśnie w tym kontekście pada najbardziej zwięzły opis celów misji rodzącego się Kościoła, mission statement organizacji, jak powiedzieliby eksperci od zarządzania: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”. Z kolei w opowieści Dziejów najpierw sam Jezus, a potem dwaj mężowie w białych szatach, sprowadzają uczniów z wyżyn spekulacji i kontemplacji na ziemię. Pomagają im zrozumieć, że miast patrzeć w niebo, powinni się skoncentrować na dawaniu świadectwa.
Taki sposób zrelacjonowania nam ostatnich chwil Jezusa przed wniebowstąpieniem może być częściowo związany z doświadczeniami pierwotnych wspólnot chrześcijańskich. Niektórzy uczniowie Jezusa byli pod tak ogromnym wrażeniem tego, co się stało (czy można się im dziwić?, por. drugie czytanie), iż byli gotowi porzucać swe zajęcia i zatracać się w oczekiwaniu na Jego powtórne przyjście. Do tego stopnia, że św. Paweł czuł się w obowiązku interweniować (por. 2 Tes 3, 7–12). Połączenie tonu „niebieskiego” i „ziemskiego” w tej opowieści nie jest jednak z pewnością tylko wynikiem sytuacji I wieku, ma także cel uniwersalny. Wszyscy mamy pamiętać, że wierność Chrystusowi ma nie tyle wyrażać się we wpatrywaniu się w niebo, ile w niesieniu słowa o tym, co się stało, aż na krańce świata – wszystkim, którzy go jeszcze nie usłyszeli. Paradoksalnie, właśnie moment wniebowstąpienia najlepiej się nadawał, by nam o tym powiedzieć.