Logo Przewdonik Katolicki

Zrabowane czy uratowane?

Natalia Budzyńska
Ołtarz ku czci Zeusa z Pergamonu w Muzeum Pergamońskim w Berlinie | fot. Materiały prasowe

Jeśli ktoś waha się, czy wybrać się do Berlina, może ta wiadomość go przekona: jedna z atrakcji słynnej Wyspy Muzeów zamyka się nawet do 2037 roku.

Najsłynniejsze muzeum Berlina – bo tak można z pewnością powiedzieć o Muzeum Pergamońskim – lada chwila zostanie zamknięte na kilka lat z powodu generalnego remontu. Obejrzeć najcenniejsze zabytki starożytnego świata można jeszcze tylko przez kilka miesięcy, potem, od października, przez kolejne trzy i pół roku muzeum będzie zamknięte całkowicie. Remont prowadzony będzie etapami, właściwie rozpoczął się przebudową zainicjowaną kilka lat temu, a otwarcie całości nastąpi dopiero w 2037 r. Kilkanaście lat to całkiem długi okres, więc z pewnością letnie miesiące będą sprzyjać wizytom studentów, pasjonatów, badaczy i zwykłych turystów. Nic dziwnego, bo kolekcja starożytności przechowywana w murach muzeum na Wyspie Muzeów należy do największych na świecie. Wśród tysięcy przedmiotów i artefaktów jest kilka tych najważniejszych: Wielki Ołtarz Zeusa, brama Isztar, brama targowa z Miletu, fasada pałacu Mszatta czy mihrab z Kaszanu. Większość z nich to obiekty skradzione, choć jeszcze do niedawna nie stosowano wobec tych zawłaszczeń takiego słownictwa. Dzisiaj właściwie każda aktywność Muzeum Pergamońskiego spotyka się z podobnymi komentarzami, czy to ze strony dziennikarzy w mediach tradycyjnych, czy ze strony zwykłych osób w mediach społecznościowych. O tym, że muzeum starożytności w Berlinie tworzą przedmioty ukradzione, pisze się nie tylko przy okazji aktualnej aranżacji przygotowanej wspólnie z muzeum w Hamburgu, ale i przy okazji zbliżającego się remontu. Powtarza się pytanie, czy przypadkiem reorganizacja Muzeum Pergamońskiego nie stanie się przyczynkiem do intensywniejszych działań strony tureckiej w kierunku odzyskania ołtarza pergamońskiego?

Pergamon
To niezbyt przyjemna dla Niemców perspektywa, więc nie dowiemy się niczego na ten temat z oficjalnej strony muzeum. Nie jest ono zresztą jedyne, z nielegalnie pozyskanymi eksponatami muszą zmagać się właściwie wszystkie europejskie i amerykańskie muzea archeologiczne. Ale czy rzeczywiście nielegalnie? Ze współczesnego punktu widzenia oczywiście tak. Weźmy za przykład właśnie Wielki Ołtarz Zeusa, którego rekonstrukcja jest największą atrakcją berlińskich zbiorów. Carl Humann, który sprowadził pozostałości ołtarza do Berlina, był jednym z tych XIX-wiecznych archeologów – samouków, którzy siłą swojej wyobraźni i pasji dokonywali wielkich odkryć. Inżynier kolejowy Carl Humann znalazł się w Lewancie, by pracować w swoim zawodzie, budował kolej, w tym linię łączącą Konstantynopol ze Smyrną. Wtedy też po raz pierwszy spojrzał na ruiny Pergamonu, jednego z największych miast hellenistycznych. W 1871 r. jego uwagę zwróciły fryzy i rzeźby na kamiennych płytach, wydawało się, że stanowią część większej całości, jakby opowiadały konkretną historię. We wrześniu tego roku odwiedził Humanna niemiecki archeolog Ernst Curtius, odkrywca Olimpii. Namówił go, żeby wysłał kamienne bloki do Berlina w celu ich przebadania i identyfikacji. I rzeczywiście, nowy dyrektor Muzeum Berlińskiego rozpoznał fragmenty ołtarza pergamońskiego, którego fryz przedstawiał obrazy z gigantomachii. Humann chyba nie zdawał sobie sprawy ze swojego odkrycia, skoro w tym samym czasie planował objąć stanowisko dyrektora kopalni soli. Zamiast tego został  mianowany przedstawicielem Muzeum Berlińskiego w Turcji i otrzymał upoważnienie do prowadzenia wykopalisk w Pergamonie. Prace prowadzono do roku 1886. Ustalenia rządu niemieckiego ze stroną turecką były następujące: jedna trzecia znalezisk przeznaczona ma być dla właściciela ziemi, jedna trzecia dla odkrywcy i jedna trzecia dla państwa osmańskiego. Szybko jednak się zmieniły, a Niemcy wykorzystując swoją przewagę polityczną i gospodarczą, wymogły kolejne ustępstwa. Humann tymczasem robił wszystko, żeby Turkowie nie mieli pojęcia, co właściwie zostało odkryte. Ostatecznie wszystkie znaleziska z Pergamonu wyruszyły w podróż do Berlina. Państwo tureckie od kilku lat domaga się restytucji. Bezskutecznie.

Cegły z bramy Isztar
Robert Koldewey, zanim wyjechał do Syrii, był nauczycielem w szkole budowlanej w Görlitz. Studiował architekturę i archeologię, prowadził prace wykopaliskowe w południowych Włoszech. W 1897 r. postanowił odkopać Babilon, w kwietniu 1899 r. rozpoczyna prace i od razu natrafia na mur oraz szczątki płaskorzeźb. Jest ich tak dużo, a do tego znajdują się na takiej głębokości, że prace zajmą kilkanaście lat. O murach Babilonu z czasów Nabuchodonozora wspominały starożytne pisma, teraz można się było przekonać, że w niczym nie przesadzały: nie było potężniejszego miasta. Co więcej: mur i jego bramy zbudowano z pokrytych niebieską emalią palonych cegieł. Nie rozsypywały się tak jak gliniane suszone. Były trwałe i pokryte pięknym kolorem, niepowtarzalnym i do dziś wprawiającym w zdumienie głębią barwy, w tym tkwi ich absolutna wyjątkowość. A jednak królestwo Nabuchodonozora upadło, mury rozbierano, cegieł z nich miejscowa ludność używała do budowy domów w okolicznych wsiach. Koldewey odkopał „wiszące ogrody”, o których pisali z zachwytem starożytni autorzy, wieżę Babel i „świętą drogę”, czyli drogę procesyjną, którą dzisiaj, zrekonstruowaną, można oglądać w Muzeum Pergamońskim wraz z bramą Isztar. Jej pozostałości wyłoniły się przed jego oczami w 1902 r. C.W. Ceram, pisząc książkę Bogowie, groby i uczeni, opowiada niezwykłe przygody archeologiczne pierwszych odkrywców, ale na tym kończy. Nie wspomina o tym, że w 1903 r. cegły muru i bramy złożone do pięciuset drewnianych skrzyni opuściły Azję i podążyły do Berlina. Tam rozpoczęła się wieloletnia praca, polegająca na składaniu tysięcy puzzli w jedną całość, ukończono ją w 1930 r., a i tak dzięki temu, że na cegłach odkryto oznakowania będące czymś w rodzaju instrukcji. Brakujące elementy wypalano w specjalnie skonstruowanych piecach. W magazynach Muzeum Pergamońskiego wciąż zalegają tysiące cegieł z Asyrii, odkopanych na początku XX w. i przywiezionych do Berlina, dzisiaj wiadomo, że pochodzą ze świątyni boga Assur i są starsze niż te z bramy Isztar. Czy ktokolwiek chciałby ich zwrotu? Dawna narracja mówiła nie o kradzieży, lecz o ratowaniu zabytków. Obecnie patrzy się na to inaczej. Europejskie mocarstwa wykorzystywały słabość ekonomiczną państw Bliskiego Wschodu i proponując niewielkie pieniądze, zmuszały rządy do podpisywania niekorzystnych umów. Albo po prostu wywożono najcenniejsze artefakty w ukryciu, by potem stawały się atrakcją europejskich muzeów. Wynikało to oczywiście z poczucia kolonialnej wyższości. Trudno sobie wyobrazić, żeby dzisiaj przyszło jakiemuś archeologowi czy muzealnikowi do głowy przeniesienie do Europy i odbudowanie całego kompleksu starożytnego, jak to się stało w przypadku bramy Isztar, ołtarza pergamońskiego czy bramy targowej z Miletu.

„Rabunek równa się ratunek”
Dwadzieścia lat temu dyrektorzy 30 największych muzeów świata podpisali deklarację, w której można przeczytać między innymi: „Międzynarodowa wspólnota muzealna podziela przekonanie, że nielegalny obrót obiektami archeologicznymi, artystycznymi i etnicznymi musi być stanowczo poddany ostracyzmowi. Niemniej należy pamiętać, że obiekty nabyte w dawniejszych czasach muszą być postrzegane w świetle odmiennej wrażliwości i wartości właściwych dla tamtych epok. (…) Dzisiaj jesteśmy szczególnie wrażliwi na oryginalny kontekst dzieł, ale nie możemy stracić z pola widzenia, że muzea także tworzą ważny i wartościowy kontekst dla obiektów, które dawno temu zostały przemieszczone z ich oryginalnego miejsca pochodzenia. Powszechny podziw dla starożytnych cywilizacji szeroko dostępnych w wielkich muzeach nie byłby dzisiaj tak głęboki, gdyby nie wpływ obiektów tych cywilizacji szeroko dostępnych w wielkich muzeach dla międzynarodowej publiczności”. Czy ostatnie zdanie z tego cytatu nie stawia znowu Europejczyka  na piedestale? Nie oznacza innymi słowy, że „rabunek równa się ratunek”? Deklaracja wielkich muzealników to linia obrony przygotowana w sytuacji, gdy kolejne państwa zgłaszają się po swoje skarby: Egipt, Grecja, Włochy, Turcja, Meksyk, Nigeria. Sprawa roszczeń jest jednak bardziej skomplikowana, niż się wydaje, i dotyczy ogromnej liczby zabytków, a według znawców w przypadku obiektów starożytnych żądania repatriacji mają charakter raczej polityczny. Muzea pewnie będą szukać kompromisów, a my podziwiając skarby starożytności pod berlińskim czy londyńskim niebem, miejmy świadomość, skąd się tam wzięły.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki