Logo Przewdonik Katolicki

Dzieła sztuki starożytnej w światowych muzeach

Natalia Budzyńska
fot. RAINER JENSEN PAP/DPA.

Co jakiś czas na nowo rozpoczyna się dyskusja na temat zwrotów starożytnych eksponatów przez największe muzea świata. Tym razem egipski rząd zastanawia się, skąd w Edynburgu znalazł się kamień z Wielkiej Piramidy.

Skąd wspaniałe działy sztuki starożytnej w najsłynniejszych muzeach świata? Muzeum Pergamońskie i Egipskie w Berlinie, Luwr, British Museum – te trzy europejskie muzea posiadają największe na świecie kolekcje sztuki starożytnej, na które składają się dziesiątki tysięcy artefaktów przywieziony z wykopalisk z Afryki oraz Bliskiego Wschodu, ale także z europejskich antycznych źródeł, takich jak na przykład Grecja. XIX-wieczne wyprawy archeologiczne nie zastanawiały się zbytnio nad prawem własności. Prawo było jasne: to, co odkopałem, należało do mnie. Na statek i do domu. Po latach zdania wciąż są podzielone, bo z jednej strony rządy zrabowanych państw żądają zwrotów swoich zabytków, z drugiej strony istnieje całkiem spora grupa, dla której starożytne skarby zostały w ten właśnie sposób uratowane przed niechybnym zniszczeniem i rozkradzeniem przez mieszkańców. Niewielkie muzeum w Edynburgu musiało doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że ogłoszenie wielkiej gwiazdy nowo otwartej galerii sztuki starożytnego Egiptu po trwających długich remontach i reorganizacji, wzbudzi trochę zamieszania wśród muzealników. A wielką gwiazdą kolekcji ma być pokazany po raz pierwszy wielki kamień pochodzący z Wielkiej Piramidy, jedyny taki okaz w pozaegipskiej kolekcji. Rząd egipski zareagował natychmiast i nie kryjąc zaskoczenia, zażądał sprawozdania, w jaki sposób kamień trafił do Edynburga, czy został wywieziony legalnie i okazania wszystkich związanych z tym dokumentów i certyfikatów.
 
„Returnism”
Rząd Egiptu od lat podejmuje starania o odzyskanie dzieł sztuki wywiezionych w epoce kolonialnej, a Europie to wcale nie jest na rękę. Najsłynniejszy egipski archeolog i jeden z czołowych egiptologów na świecie, a także przedstawiciel egipskiego rządu, dr Zahi Hawass mówi wprost, że miejsce najważniejszych artefaktów jest tam, skąd pochodzą. Okazuje się, że prawnie te roszczenia nie mają podstaw, dlatego procesy o odzyskanie są tak długotrwałe i właściwie nie tyle polegają na prawie, ile na dobrej woli. Od Berlina Egipt żąda zwrotu popiersia Nefretete, Niemcy po raz kolejny odmówili, to przecież ikona ich Muzeum. Poza tym – mówią – liczącego ponad trzy tysiące lat artefaktu nie można ruszyć z miejsca z powodu obawy o jego trwałość. To już byłoby działanie wbrew rozsądkowi, żaden naukowiec na to nie pozwoli. Największe problemy ma jednak British Museum, w czasie ostatnich lat tak wiele państw zgłosiło swoje roszczenie do zabytków znajdujących się w ich posiadaniu, że w pewnym momencie były premier Wielkiej Brytanii David Cameron określił to, co się dzieje jako „returnism”. Na przykład taki Kamień z Rosetty, po który od kilku lat wyciąga ręce Egipt albo ponad 20 tys. manuskryptów z Jaskini Tysiąca Buddów, które chciałyby odzyskać Chiny, nie mówiąc już o krajach głębokiej Afryki, które także chciałyby zwrotów wywiezionych stamtąd artefaktów. Wprawdzie zarząd British Museum nie widzi możliwości oddawania swoich skarbów, które przyciągają do muzeum miliony turystów zostawiających w kasie dziesiątki milionów funtów, ale na przykład 10 lat temu do Australii wróciła skrzynia z czaszkami Aborygenów. To jednak co innego niż greckie marmury.
 
Partenon w Londynie
Grecki fryz i rzeźby z Partenonu to jeden z hitów British Museum. Od wielu lat, a tak naprawdę od 1832 r., grecki rząd chce je odzyskać, zatrudnia kolejnych prawników, lecz na razie nie przynosi to żadnego skutku. Lord Elgin posłużył się piłami i materiałami wybuchowymi, żeby odłupać rzeźby, po czym po prostu załadował je na statek. Francuzi wciąż mówią „elginisme” na rabunkowe pozbawianie architektonicznego dzieła sztuki jego elementów. Lord Elgin ukradł marmury wcale nie dla społeczeństwa brytyjskiego, ale dla siebie. Kiedy zbankrutował i potrzebował pieniędzy, zaoferował greckie skarby Koronie Brytyjskiej i mimo że już wtedy sposób ich pozyskania budził wiele wątpliwości, państwo brytyjskie zakupiło je za trochę ponad 30 tys. funtów. Był rok 1816. Na marginesie można wspomnieć, że ofiarą tego niszczyciela padł nie tylko Partenon, ale także Pałac Letni w Pekinie. Dzisiaj jednakże British Museum nie czuje się ani odrobinę winne za postępek obywatela swego kraju i wciąż korzysta finansowo na tym barbarzyńskim akcie sprzed dwóch stuleci. Brytyjska opinia publiczna zdaje się rozumieć ten nietakt i w większości, jak podaje „The Guardian”, byłaby za tym, żeby oddać skarb Grekom do otwartego nowoczesnego muzeum w Atenach.
 
Z amforą w bagażniku
Tymczasem Muzeum Brytyjskie zakrywając uszy przed kolejnymi prośbami o zwrot zabytków, które nadchodzą także z Ameryki Południowej, zwraca się ku problemom teraźniejszości i jakby w geście odpokutowania za dawne winy zdecydowało się stanąć na czele międzynarodowej grupy zwalczającej nielegalny handel starożytnościami. Taki handel na rynku sztuki kwitnie od momentu Wiosny Arabskiej i chaosu panującego na Bliskim Wschodzie. Jak wiadomo wojny sprzyjają kradzieżom. Brytyjczycy zajmują się tą sprawą bardzo konkretnie, zatrudniając ekspertów, którzy czuwają nad handlem artefaktami pochodzącymi z Egiptu i Sudanu. Szuka ich w muzeach, które nieświadomie mogły stać się ofiarą oszustów i złodziei, w galeriach, na aukcjach i wśród prywatnych kolekcjonerów. Projekt nazywa się „Krążące artefakty” i ściśle współpracuje ze Scotland Yardem oraz muzealnikami egipskimi i sudańskimi. Aktualnie tworzona jest baza danych zawierająca nielegalne antyki, która ma ułatwić ich przechwycenie i zwrot. Skala kradzieży w ostatnich latach jest ogromna, złodzieje często mają dostęp do wykopalisk, zanim pojawią się tam na dobre archeolodzy. Złodzieje działają także bliżej. Na dnie Morza Śródziemnego zalegają od tysięcy lat zatopione statki, do których wciąż nie dotarli greccy archeologowie. Przedmioty załadowane na te statki są cennym łupem dla podwodnych poszukiwaczy skarbów, nie mówiąc już o tych wszystkich skarbach, które miały zostać wywiezione przez rzymskich miłośników sztuki helleńskiej, a które na skutek sztormów zostały porzucone. Współczesne technologie sprawiają, że odnalezienie ich nigdy nie było tak łatwe, a trzeba wiedzieć, że szajki poszukiwaczy skarbów czy może po prostu złodziei i handlarzy często posiadają o wiele nowocześniejszy sprzęt niż państwowe instytucje. W grę bowiem wchodzą ogromne pieniądze. Ocenia się, że zyski z handlu antykami dorównują już tym pozyskiwanym z handlu narkotykami i ludźmi. A jeśli pieniądze są tak ogromne, to ludzie na tym zarabiający mają coraz mniej skrupułów. Według ministerstwa Grecji na aukcjach dzieł sztuki uaktywniają się środowiska związane z kartelami i mafiami, piorąc w ten sposób pieniądze. Grecka policja ma w zanadrzu wiele opowieści o tak zwanych zwykłych turystach, którzy wywożą w kraju całe bagażniki amfor.
Jak widać proceder trwa od kilkuset lat i nie wydaje się, żeby kiedykolwiek ustał, bowiem w grę wchodzą ogromne pieniądze. Każdy chce czerpać zyski, a te z antyków zawsze będą duże. Warto jednak zwiedzając muzea, zastanowić się, skąd te skarby tu się wzięły i przynajmniej poczuć lekki dyskomfort.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki