Nie był pierwszym, który zwrócił na nie uwagę i nie miał o nich zielonego pojęcia, a przebywając wśród żołnierzy ze sztabu jednego z generałów, nie bardzo miał kogo o te znaki zapytać. A jednak jakimś zmysłem wyczuł, że są ważne, zauważył też, że sposób ich zapisu bywa różny. Wszystkie stara się odrysować, nie pomijając żadnego szczegółu. Z tej wyprawy do Europy jednym ze statków płynie też, odkopany przez jednego z żołnierzy przy okazji budowy fortyfikacji, blok kamienny i na razie mało kto zdaje sobie sprawę, że stanie się kluczem do odczytania hieroglifów, tych tajemniczych znaków, pokrywających niemal każdy kawałek odnalezionych w Egipcie starożytnych skarbów. Odnaleziony w 1799 r. kamienny fragment większej steli, zwany Kamieniem z Rosetty, dwa lata później płynie jednak nie do Francji, ale – podobnie jak inne egipskie skarby Napoleona – do Londynu. Kamień, kilka sarkofagów, fragmenty posągów na mocy aktu kapitulacyjnego przypadły Wielkiej Brytanii. Zanim je wydano, zostały dokładnie odrysowane, dzięki czemu napisy uwiecznione na czarnym kamieniu mógł przestudiować Francuz Jean-François Champollion. Odtąd ptaki, pióra, węże, trzciny, znaki geometryczne przestały być zagadkowym opisem jakichś dawnych historii, stały się czytelnym przekazem, opisującym jedną z najstarszych cywilizacji. 14 września 1822 r. Champollion krzyknął do swojego starszego brata: „Słuchaj, mam to!”, potem napisał do dyrektora Biblioteki Narodowej list, w którym objaśniał efekty swojej pracy. List ten został publicznie odczytany w paryskiej Akademii osiem dni później: wszyscy uczeni otrzymali klucz, dzięki któremu mogli nareszcie poznać tajemnicze zapisy. Tego dnia, 22 września 1822 r., narodziła się egiptologia. Dwieście lat temu. Można się domyślać, że Kamień z Rosetty i list Champolliona to najważniejsze eksponaty wielkiej wystawy w British Muzeum, otwartej z okazji tego wydarzenia.
To nie obrazki!
Champollion, zdolny chłopak, lingwistyczny geniusz, o odczytaniu hieroglifów marzył od wczesnej młodości. Anegdoty mówią o tym, że swoje odkrycie zapowiadał już w wieku kilku lat, może dziesięciu, gdy po raz pierwszy zobaczył pokryte tajemniczymi znakami papirusy. Potem robił wszystko, żeby to osiągnąć: miał lat 13, gdy zaczął uczyć się arabskiego, syryjskiego, chaldejskiego i koptyjskiego (grekę i łacinę znał już wtedy świetnie). Dziwny wybór, jak na chłopca, no chyba że ma się konkretny cel do osiągnięcia. Jako 17-latek opracował historyczną mapę Egiptu faraonów – pierwszą na świecie. Zbierał materiały do książki o Egipcie faraonów, w Paryżu studiował dalej języki orientalne, a koptyjski poznawał pod kierunkiem egipskiego mnicha („…mówię po koptyjsku sam do siebie” – pisał do brata). I pochylał się nad inskrypcjami z Kamienia z Rosetty. Ciekawe, że jakiś anonimowy żołnierz zwrócił na ten obiekt uwagę. Od początku wśród uczonych panowało przekonanie, że ten fragment steli odegra najważniejszą rolę w odczytaniu hieroglifów. Znajdował się na nim bowiem tekst w trzech językach, a wśród nich był grecki. Łatwy przecież do odczytania. Próbowano więc rozprawić się z hieroglifami, porównując znaczenie greckich słów do znaków, dopasowując i kombinując. Łamanie szyfru okazało się jednak nie takie proste. Dziwne, że mijały lata i nikomu się to nie udawało. Wystawa w British Museum pokazuje, jak sobie z tym nie radzili poprzednicy młodego francuskiego geniusza. Przecież znano i podziwiano je od starożytności, pisał o nich Herodot, a w V w. n.e. traktat poświęcony hieroglifom napisał Grek Horapollon. Ogłosił w nim, że to pismo obrazkowe, którego poszczególne znaki mają znaczenie symboliczne. Klamka zapadła. Od tego czasu wszyscy uczeni byli przekonani, że tak właśnie jest i dlatego popadli w impas. Dziwne, że nikomu nie przyszło do głowy spojrzeć na egipskie znaki inaczej. Badacze próbowali nawet stworzyć słowniki hieroglifów, wydawali tomy z przekładami, posługiwali się głównie przypuszczeniami, a niektórzy nawet kabałą czy gnozą. Byli tacy, którzy dochodzili w końcu do wniosku, że to tylko dekoracyjne ornamenty. I wtedy Champollion ze swoim lingwistycznym myśleniem uwolnił się od idei Horapollona, że hieroglify to obrazki. A gdyby to były nie obrazki, lecz litery? Cały system liter tworzących wyrazy? Odtąd poszło jak z płatka: znający kilkanaście starożytnych języków młody uczony nie tylko odczytał hieroglify, ale też rozpoznał cały system. Rozpracował go i uczynił na nowo żywym, dzięki jego odkryciu nie tylko stało się możliwe odczytanie napisów, ale i używanie go. Odtąd starożytny Egipt nie miał już żadnych tajemnic, sekretne drzwi do królestwa faraonów zostały otwarte.
Miejsce Kamienia z Rosetty
Hieroglify towarzyszą nam od dzieciństwa: wszyscy wiemy, jak wyglądają, chyba nie ma na świecie muzeum archeologicznego, które by nie posiadało eksponatu pokrytego hieroglifami. Dzieci wpatrują się w barwne znaki, myśląc, że jeśli rysunek pokazuje ptaka, to i o nim mówi. Tymczasem jeśli to sęp, oznacza literę „i”, jeśli przepiórka, to „w”, a jeśli sowa, to „m”. Prawda, że nadal trudno w to uwierzyć? Klątwa Horapollona wciąż nad nami ciąży. Obecnie wiadomo, że pismo starożytnego Egiptu jest systemem bardzo skomplikowanym, że należy do najstarszych systemów językowych na świecie i że na przestrzeni tysiącleci ulegało przeobrażeniom. Liczne inskrypcje i eksponaty zgromadzone na wystawie w British Museum przedstawiają nam starożytnych Egipcjan, którzy prowadzą interesy i żartują. Oprócz zapisów istotnych, dotyczących na przykład spraw religijnych, są tu listy zakupów i miłosne wyznania, zeznania podatkowe i poezja. Wszystkie znacznie ciekawsze od tego, co dało się odczytać z legendarnego Kamienia z Rosetty, który jest w gruncie rzeczy nudnym zapisem dekretu wydanego w 196 r. p.n.e. w pierwszą rocznicę koronacji Ptolemeusza V. Tekst był zapisany przez kapłanów z Memfis pismem hieroglificznym i demotycznym (czyli pisemną, uproszczoną wersją hieroglifów) oraz po grecku. To jednak ten ważący ponad 700 kg blok skalny robi na zwiedzających największe wrażenie. Z drugiej strony umieszczenie go na tej wystawie rozpaliło na nowo gorącą dyskusję dotyczącą zwrotów zagrabionych dzieł sztuki i artefaktów. Czy Kamień z Rosetty nie powinien wrócić do Egiptu i znaleźć się w muzeum w Kairze? Czy w gruncie rzeczy przedmioty wywożone przez Francuzów i Anglików z Egiptu nie zostały skradzione? Czy więc nie powinny nareszcie zostać oddane? Dyskusja na ten temat rozpoczęła się w 2003 r., kiedy to Ateny upomniały się o marmury partenońskie wywiezione do Wielkiej Brytanii przez lorda Elgina. Ten fakt nie został niezauważony przez Egipcjan, rozpoczynając debatę w kraju. Niedawno muzeum w Nowym Jorku zwróciło Egiptowi kilkanaście niewielkich obiektów pochodzących z grobowca Tutenchamona. Zwrotu Kamienia z Rosetty domaga się najsłynniejszy archeolog egipski Zahi Hawass, ale władze British Museum podają, że oficjalnie rząd egipski na ten temat milczy. Więc sprawy nie ma. Poza tym takich steli jest więcej i niektóre są znacznie starsze, a wszystkie w muzeum kairskim, więc o co chodzi. Może o wpływy z muzealnego sklepu z pamiątkami, w którym Kamień z Rosetty króluje? Ale to zupełnie inna historia.