Jak to było z początkiem Polski? Spotkali się Lech, Czech i Rus, rozdzielili się na trzy strony świata i założyli własne państwa – wiemy, że ta legenda miała tylko częściowo zaspokoić wyobrażenia o naszych początkach. Takie opowieści tworzą wszyscy, bo każda społeczność potrzebuje czegoś, co będzie opowieścią, mitem, który nie tylko opowie o tym, „jak to kiedyś bywało”, ale przekaże też określone wartości, na których dana społeczność buduje swoje istnienie. Część z tych opowieści przyjmujemy także szerzej. Mitologia starożytnych Greków nie jest przecież tylko historią założycielską Grecji – jej oryginalna kosmogonia, nagromadzenie archetypów i metafor są podwaliną kultury europejskiej, przejętą następnie przez Rzymian i wzbogaconą o nowe wątki. To jednak są przecież tylko opowieści, nie źródła historyczne.
O źródłach historycznych mówimy, gdy pozostaje jakiś materialny zapis, niekoniecznie w postaci słowa pisanego, ale czegoś, co może być świadectwem działalności człowieka w danym czasie. Dobry przykład to odczytanie hieroglifów. 27 września 1822 r. Jean-Francois Champollion poinformował świat o odczytaniu egipskich hieroglifów wyrytych na kamieniu z Rosetty, mija więc 200 lat od tamtego wydarzenia. Mieliśmy to historyczne źródło wcześniej przez kilkanaście wieków, mogliśmy je datować na konkretny czas, ale nie wiedzieliśmy, jakie treści za sobą niesie.
Odczytywanie historii
Białe plamy w historii świata – także w naszych narodowych i regionalnych historiach – są zawsze nieco problematyczne. Chcielibyśmy wiedzieć, jak dokładnie rozgrywała się historia naszego pokolenia, rodu, narodu. Niewiedza jest źródłem niepewności. Stąd średniowieczni kronikarze – w Polsce na czele z Janem Długoszem – mieli potrzebę zapełnienia tej luki. Ciekawym jest fakt, że jemu współcześni doskonale wiedzieli, że część historii sprzed Mieszka I, ale i część z tego, co i w późniejszych czasach opisane przez Długosza, to, delikatnie mówiąc, wytwór jego fantazji. Jak wiemy, średniowieczny kronikarz faktów używał do tego, by przekazać pewne wartości.
Mamy też w Europie inne przykłady takiej średniowiecznej mitologii, przecież i króla Artura opiewa kronika o nazwie Historia Brittonum, jednak już jego osiągnięcia z rycerzami okrągłego stołu, pełne magicznych zaklęć i przedmiotów, są tylko pewnym symbolicznym zestawieniem cnót bohatera. Potrzeba dużego krytycznego warsztatu – historycznego, językoznawczego – by, zestawiając różne źródła z tą opowieścią, wywnioskować zarys najdawniejszych dziejów Brytanii.
Bywa też jednak tak, że trzeba bezradnie rozłożyć ręce – o pewnych okresach historycznych nie będziemy wiedzieć nic, albo bardzo niewiele i brak tej wiedzy nie będzie w żaden sposób wpływał na nasz rozwój czy poczucie bezpieczeństwa. Niektórzy sądzą, że jest inaczej, ale z zupełnie nie-historycznych powodów.
Spiskowe teorie dziejów
Teorie spiskowe stały się w ostatnich latach bardzo popularne, bo żyjemy w bardzo niepewnych czasach – dociera do nas wiele informacji i nie wiemy, jak sobie z nimi poradzić. Dodatkowo poczucie kryzysu i jego realne następowanie sprawia, że od skomplikowanych wytłumaczeń wolimy proste odpowiedzi, które pomogą nam przetrwać trudny czas. Powie ktoś, że takie wytłumaczenie też samo w sobie jest proste – jest ciężko, więc ludzie wierzą nawet w największe bzdury, by poczuć się lepiej.
Prof. Włodzisław Duch z Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UMK udowadnia jednak w prestiżowym czasopiśmie „Patterns”, że by dany człowiek dał się wciągnąć w teorię spiskową, w jego mózgu muszą zachodzić specyficzne uwarunkowania. To nie tylko chwilowy brak poczucia bezpieczeństwa, ale długotrwałe stymulowanie pewnych obszarów mózgu sprawia, że mamy większe predyspozycje do uproszczeń. Nasz mózg wprawdzie ma możliwości wieloaspektowego badania rzeczywistości, potrzebuje jednak na to mnóstwo energii. Na podstawie modeli pracy mózgu, stworzonych przez prof. Ducha, można zauważyć, jak bardzo zagęszcza się pole pojęciowe w danych tematach, jak wszystkie skojarzenia jakby się koncentrują. Dlatego tak trudno jest walczyć z teoriami spiskowymi – w mózgach osób, które w nie wierzą, nawet gdy usłyszą argument przeciwny swoim przekonaniom, wzbudza się ciąg skojarzeń, które będą broniły ich teorii. Działanie to jest więc skomplikowane.
Jednak spiskowe teorie dziejów zaczynają się z kolei od niewinnych pytań, np. dlaczego w szkole nie uczy się szczegółowo o jakimś okresie historii? Kto i na jakiej podstawie próbuje nas do czegoś przekonać? Myślę też, że w Polsce popularność spiskowych teorii dziejów wzmaga również fakt, że mamy świadomość, iż w czasach PRL-u fałszowano podręczniki historii – wprawdzie tej najnowszej, ale w pewnym pokoleniu doza sceptycyzmu pozostaje na długo.
Historia w wersji turbo
Od ponad dekady rozwija się, głównie za pośrednictwem internetu, podobna spiskowa teoria dziejów, dotycząca naszej historii. W skrócie można by ją opisać tak: przed Mieszkiem istniało potężne cesarstwo Lechitów, które walczyć musiało z Rzymianami i było postrachem całej Europy, jednak nastanie chrześcijaństwa jako obcego elementu potęgę tę zniszczyło, wszelkie ślady ich działalności szczelnie zamykając w archiwach watykańskich. Mniej więcej wokół takich treści koncertuje się zjawisko zwane „turbosłowianami”. Można by po prostu taką tezę wyśmiać, ale niestety, w myśl ustaleń, o których pisałem wyżej, wyśmiewanie umacnia zwolenników takich teorii w przekonaniu, że są atakowani, a skoro tak, to mają rację. Pozostaje więc chyba jedynie ciężka praca historyków, którzy cierpliwie będą wyjaśniać, jaka jest prawda. Nie będę tutaj przytaczał nazwisk autorów tej teorii, by ich nie popularyzować, ciekawe jest jednak to, że choć przedstawiciele teorii spiskowych sądzą, że wyzyskać nas chcą a to jakieś grupy narodowościowe czy religijne, a to koncerny farmaceutyczne, to sami chętnie wzbogacają się na swoich zwolennikach. Książki, dostępy do różnych kanałów informacji czy spotkań – to nie są tanie rzeczy.
Zaledwie kilka złotych kosztuje jednak zwiedzanie świetnej wystawy w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie „Wielka Lechia – wielka ściema”. W żywych kolorach, na kilkunastu planszach wyjaśnione są wszystkie bzdurne tezy na temat turbosłowian, m.in. takie, że współpracowali oni z kosmitami, albo że jednym z ich przedstawicieli był sam… Jezus. Twórcy wystawy zręcznie wykorzystali współczesne środki wyrazu: film, instalacje, a nawet memy, dlatego zwiedzając wystawę, co chwilę usłyszeć można salwy śmiechu. Naukowcy wybrali dokładnie 10 teorii wielkiej Lechii i poddali je miażdżącej diagnozie naukowej, obnażając brak podstawowego warsztatu historycznego.
Niepokoi jednak coś więcej: Turbolechici pod płaszczykiem niewinnie brzmiących „bajeczek” nawołują do dbałości o czystość etniczną (rasizm), wrogości wobec Żydów i Kościoła (antysemityzm i antykatolicyzm), odzyskania niegdyś utraconych ziem (ekspansja), a niekiedy zjednoczenia Słowian pod egidą Rosji (prorosyjskość). Tym bardziej powinniśmy zadbać o to, by rzetelna historyczna wiedza trafiała pod strzechy.