Logo Przewdonik Katolicki

Ślady cierpienia naszych przodków

Angelika Szelągowska-Mironiuk
il. Jan Kałużny

Nie zawsze trzeba doświadczyć ekstremalnie trudnych wydarzeń na własnej skórze, aby realnie mierzyć się z ich konsekwencjami we własnym życiu. Czasem całe społeczeństwa mogą zmagać się ze skutkami odległych doświadczeń.

Badania z zakresu współczesnej psychologii i socjologii uświadamiają nam, że traumy pokolenia naszych dziadków i pradziadków mogą mieć wpływ na dzisiejsze funkcjonowanie naszego społeczeństwa – odległe katastrofy, klęski i podziały rezonują w nas bardziej, niż jesteśmy skłonni pomyśleć.

Trauma – więcej niż trud
Obserwacja popsychologicznego dyskursu już dość dawno doprowadziła mnie do wniosku, że określenie „trauma” jest jednym z najczęściej nadużywanych pojęć z zakresu psychologii klinicznej. Influencerzy – a także bywalcy facebookowych grup poruszających tematy okołopsychologiczne – mianem traumy określają niekiedy wszelkie trudne czy nieprzyjemne doświadczenia: traumą staje się nieudana randka, nietwarzowa koloryzacja w salonie fryzjerskim czy konflikt ze współpracownikiem. Doświadczenia te mogą, rzecz jasna, być trudne do „przełknięcia” i pogarszać nasze samopoczucie (osobiście doskonale rozumiem, jak sfrustrowanym można być po wizycie u fryzjera, która nie zaowocowała pożądanym efektem) – nie można jednak powiedzieć, że każde wydarzenie nieprzyjemne, zaskakujące nas w sposób negatywny czy nawet realnie bolesne było traumą. Według klinicystów trauma to zdecydowanie więcej niż doświadczenie przykrości: mówiąc precyzyjnie, trauma jest to stan psychiczny wywołany działaniem zagrażających zdrowiu i życiu czynników zewnętrznych, prowadzący do głębokich zmian w funkcjonowaniu osoby. Objawami traumy są m.in. trudności w różnicowaniu i nazywaniu własnych emocji, unikanie sytuacji i miejsc, które wywołują skojarzenia związane z traumatycznym wydarzeniem, koszmary senne czy nawracające uporczywe wspomnienia z traumatycznego wydarzenia (flashbacki). Źródłem traumy może być sytuacja zagrożenia zdrowia lub życia, podczas której jesteśmy zupełnie bezradni – stąd z traumą zmagają się często osoby, które brały udział w konfliktach zbrojnych i widziały śmierć lub cierpienie swoich towarzyszy, osoby doświadczające przemocy lub np. kobiety po bardzo trudnych porodach. Co ciekawe – i jednocześnie budzące grozę – nie zawsze trzeba być bezpośrednim uczestnikiem strasznych wydarzeń, aby doświadczyć traumy. Michał Bilewicz w wydanej niedawno książce Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości (pozycja ta jest warta uwagi, gdyż łączy akademicką rzetelność i wartkość reportażu) opisuje, że niekiedy nawet całe społeczeństwa, których przodkowie powszechnie doświadczyli dramatycznych przeżyć, mogą zmagać się ze skutkami odległych od teraźniejszości doświadczeń. Trauma historyczna, którą dotknięci są Polacy (ale też np. Rwandyjczycy czy Ukraińcy), przekazywana jest z pokolenia na pokolenie za sprawą opowieści dziadków (lub pełnego napięcia, uporczywego milczenia na jakiś temat), ale także poprzez narracje medialne czy system edukacji, które w specyficzny sposób przypominają o doznanych w przeszłości krzywdach, które nie zawsze zostały właściwie rozliczone.

Krzywda w DNA
Opisu objawów traumy występujących u osób indywidualnych nie sposób w prosty sposób przełożyć na przejawy traumy, która dotknęła całe społeczeństwo lub jego znaczną część. Praktyka klinicystów różni się pod pewnymi względami od badań psychologów społecznych. Niemniej, psychologowie zajmujący się pamięcią zbiorową wskazują, że w społeczeństwach dotkniętych traumą historyczną istnieją pewne charakterystyczne sposoby funkcjonowania i myślenia, które są w pewien sposób podobne do tych występujących u straumatyzowanych jednostek. Należą do nich między innymi powszechna nieufność, tendencja do narzekania na swoją sytuację życiową, silna reakcja emocjonalna na zdarzenia, które przypominają dawne katastrofy i porażki (stąd np. silne podziały społeczne po katastrofie samolotu Tu-154 w Smoleńsku) oraz… podatność na teorie spiskowe. Społeczeństwa, które w swoim „historycznym DNA” mają zapisane rozbiory, masakry ludności cywilnej czy kolonizację, niejako „z założenia” są krytyczne wobec władzy i autorytetów – z rodzinnych opowieści i książek o historii własnego kraju wyłania się bowiem obraz rządzących, którzy nie dbają o dobro miejscowej ludności, a ich działania mają na celu podporządkowanie stylu życia danej nacji własnym interesom, zwykle sprzecznym z życzeniami mieszkańców podbijanych czy okupowanych terytoriów. Mieszkańcy tzw. skrwawionych ziem (czyli takich, na których rozgrywały się tragiczne wydarzenia, na skutek których wielu ludzi straciło życie, zdrowie i poczucie bezpieczeństwa) mają również tendencję do myślenia dychotomicznego. Rozwija się u nich mentalność ofiary, a jednocześnie zaprzeczają oni, że sami – choć oczywiście jako społeczeństwo byli krzywdzeni i poniżani – niekiedy byli również sprawcami przemocy i cierpienia innych. Straumatyzowanemu społeczeństwu trudno jest pogodzić ze sobą np. takie fakty, że wielu jego członków było mordowanych i wyzyskiwanych przez niemieckiego okupanta, ale jednocześnie to nasi przodkowie, Polacy, dokonali mordu w Jedwabnem. Naród dotknięty zbiorową traumą wspomnienie o niechlubnych epizodach własnej historii traktuje jako podważanie jego pozycji jako podmiotu skrzywdzonego – choć przecież rozum podpowiada nam, że osoby, które doświadczyły w swoim życiu przemocy, niekiedy także stosują ją wobec innych.

Polska kultura traumy
Co ciekawe, zbiorowa trauma wcale nie musi być brzemieniem, które nakłada na nas wyłącznie ktoś z zewnątrz. Badacze zbiorowych traum łamią to tabu: otóż trauma nie jest czymś, co wpływa na nas wyłącznie bez naszego udziału – my sami również, choć może się to wydawać nonsensowne, podtrzymujemy i karmimy społeczne „objawy” traumy. Jako Polacy, potomkowie tych, których wiatr historii nie oszczędzał, w pewnym stopniu tworzymy kulturę traumy, która polega na nieustającej retraumatyzacji. Zdaję sobie sprawę z tego, że ta konkluzja może być dla części odbiorców trudna do przyjęcia – jednak jeśli choć trochę wysilimy swoją pamięć, to zapewne w większości przypomnimy sobie, w jaki sposób doświadczyliśmy „odświeżania” traumy przez naszych rodaków. Bilewicz opisuje, że niektóre nasze zachowania czy zwyczaje sprawiają, że historyczna trauma wciąż jest w naszym społeczeństwie żywa. Przykładami tworzenia kultury traumy może być zabranie zbyt młodych i kompletnie do tego nieprzygotowanych uczniów szkół podstawowych do muzeum Auschwitz, umieszczenie obrazów rozstrzelania w szkolnych podręcznikach bez żadnego ostrzeżenia (tak, znaczna część dwunastolatków, zanim zobaczy obrazy wygiętych, konających ciał, potrzebowałaby swego rodzaju „trigger warningu”!), organizowanie rekonstrukcji historycznych bitew, podczas których leją się hektolitry sztucznej krwi i których widzami bywają małe dzieci. Co bardziej wrażliwe osoby ze spotkania z tego typu opowieściami o traumie przodków… same wychodzą z objawami traumy. Tego rodzaju retraumatyzacje „fundujemy” sobie, jak łatwo się domyślić, w sposób nieuświadomiony – bo przecież na poziomie intelektu i woli chcemy być od wszelkich traum wolni.

Omawiać, nie recytować
Podczas sesji terapeutycznych czy coachingowych czasami pada zdanie, że wiele jesteśmy w stanie w sobie zmienić, ale nigdy nie możemy zmienić naszej przeszłości. Ta prawidłowość dotyczy także historii każdego społeczeństwa: nawet przepisywanie szkolnych podręczników nie sprawi, że traumatyczne doświadczenia naszych przodków znikną i ustąpią miejsca zbiorowemu poczuciu tryumfu. Traumy nie leczy się uciekaniem przed nią ani jej wypieraniem. Lata niemieckiej okupacji czy terroru stalinowskiego, a także powojenna niepewność i ubóstwo już zawsze będą stanowiły część naszej historii – podobnie jak osoba, która uczestniczyła w wypadku samochodowym, pełniła służbę na froncie wojennym lub była zakładnikiem, najpewniej już na zawsze zachowa pamięć o tych wydarzeniach. Nie oznacza to jednak ani tego, że te doświadczenia są jedynym, co wpływa na funkcjonowanie Polaków jako narodu – ani że traumatyczne elementy naszej historii muszą determinować życiowe wybory współczesnych osób czy – tym bardziej – następnych pokoleń. Już Freud pisał o tym, że nieprzepracowana trauma powraca jako koszmar – antidotum na zbiorowe koszmary jest między innymi przepracowywanie naszej historii oraz opowiadanie jej w nieco inny sposób niż dotychczas. Nie, nie chodzi tutaj, jak sugerowałam już wcześniej, o ukrywanie przed młodymi ludźmi takich wydarzeń, jak rozbiory Polski czy masowe egzekucje podczas okupacji. Szkopuł jednak w tym, by o polskiej historii bardziej rozmawiać, niż recytować pewne znane frazy, które sprzyjają postrzeganiu siebie wyłącznie jako ofiar obcych mocarstw. Bilewicz wskazuje, że potrzebujemy chociażby opowieści o tym, jak tragiczne losy Polaków podczas wojny łączyły się z historiami innych narodów, które w nazistowskiej ideologii były tymi „niższymi”, np. Romami czy Żydami. Świadomość wspólnego doświadczenia łagodzi „objawy” mentalności jedynego krzywdzonego, a w konsekwencji – nieufnego wobec wszelkich „innych”. Korzystne dla przepracowania traumy jest także wskazywanie na pewne elementy sprawczości Polaków: owszem, podczas zaborów podejmowano próby zniszczenia polskiego języka czy innych aspektów kultury; jednocześnie np. w Galicji ludność polska, mimo momentami trudnych warunków, potrafiła korzystać z otaczającej ją różnorodności. Wreszcie, zmienić musi się sposób naszego opowiadania o traumatycznych doświadczeniach: młodzież do lekcji np. o Zagładzie czy zsyłkach na Sybir musi być odpowiednio przygotowana. Młody człowiek, zanim przeczyta np. opowiadania Tadeusza Borowskiego lub odegra rolę św. Maksymiliana Kolbego w szkolnym przedstawieniu, powinien być stopniowo oswajany z grozą wpisaną w dany tekst kultury, a następnie mieć przestrzeń na omówienie pojawiających się w nim uczuć.

---

Jeśli zlekceważymy konieczność zaopiekowania się trudnymi emocjami młodego pokolenia, które w naturalny sposób pojawiają się podczas odkrywania bolesnych wydarzeń w naszych dziejach, nasze nauczanie historii będzie niekompletne, bo skoncentrowane wyłącznie na faktografii. Historia wszak to nie tylko daty i pojęcia, ale przede wszystkim doświadczenie przodków, które musimy spróbować odpowiednio zrozumieć. Potraktujmy to wyzwanie poważnie, a zyskamy szansę na uchronienie tych, którzy przyjdą po nas, przed przymusowym udziałem w traumatycznej sztafecie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki