Właśnie mija kolejna rocznica pierwszej wywózki zesłańców na Sybir, jednego z przełomowych wydarzeń dla naszej świadomości zbiorowej. Traumy wojenne wpłynęły na mentalność, czyli sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości oraz na tożsamość narodową, czyli zbiorową świadomość tego, kim jesteśmy. Im bardziej zrozumiemy, w jaki sposób, tym lepiej jako społeczeństwo będziemy funkcjonować.
Trauma powraca
– Tata krzyczał całą noc, chyba mnie nie poznawał. Nad ranem był wycieńczony, a moja obecność mu nie pomagała – wspomina syn więźnia z Auschwitz. – Zdziwiłem się, gdy kilka godzin później powitał mnie, radośnie się uśmiechając.
Koszmary senne, natrętne myśli, powracające na jawie sceny związane z przeżytą traumą, odrętwienie i brak zainteresowania aktywnościami życiowymi mogą być skutkami traumatycznych przeżyć.
– Nie wiemy, jaka była skala takich problemów, przez długi okres po II wojnie światowej nie prowadzono badań na ten temat, nie istniała wtedy w klasyfikacjach medycznych jednostka, określana obecnie jako zespół stresu pourazowego (PTSD) – mówi prof. Maja Lis-Turlejska z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, jedna z czołowych polskich specjalistek w tematyce traumy.
Na przykład w Polsce długo po wojnie za ofiary uznawano tylko więźniów obozów. Pomijano skutki psychiczne, powstałe w wyniku zagrożenia masowymi egzekucjami czy gwałtów. O innych jak wywózki na Syberię i do III Rzeszy milczano ze względów politycznych. To potęgowało odruch niemówienia o bolesnym doświadczeniu, co skutkowało trudnościami w funkcjonowaniu, a nawet trwałymi zmianami charakteru. To z kolei wpływało na relacje rodzinne i społeczne: sztywność postaw, wykonywanie obowiązków bez emocjonalnego zaangażowania, trudności w budowaniu porozumienia, uzależnienia.
Przełom
Badania nad byłymi więźniami Auschwitz podjął dopiero pod koniec lat 60. prof. Antoni Kępiński w krakowskiej Klinice Psychiatrii. Przełomowe dla nauki okazały się o kilka lat późniejsze obserwacje amerykańskich weteranów wojny w Wietnamie.
Agresywni, uzależnieni od alkoholu i narkotyków, bezrobotni, tracący swoje rodziny w wyniku rozwodów – tak wyglądały skutki społeczne. Zespół wewnętrznych objawów (m.in. trudności z koncentracją, poczucie wyobcowania, unikanie bodźców związanych z traumą) okazał się u nich podobny jak np. u opisanych po raz pierwszy w 1974 r. przez Annę Burgess i Lindy Holmstrom ofiar gwałtu.
– Między innymi na tej podstawie Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wprowadziło w 1980 r. zespół stresu pourazowego (PTSD) jako nową jednostkę chorobową w tzw. Klasyfikacji diagnozy zaburzeń psychicznych obowiązującej w USA – wyjaśnia prof. Lis-Turlejska, podkreślając, że w klasyfikacji WHO także obowiązuje ta sama nazwa. Jednak opis w amerykańskiej klasyfikacji jest bardziej precyzyjny. – W uproszczeniu można powiedzieć, że są to zaburzenia, które mogą się pojawić w wyniku zagrożenia życia, fizycznej integralności lub konfrontacji ze śmiercią. Wyszczególnienie precyzyjnych przyczyn i objawów umożliwiło podjęcie szeroko zakrojonych badań, ułatwiło pracę terapeutom i zwiększyło skuteczność leczenia. Jeżeli chodzi o PTSD w wielu badaniach amerykańskich i zachodnioeuropejskich skuteczność leczenia szacuje się dziś na ponad 70 proc.
Badania nad wpływem wojny na osoby cywilne zaczęto prowadzić na szerszą skalę od lat 90. Przeprowadzano je m.in. w byłej Jugosławii, Angoli, Mozambiku i Sierra Leone.
Milczenie, które niszczy
Więźniowie obozów koncentracyjnych kwitują wojenne przeżycia jednym zdaniem – zauważyli naukowcy. W ten sposób unikają bólu związanego z wracaniem do bolesnych wspomnień. Znamy to od naszych babć i dziadków, którzy „nie chcieli mówić” o zesłaniu na Syberię, działalności w AK, ucieczce przed frontem.
Równocześnie, z nieświadomości czy obawy przed zadaniem bólu, osoby z otoczenia nie pytały o ich przeżycia, co utrudniało lub uniemożliwiało zintegrowanie trudnych przeżyć. Proces skutecznie wzmacniała totalitarna władza, która ostro karała ujawnianie niewygodnych kart z historii. Jaki mamy tego wynik? Z badań nad polskimi sybirakami przeprowadzonych przez prof. Ewę Jackowską z Uniwersytetu Szczecińskiego i z badań dotyczących także niesybiraków prof. Mai Lis-Turlejskiej przeprowadzanych w ciągu ostatnich 10 lat wynika, że procent osób, które przeżyły II wojnę światową i cierpią na PTSD jest u nas znacznie wyższy niż w krajach zachodnich.
– Przykładowo w przeprowadzanych w 1999 r. w Holandii badaniach na dużej próbie ludności cywilnej wynika, że 4,6 proc. z nich cierpiało na PTSD, podczas gdy wśród badanych przeze mnie w Polsce osób, które jako dzieci przeżyły II wojnę światową, PTSD miało 30,9 proc. – mówi prof. Maja Lis-Turlejska. – Co ciekawe, w Holandii u byłych więźniów obozów japońskich wskaźnik ten wyniósł dużo mniej, bo 13 proc. A przecież trudno sobie wyobrazić, by ktoś był traktowany gorzej niż w japońskich obozach. Na podstawie tych i innych danych można wnioskować, że nie chodzi tu o poziom okrucieństwa, lecz o stosunek społeczeństwa do ofiary. W Holandii psychotraumatologia jest najbardziej rozwinięta w Europie, a to przekłada się i na pomoc terapeutyczną i na społeczne zrozumienie – wyjaśnia prof. Lis-Turlejska.
Pozytywna historia
Brak świadomości potęguje lęk jednostki i skutkuje negatywnie społecznie. Nadmierna ostrożność, niskie zaufanie społeczne, próby rozwiązywania problemów społecznych przez agresję i obrzucanie się epitetami, które ujawniają się w przestrzeni społecznej mogą wynikać również stąd, jak kolejne pokolenia sobie radzą – a dokładniej: nie radzą z traumą II wojny światowej. Na takie zależności wskazują w swoich wypowiedziach medialnych zarówno prof. Maja Lis-Turlejska, jak też dr Paweł Holas z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Skutkiem wojennej traumy może być także często spotykane przekonanie, że świat jest niebezpieczny i zły, i niekoniecznie sobie w nim poradzę oraz tendencja do obwiniania siebie i innych. Dotyczy to także dzieci i wnuków osób, które wojnę przeżyły – bo one w różnych mechanizmach dziedziczą nieprzepracowaną traumę. Wyczuwają ją, doświadczają sztywności reakcji rodziców, funkcjonują w modelu, w którym to one opiekują się rodzicami. Mechanizmów przekazywania jest wiele. Jak można uporać się z ich skutkami?
– Ujmując rzecz w mocnym skrócie, bardzo pomocne jest przejście do opowiadania o traumie z pozycji ocalonego – wyjaśnia prof. psychologii i psychoterapeutka Katarzyna Scheir. O co dokładnie chodzi? Przykładem może tu być Viktor Frankl, który w czasie wojny stracił bliskich i doświadczył koszmaru obozu koncentracyjnego. Mimo to, w myśleniu nie zatrzymał się na bólu. Z czasem odkrył, jak te trudne doświadczenia może wykorzystać do dobrych celów. Zobaczył, że mogą być zasobem: dzięki zrozumieniu traumatycznych doświadczeń mógł skutecznie pomagać innym, którzy przeżyli coś podobnego, w ten sposób nadając sens temu, co pierwotnie było jedynie destrukcyjne.
Podobny mechanizm wychodzenia ze skutków traumy poprzez nazwanie, jaką umiejętność czy mądrość dzięki niej zyskaliśmy, dotyczy także kolejnych pokoleń. Zgodnie z zasadą, że te zjawiska, które w historii naszego życia, rodziny czy społeczeństwa są ukryte lub postrzegane tylko jako negatywne, przeszkadzają w prawidłowym funkcjonowaniu osoby i społeczeństwa. A gdy są przyjęte i zintegrowane, czyli wiemy, czemu dobremu mogą służyć, przyczyniają się do wzrostu, większej dojrzałości i rozwoju duchowego jednostki i społeczeństwa.