Źle by się stało, gdyby temat tak poważny, jak kara śmierci, był napędzany przez emocje – nawet te wywołane tak dramatycznymi wydarzeniami, jak zakatowanie dziecka. Nie chodzi tu jedynie o fakt, że nad obecnym podejściem do godności i podstawowych praw człowieka pracowały całe pokolenia, w tym również te doświadczone II wojną światową. Problemem jest również to, że wołanie o karę śmierci jest populistyczną odpowiedzią w miejscu, gdzie szukać powinniśmy systemowych rozwiązań. Niestety – dużo trudniejszych. Nie chodzi przecież o to, żeby za śmierć dziecka odebrać komuś kolejne życie. Chodzi o to, żeby żadne następne dziecko nie umierało z ręki dorosłych. Jeśli w tym samym kraju likwiduje się pogotowia dla ofiar przemocy, likwiduje się telefony zaufania dla dzieci, pozostawia bez dotacji fundacje pomocowe – a jednocześnie nawołuje do kary śmierci, rzekomo w obronie dzieci – jeśli tęsknotę za karą śmierci wyrażają ci sami ludzie, którzy mówią o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci – trudno nie zauważyć, że mamy do czynienia ze swoistą moralną schizofrenią.
Prawo świata
Wołanie o karę śmierci, co trzeba zaznaczyć na samym początku, jest próbą dania odpowiedzi nieprawdziwej. Pierwszą przeszkodą jest sama Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej, która w artykule 38 mówi o bezwzględnym nakazie ochrony życia.
Również prawo międzynarodowe, którego Polska jest sygnatariuszem, nie pozwala na stosowanie takiej kary. Polska w 1993 roku ratyfikowała Europejską Konwencję Praw Człowieka z 1950 roku, której protokół dodatkowy zakazuje stosowania kary śmierci. Również międzynarodowe prawo karne nie przewiduje kary śmierci, nawet za tak potworne zbrodnie jak ludobójstwo czy zbrodnie wojenne. Cokolwiek byśmy sobie nie wyobrażali na temat postawienia przed trybunałem choćby Władimira Putina, musimy mieć świadomość, że nawet i jemu, po udowodnieniu zbrodni na Ukrainie, kara śmierci nie zostanie wymierzona. Może otrzymać jedynie karę dożywocia.
Europejska Konwencja Praw Człowieka z 1983 roku wprowadziła zakaz stosowania kary śmierci w warunkach pokoju. Ratyfikowały go wszystkie państwa członkowskie Rady Europy. Przyjęcie tego protokołu jest warunkiem członkostwa w Radzie Europy dla kolejnych kandydatów. Rezygnacja z kary śmierci jest również warunkiem członkostwa w Unii Europejskiej.
W 2002 roku do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka wprowadzono protokół dodatkowy z całkowitym zakazem kary śmierci, również w czasie wojny. Polska ratyfikowała go w 2014 roku.
W tej chwili w całej Europie wymierzenie kary śmierci jest możliwe wyłącznie na Białorusi – nawet w Rosji obowiązuje moratorium na jej wykonywanie.
Bez-prawie
Pomijając specyfikę prawa w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, można zauważyć, że karę śmierci stosuje się dziś głównie w tych krajach, gdzie nie obowiązuje lub nie jest przestrzegane prawo humanitarne. Według danych Amnesty International w 2021 roku na świecie wykonano przynajmniej 579 egzekucji, z czego najwięcej w Iranie (tu kary śmierci objęły również kobiety i osoby nieletnie), Arabii Saudyjskiej, Bangladeszu, Indiach i Pakistanie. Statystyki te nie uwzględniają osób straconych w Chinach i Korei Północnej, ponieważ ograniczony dostęp do informacji uniemożliwia tam monitorowanie sytuacji.
W roku 2021 karę śmierci zniosło Sierra Leone i Kazachstan, na początku 2022 roku taką ustawę przyjął rząd Papui-Nowej Gwinei. Procesy mające na celu zniesienie takiej kary rozpoczęły się w Malezji, Ghanie i Republice Środkowoafrykańskiej.
To pokazuje, w jakim miejscu na mapie świata stawia nas sama już tylko dyskusja na temat przywrócenia kary śmierci.
Od Chrobrego po PRL
Historia kary śmierci w Polsce sięga samych początków polskiej państwowości. Wiadomo, że takie kary stosował już Bolesław Chrobry, posługując się zresztą mocno brutalnymi metodami ich wymierzania. W średniowieczu karę śmierci wykonywano na podstawie prawa zwyczajowego: za zabójstwo, gwałty, podpalenia. Pierwszym narzędziem było kamienowanie, później pojawiła się instytucja kata – który nie tylko ścinał głowy, ale też zajmował się wieszaniem albo łamaniem kołem.
W XVI wieku Kazimierz Wielki wprowadził pierwsze pisane prawo w tej kwestii. Uznał, że śmiercią karać należy między innymi za rozboje i kradzieże. W tym samym czasie śmiercią karano również kobiety uznane za czarownice.
Kodeks karny z 1932 roku przewidywał karę śmierci przez powieszenie za pięć konkretnych przestępstw: zamach na niepodległość państwa, zamach na życie lub zdrowie prezydenta, zdradę wojenną, dywersję w czasie wojny i za zabójstwo. Określono wówczas i to, że kara śmierci ma być odpłatą za wyrządzone zło oraz ma wyeliminować ze społeczeństwa tych, którzy nie byli zdolni w nim funkcjonować.
Po II wojnie światowej w Polsce zachowano przedwojenny kodeks, poszerzając katalog przestępstw zagrożonych karą śmierci. Na liście znalazły się więc jeszcze udział w ludobójstwie i w organizacji przestępczej (NSDAP, SS, Gestapo). W 1946 roku dodatkowym dekretem wprowadzono również karę śmierci między innymi za bezprawne posiadanie broni, wprowadzenie w błąd władzy, sabotaż, fałszowanie pieniędzy czy za kierowanie aferą gospodarczą (na tej podstawie w 1965 roku na śmierć skazany został w słynnej „aferze mięsnej” Stanisław Wawrzecki – w 2004 roku sąd uznał, że wyrok na niego zapadł z „rażącym naruszeniem prawa”). Na podstawie tego prawa od roku 1946 do 1950 wykonano w Polsce około trzystu wyroków śmierci: najczęściej były to wyroki polityczne i za zabójstwa.
Ostatni taki wyrok został wykonany w 1988 roku. W 1995 roku wprowadzono moratorium na wykonywanie kary śmierci, a w 1998 roku nie pojawiła się już w opublikowanym wówczas kodeksie karnym.
Kościelny spór
Jak to wygląda z punktu widzenia chrześcijaństwa? Chociaż Stary Testament o karaniu śmiercią mówi wielokrotnie, to w Nowym Testamencie wprost nie ma już o tym mowy. Owszem, dwa fragmenty interpretowane są jako dopuszczenie takiej możliwości – ale dyskutować można, czy nie jest to aby interpretacja dopisana post factum, jako uzasadnienie obowiązującego przez wieki zwyczaju. Trudno wszak uznać słowa łotra z krzyża „słusznie odbieramy swoją karę” za jednoznacznie Boży przekaz dopuszczający karę śmierci.
Pierwsi chrześcijanie, podobnie jak Jezus, byli ofiarami kary śmierci. Ojcowie Kościoła nie byli w kwestii kary śmierci zgodni. Augustyn mówił, że władze świeckie mają do tego prawo, choć w ostateczności. Laktancjusz jednak pisał tak: „Człowiek sprawiedliwy nie powinien nikogo skarżyć z powodu przestępstwa, za które grozi kara śmierci. Tym samym jest zabicie człowieka bronią, czy też słowem oskarżycielskim – gdyż zabijanie jako takie jest zabronione. W tym przykazaniu nie można robić absolutnie żadnego wyjątku. Zawsze jest niesprawiedliwością zabić człowieka, którego życie z woli Bożej musi być nietykalne”.
Konstytucje apostolskie również dopuszczały karę śmierci za największe zbrodnie – ale zostawiały to w kompetencjach władzy świeckiej, jednoznacznie stwierdzając, że nie może być chrześcijaninem człowiek, który taką karę wykonuje. To przekonanie stało się powszechne w średniowieczu i nawet kiedy w czasach inkwizycji wydawano kościelne wyroki o popełnieniu herezji, dla wykonania kary oddawano skazanego w ręce lokalnych władz świeckich.
Motywacją dla stosowania takiej kary było wyłącznie utrzymanie porządku społecznego i poczucia bezpieczeństwa ludzi – co w tamtym czasie wydawało się niemożliwe, jeśli przestępca pozostałby przy życiu.
Franciszek jednoznaczny
Wielka zmiana w teologii moralnej nastąpiła po doświadczeniu II wojny światowej. To wtedy pojawiać się zaczęły pytania o godność człowieka, o wartość życia, ale również i o to, czy rzeczywiście jedynie przez śmierć można odizolować zbrodniarza od społeczeństwa. Jan Paweł II, choć uważał, że kara śmierci w „absolutnej konieczności” może być wykonana, to nie może ona być zemstą. Wyraźnie przy tym zaznaczał, że dziś, „dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki [absolutnej konieczności] są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale”.
W 2018 roku papież Franciszek zmienił paragraf 2267 Katechizmu Kościoła katolickiego. Tam, gdzie dotąd była mowa o „absolutnej konieczności” przy wykonaniu wyroku śmierci, pojawił się zapis: „Dziś coraz bardziej umacnia się świadomość, że osoba nie traci swej godności nawet po popełnieniu najcięższych przestępstw. Co więcej, rozpowszechniło się nowe rozumienie sensu sankcji karnych stosowanych przez państwo. Ponadto, zostały wprowadzone skuteczniejsze systemy ograniczania wolności, które gwarantują należytą obronę obywateli, a jednocześnie w sposób definitywny nie odbierają skazańcowi możliwości odkupienia win. Dlatego też Kościół w świetle Ewangelii naucza, że kara śmierci jest niedopuszczalna, ponieważ jest zamachem na nienaruszalność i godność osoby, i z determinacją angażuje się na rzecz jej zniesienia na całym świecie”.
Karać i kochać
To tak naprawdę powinno kończyć dyskusję. Kara śmierci jest niemożliwa do wprowadzenia zarówno z punktu widzenia prawa międzynarodowego, jak i z punktu widzenia nauczania Kościoła – co oczywiście nie wyklucza sprawiedliwej i surowej kary jako takiej, wymaganej przez sprawiedliwość i potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa społeczeństwu.
Wszędzie jednak tam, gdzie pojawiają się emocje, gniew i pragnienie zemsty czy odpłaty za krzywdę dziecka – aż po domaganie się śmierci – powinniśmy postawić dodatkowe pytanie o wiarę.
Czy ufamy, że Jezus jest w stanie dotknąć swoją miłością każdego człowieka i że z nikogo nigdy nie rezygnuje? A jeśli tak, to jak my możemy zrezygnować z nadziei na jego nawrócenie? Kto z ludzi odważy się powiedzieć, że dla człowieka nie ma już nadziei?
A jeśli nie ufamy, że Jezus nie rezygnuje – to czy rzeczywiście w Jezusa wierzymy i widzimy w Nim wszechmocnego Boga miłości?
To ostatecznie nie jest pytanie o to, co stanie się ze zbrodniarzem. To pytanie o to, co stanie się z nami. Na ile uczniem Jezusa pozostaje człowiek, który zamiast kochać, pragnie śmierci drugiego. Na ile uczniem Jezusa jest ten, kto pielęgnuje w sobie nienawiść. Ten, kto woła: „ukrzyżuj!”. Ten, kto w człowieku nie widzi godności Bożego stworzenia. Ten, kto ma siebie za pana cudzego życia i śmierci.
Tak, to kochanie jest czasem bardzo trudne. I na tym właśnie polega chrześcijaństwo.