Logo Przewdonik Katolicki

Poród nasz powszedni

Weronika Frąckiewicz
fot. Sefa Ozel/Getty Images

Rozmowa z Darią Gralik o wyzwaniach w byciu położną, kontrowersjach porodowych i nadużywaniu cesarskiego cięcia

Co roku 5 maja przypada Międzynarodowy Dzień Położnej. Co dla Pani oznacza bycie położną?
– W jakimś stopniu na pewno postrzegam moją prace misyjnie, ale przede wszystkim jest ona dla mnie wielką pasją. Uwielbiam pracę zarówno z kobietami w ciąży, świeżo upieczonymi mamami, jaki i z noworodkami. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego. Nasz zawód można realizować w różnych miejscach. Daje on dużą liczbę możliwości i sposobów realizacji zawodowych pragnień, każdy musi znaleźć swoje miejsce. Część położnych najlepiej odnajdzie się na porodówce, a część rozwinie skrzydła jako położne środowiskowe. To samodzielny zawód, położna ma ogrom kompetencji. Nie wszyscy wiedzą, że może ona prowadzić ciążę fizjologiczną (prawidłowo przebiegającą), choć przyjęło się, że robi to tylko ginekolog. Oczywiście jeżeli ciąża jest powikłana jakimiś chorobami, prowadzi ją lekarz.

Kiedyś prywatna działalność w zakresie świadczenia usług medycznych kojarzona była głównie z lekarzami. Tymczasem wiele położnych zakłada własną praktykę, niezależną od publicznej opieki zdrowotnej. Jakie są warunki pracy położnej w ramach NFZ?
– Dużo zależy od obszaru, w którym świadczy się usługi, i od miejscowości. Niestety NFZ nie finansuje odpowiednio naszej pracy. Położne często zakładają własną działalność i podpisują kontrakt na zlecenia z NFZ. Ich praca wyceniona jest naprawdę bardzo nisko. Wizyta patronażowa, w domu pacjentki, wyceniana jest przez fundusz zdrowia na około 30 zł brutto. Jeśli położna pracuje blisko miejsca zamieszkania, nie traci pieniędzy na dojazdy. Gmina, w której pracuję, rozciąga się na sporym obszarze, więc należy tu dodać koszty dojazdów do pacjentki i jej dziecka, amortyzację auta itp. Wizyta nigdy nie trwa 15 minut, zazwyczaj zajmuje ona około półtorej godziny. W tym czasie należy zbadać zarówno dziecko, jak i mamę, udzielić porady laktacyjnej, wyedukować, a także przeprowadzić ankietę, która ma pokazać, czy u kobiety jest ryzyko wystąpienia depresji poporodowej. Ustawodawca zakłada, że rekompensowana finansowo jest tylko wizyta u noworodka, mamie świadczymy usługi „przy okazji”. Nie dziwię się, że sektor prywatny coraz bardziej się rozwija. Jeżeli ktoś może za wizytę wziąć 200 zł, a nie 25, wiadomo, że w dobie inflacji i trudności finansowych wybierze pierwszą opcję. Niestety nie każdą pacjentkę stać na korzystanie z płatnej opieki położnej. W 2025 r. wejdzie ustawa, według której położna będzie zobowiązana, aby pracować wraz z zespołem, w którego skład będzie wchodził lekarz i pielęgniarka. Uważam, że skomplikuje to opiekę okołoporodową, gdyż kobieta będzie musiała wybrać i złożyć deklarację wyboru całego zespołu, a nie tylko położnej.

Pomijając kwestie ekonomiczne, co jest dla Pani największym wyzwaniem w byciu położną?
– Wyzwaniem – aczkolwiek pozytywnym – na pewno jest to, że trzeba się nieustannie dokształcać, ponieważ ciągle zmieniają się wytyczne świadczonych przez nas usług. To, że kilka lat temu nauczyliśmy się, jak pielęgnować kikut pępowiny, nie oznacza, że za kilka lat sposób się nie zmieni i nie trzeba będzie na nowo zweryfikować swojej wiedzy. W naszej pracy bardzo ważne są kompetencje interpersonalne, zwłaszcza jeśli dotykamy kwestii edukacyjnych. Szkolenie kobiet to jedna sprawa, ale jeśli na przykład chcemy, aby laktacja naszej pacjentki przebiegała prawidłowo, musimy również wyedukować jej męża i środowisko najbliższe. Mogę przez półtorej godziny opowiadać, jak prawidłowo karmić dziecko piersią, a pojawi się na przykład teściowa z dobrymi radami i wszystko zaprzepaści. Inne wyzwania bywają niespodziewane – ostatnio… ugryzł mnie pies pacjentki. Położna, od momentu gdy szpital zgłasza, że kobieta po porodzie wyszła do domu, ma 48 godzin, aby przeprowadzić wizytę domową. Deklarację wyboru położnej należy złożyć jak najszybciej. Każda kobieta, w ramach NFZ, ma prawo skorzystać ze wsparcia położnej już przed porodem, położna środowiskowa może spotykać się z pacjentką od dwudziestego pierwszego tygodnia ciąży, gdyż w jej kompetencjach leży również prowadzenie edukacji przedporodowej.
Musimy mieć dużą wiedzę nie tylko pod kątem mamy, ale także noworodka. Położna osłuchuje go stetoskopem, dokładnie go bada. Kolejnym wyzwaniem jest praca w różnych środowiskach. Nie zawsze jest tak, że jedziemy do pięknego domu i wspaniałej, kochającej się rodziny. Czasem pracujemy z naprawdę patologicznymi rodzinami. Nierzadko musimy kontaktować się z pomocą społeczną, zgłosić rodzinę do MOPS-u.

Poród jest chyba jednym z najbardziej zmitologizowanych momentów życia człowieka. Racjonalne podejście do urodzenia dziecka ginie w morzu „powszechnych” opinii. Czym poród jest, a czym na pewno nie jest?
– Dużo złego w postrzeganiu porodów robią media, a dziś szczególnie social media. One kształtują ogólną opinię społeczeństwa o porodzie, który pokazuje się jak krwawą jatkę. Osobiście porody kocham (śmiech). Mam dużo wiary w to, że natura się obroni, a kobieta naprawdę jest kompetentna, żeby urodzić swoje dziecko. Jesteśmy biologicznie dobrze zaprojektowane, aby wydać dziecko na świat, podobnie jak ono, aby się urodzić. Podstawą jest edukacja i to, aby kobieta zrozumiała fizjologię porodu: jak przebiega, co go zatrzymuje, a co przyspiesza. Nie lubię podejść do porodu, w którym definiujemy go jako jeden określony moment. Patrzę na niego w szerszej perspektywie i pewnie dlatego nie mogę doczekać się swojego własnego trzeciego porodu. Cieszę się, że spotkam to moje wyczekane dziecko. Warto wiedzieć, jakie procesy zachodzą podczas porodu. W naszym mózgu znajduje się część gadzia i kora nowa. Kora nowa jest logiczna, odpowiedzialna za czytanie, pisanie, ale także za wydzielanie hormonu stresu, który spowalnia poród. Część gadzia jest odpowiedzialna za instynkt i wydzielane oksytocyny, która z kolei przyspiesza poród, powodując skurcze. Ważne jest, aby wiedzieć, co wpływa na wydzielanie oksytocyny. Tak naprawdę często są to podstawowe kwestie. Przede wszystkim kobieta musi mieć zaspokojone poczucie bezpieczeństwa. Spójrzmy na przykład na porody kotów. Gdy kotka rodzi, wybiera miejsce z dala od ludzi, gdzie jest cicho, ciepło i ciemno. My kobiety jesteśmy wystawiane na trudne doświadczenie. Rodzimy zazwyczaj w obcym miejscu, wśród obcych zapachów, z nieznajomymi ludźmi, z nadmiarem bodźców, m.in. z rażącym światłem, które wpływa na wydzielanie hormonów stresu, w tym adrenaliny blokującej poród. Gdziekolwiek rodzimy, potrzebujemy stworzyć komfortowe warunki, w których poród będzie mógł postępować. Nawet w szpitalu możemy sobie zapalić świeczkę, opuścić rolety, wziąć olejek zapachowy. Ważna jest również osoba, która nam towarzyszy. Badania pokazują, że jeśli podczas porodu jest z kobietą osoba, która daje jej poczucie bezpieczeństwa, zna ją, pocieszy, przytuli, pogłaszcze, zawoła w razie potrzeby położną, to poród się skraca, jest mniej interwencji medycznych i mniejsze ryzyko cesarskiego cięcia.

Niektóre z przyszłych mam z góry zakładają, że osobą towarzyszącą na sali porodowej będzie ojciec dziecka. Z różnych powodów nie zawsze musi tak być. Jak mądrze wybrać osobę wspierającą podczas porodu?
– Podstawą w wyborze osoby towarzyszącej podczas porodu jest szczera rozmowa. Nie każdy mężczyzna rzeczywiście nadaje się na salę porodową. Większość mężów czy partnerów chce wziąć udział w porodzie, ale są też tacy, którzy otwarcie mówią, że nie chcą, a niektórzy nawet boją się o tym powiedzieć. Oczywiście funkcjonuje w społeczeństwie wiele mitów związanych z tym, że mężczyźni masowo mdleją na porodówkach. Część osób z góry zakłada, że mężczyzna na porodówce na pewno nie da rady. Tymczasem oni, podobnie jak kobiety, muszą się do porodu dobrze przygotować, wtedy są ogromnym wsparciem, a wspólny poród zbliża ich do siebie. Ja prywatnie nie wyobrażam sobie porodu bez mojego męża. Jeśli przyszły tata wchodzi na porodówkę nieprzygotowany i totalnie nie wie, co się będzie działo, to prawdopodobnie spędzi ten czas z nosem w telefonie, a poród obejrzy jak przedstawienie. Jego zachowanie nie będzie wspierające, a przecież tym ma być jego towarzyszenie. Czasem kobiety pozostawiają mężczyznom otwarte furtki, proponując, że pojadą na porodówkę razem, a gdy tylko ten stwierdzi, że to dla niego za dużo, może dać kobiecie całusa i wyjść. Z doświadczenia wiem, że mężczyźni i tak najczęściej zostają.
Ostateczna decyzja należy jednak do kobiety i należy ją uszanować. Nie musi zabierać ze sobą partnera, może wybrać przyjaciółkę, mamę lub profesjonalne wsparcie douli, co jest w Polsce coraz powszechniejsze. Doule udzielają wsparcia niemedycznego, emocjonalnego i fizycznego. Są po prostu dla kobiety.

Jak podejść zdroworozsądkowo do wszystkich kontrowersji i niepewności związanych z momentem porodu?
– Podstawą wielu napięć związanych z porodem jest lęk kobiety, którego źródłem nierzadko są osoby z zewnątrz. W sytuacji silnego niepokoju warto porozmawiać z psychologiem, zwłaszcza z takim, który specjalizuje się w sytuacjach okołoporodowych. Czasem „przegadanie” tematu wystarcza. Mimo że mnie samej bliskie są wszelkie metody naturalne, uważam, że zawsze ostateczną decyzję musi podjąć kobieta. To ona wie, jaki poród będzie dla niej satysfakcjonujący. Warto jednak we wszystkim zostawiać sobie pole manewru i nie zakładać od początku, że na przykład na pewno będę potrzebowała znieczulenia. Najpierw lepiej wyedukować się, jakie są naturalne metody łagodzenia bólu, jak oddychać, jak się ruszać, wykorzystać wannę lub prysznic do łagodzenia odczuć porodowych. Kobieta już przed porodem powinna znać wady i zalety przyjęcia znieczulenia, aby świadomie mogła zadecydować, czy naprawdę tego chce. Znieczulenie zewnątrzoponowe stosowane w trakcie porodu jest lekiem, a żaden lek nie powinien być podawany rutynowo. Oznacza to, że podajemy go dopiero wtedy, gdy zaistnieją faktyczne wskazania medyczne. Niestety bardzo łatwo się wplątać w coś takiego jak kaskada interwencji medycznych, jedno podanie leku często pociąga za sobą potrzebę kolejnych interwencji. Każda kobieta przed porodem musi być tego wszystkiego świadoma. Zarówno wśród lekarzy, jak i pielęgniarek oraz położnych, znajdują się tacy, którzy uważają, że znieczulenie jest osiągnięciem dzisiejszej medycyny, w związku z czym każda kobieta powinna rodzić bez bólu, to się jej niejako należy, a naturalne podejście traktuje się jako zaściankowość. Porody stały się bardzo zmedykalizowane. W Polsce mamy bardzo wysoki odsetek cięć cesarskich, obecnie wynosi on 43 proc. Według WHO nie powinien on przekraczać 10 proc. W Europie w tej kategorii wiedziemy niechlubny prym. Bierze się to między innymi z tego, że gdy kobieta chce mieć cesarskie cięcie na życzenie, wystarczy, że pójdzie do psychiatry i poprosi o zaświadczenie o tokofobii (lęk przed ciążą i porodem). W tych wszystkich kontrowersjach związanych z porodem zapomina się o naturze, do której trzeba będzie wrócić prędzej czy później. My, kobiety, naprawdę potrafimy rodzić dzieci, tylko musimy w to same uwierzyć.

Będąc pedagogiem specjalnym, niejednokrotnie słyszałam, że cesarskie cięcie może mieć negatywny wpływ na przyszły rozwój dziecka. Z drugiej strony są sytuacje, w których rozwiązanie ciąży przez cesarskie cięcie ratuje życie zarówno mamie, jak i dziecku. Jak odnaleźć się pomiędzy koniecznością, a „widzimisię” mamy, lekarza czy położnej?
– Do cesarskiego cięcia należy podejść jak do tego, do czego zostało ono wynalezione, czyli do ratowania życia kobiety i dziecka. Warto wracać do źródła, aby to cięcie było wykonywane w momentach, w których faktycznie jest niezbędne. Są sytuacje, w których absolutnie należy przeprowadzić cesarskie cięcie i nie ma tu dyskusji. Kobieta, która rodziła drogą brzuszną, nie jest mniej wartościową mamą – co też zdarza mi się niestety słyszeć i jest to bardzo krzywdzące. Należy jednak unikać nadużywania cięć cesarskich. Powszechnie przyjęło się uważać, że rozwiązanie porodu przez cesarskie cięcie jest łatwiejsze, bo rodząca nie musi się „tyle męczyć”. Kobiety bardzo często nie mają świadomości długofalowych konsekwencji takiego podejścia i tego, że cesarka jest operacją, nie jest obojętna dla ich zdrowia. W czasie operacji może dojść do wielu powikłań, np. przebicia pęcherza, pozostaje po niej blizna, nie tylko na skórze, ale również na macicy. Konsekwencje mogą być poważne: wewnętrzne zrosty, a nawet endometrioza. Dla dziecka przyjście na świat wiąże się również z możliwymi powikłaniami, m.in. z zaburzenia integracji sensorycznej, ponieważ nie wykona ono potrzebnej pracy związanej z przejściem przez kanał rodny. Często maluch trafia do mamy tylko na chwilkę, na buziaka, a kontakt „skóra do skóry” jest realizowany przez ojca dziecka, o ile jest obecny w szpitalu. Połóg po cesarskim cięciu również bywa trudniejszy. Kobieta może dłużej dochodzić do pełni sił, w międzyczasie leżąc i będąc zależną od innych. Oczywiście wizja porodu naturalnego może być przerażająca, ale jeśli mamy narzędzia i jesteśmy dobrze wyedukowane, to wiemy, jak sobie z tym bólem porodowym radzić, nie jesteśmy bezbronne.

Porody domowe w pewnych środowiskach przeżywają swój renesans. Czy dom, z dala od fachowej pomocy medycznej, na pewno jest bezpiecznym miejscem wydawania dziecka na świat?
– Położne przyjmujące porody w domu są profesjonalistkami, które często mają za sobą wiele lat pracy na porodówkach. Porody domowe są w naszym kraju legalne. Kobieta ma prawo wybrać własny dom, dom narodzin lub szpital jako miejsce porodu. Jednak nie wygląda to tak, że jeśli stwierdzi, że chce rodzić w domu, z automatu tak się dzieje. Najpierw należy znaleźć położną, która taki poród przyjmie. Następnie czeka nas naprawdę szczegółowa kwalifikacja. W momencie gdy ciąża przestaje być fizjologiczna i pojawią się jakiekolwiek trudności, opcja porodu domowego przestaje istnieć. Myśląc o porodzie domowym, warto oprzeć się na badaniach naukowych. Potwierdziły one, że poród domowy, przyjęty po odpowiedniej kwalifikacji przez doświadczoną położną, jest równie bezpieczny jak poród w warunkach szpitalnych. Podczas porodu w domu zawsze z tyłu głowy należy mieć opcję konieczności przeprowadzenia tzw. transferu, czyli zapewnienia transportu do szpitala, a kobieta zobowiązana jest mieć spakowaną torbę, żeby w każdym dowolnym momencie porodu móc się do niego udać. Poród w domu jest możliwy do momentu, gdy jest fizjologiczny, tam, gdzie kończy się fizjologia, tam wkracza lekarz i szpital. Warto dodać, że transfery nie zdarzają się bardzo często. W porodzie naturalnym rzadko mają miejsce nagłe i niespodziewane sytuacje. Doświadczona położna potrafi wcześniej zauważyć, że zaczyna się dziać coś niedobrego. Jakiś czas temu sama robiłam kurs dla położnych przyjmujących porody domowe. Byłam pod wrażeniem, jak wiele leków położna zabiera ze sobą na poród domowy. Ona jest tak naprawdę „przenośną porodówką”. Osobiście widzę duży potencjał w porodach domowych, ale rozumiem, że nie każdy czuje się w domu bezpiecznie, będąc w sytuacji medycznej. Rodzenie w domu na pewno nie jest opcją dla każdego. Wiem, że niektórzy rodzice decydują się na poród bez położnej, tzw. poród bez asysty medycznej. Zawsze staram się szanować i nie oceniać drugiego człowieka, każdy podejmuje swoje decyzje w życiu i bierze za nie odpowiedzialność, temu podejściu jednak jestem prywatnie zdecydowanie przeciwna.

---

DARIA GRALIK
Położna i doula. Twórczyni Domowej szkoły rodzenia Położna uRodziny

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki