Nadchodzący tydzień to wyczekiwany czas, szczególnie dla posiadaczy i karnie korzystających z ponadczasowej książki Działka moje hobby (o niej jeszcze wspomnimy). Jeśli ktoś po przeczytaniu tych słów parsknął śmiechem, to od teraz żarty na bok. Sprawa jest bowiem poważna, już niebawem zimni ogrodnicy, z zimną Zośką na czele, wyznaczą moment, w którym będzie można posiać większość popularnych roślin ogródkowych bądź jeszcze się z tą decyzją wstrzymać. Rzecz dotyczy tysięcy wprawionych i nowych ogrodników, którzy od tego uzależniają rytm swoich prac, nawet to, kiedy wyrwać się na urlop, gdzie i kiedy kupić nawóz, no i oczywiście: kiedy spodziewać się upragnionych plonów – to nie przelewki.
W rytmie natury
Skąd to zamieszanie? Nie wynika ono bynajmniej z fanaberii czy też magicznego myślenia, ale jest kolejnym dowodem na to, że mądrość ludowa w kapitalny sposób odnosiła się, opisywała i wyjaśniała naturalne zjawiska.
Meteorologicznie rzecz biorąc, da się fenomen zimnych ogrodników wyjaśnić tym, że z początkiem maja zauważalnie wzrastają temperatury na kontynencie europejskim, szczególnie w jego środkowej części. Do tego czasu gleba nagrzewa się naprawdę szybko. Ze względu na to, że wody ogrzewają się generalnie wolniej, dochodzi do dużych różnic temperatur między morzem a lądem, czego efektem są silne niże baryczne. Masy ciepłego powietrza przesuwają się w kierunku zimniejszej północy. W głąb lądu z kolei wtłaczane są zimne masy polarnego powietrza z północy. Noce są wtedy iście gwieździste, ale temperatury w niektórych miejscach mogą spaść nawet poniżej zera. Regularność występowania tego zjawiska sprawiła, że prace ogrodnicze planowano względem tego czasu. Jak to więc w naszej kulturze bywa, postanowiono powiązać ten moment z rytmem życia liturgicznego. Zazwyczaj jest już to czas po oktawie wielkanocnej (przypomnijmy, że Niedziela Zmartwychwstania może wypaść najpóźniej 25 kwietnia), a także sporo przed Zesłaniem Ducha Świętego (najpóźniej 9 czerwca). Dlatego też wybór padł na wspomnienia liturgiczne kilku świętych, zakończonych obchodami św. Zofii, po których to zjawisko majowych przymrozków powinno się cofać, jednak wciąż święta ta obarczona jest dość nieeleganckim przydomkiem „zimnej”.
Zimni ogrodnicy i zimna Zośka
Jako się rzekło, nie jest to tylko polska tradycja. Na przykład w Niemczech chłodne majowe dni to Eisheiligen (11–15.05.), we Francji (11–13.05.) nazywają się Saints de glace („święci na lodzie”), w Holandii – IJsheiligen (11–15.05.), Trije ledeni možje i Poscana Zofka natomiast to 11–15.05. w Słowenii. Nieco zorientowanych w temacie może dziwić data 11 maja i liczba świętych (razem pięciu, a więc czterech „ogrodników” i „zimna Zośka”). Wszystko to zależy od regionu – im jest on bliżej morza (północne Niemcy na przykład), tym świętych jest więcej, bo zjawisko następuje szybciej – już w Bawarii czy Austrii „zimnych świętych” jest czterech. Oczywiście także u nas przyjęła się liczba trzech panów i jednej pani. Tym piątym jest wspominany 11 maja Mamert – żyjący w V w. francuski biskup, patron juhasów i orędownik w czasie suszy, gorączki oraz w chorobach piersi. Zainicjował on tzw. Dni Krzyżowe, z myślą o uproszenie urodzajów. Podczas nich, przez trzy dni przed uroczystością Wniebowstąpienia Pańskiego, zanoszono błagalne modlitwy o urodzaj i zachowanie od klęsk żywiołowych, połączone z postem i z procesjami. Zwyczaj ten przetrwał do naszych czasów – procesje wyruszają na pola, a nabożeństwa odbywają się przy krzyżach przydrożnych. W kolejnym dniu wspominamy znanego już nam Pankracego, młodziutkiego rzymskiego męczennika z III w. To już wprost patron ogrodników, młodych sadzonek, roślin ogrodowych, a nawet bólu głowy. Uważa się go za stróża przysiąg i mściciela krzywoprzysięstwa. Dzień po nim „ogrodnikuje” Serwacy, kolejny w tym gronie biskup, który pochodzić miał z Armenii (wskazuje na to pochodzenie jego imienia), a ostatecznie miał być biskupem Belgii; zmarł zresztą w Maastricht, a przedstawiany w chodakach lub ze smokiem patronuje stolarzom i uprawiającym winorośl, miał chronić przed przymrozkami, a także gorączką i reumatyzmem. 14 maja to dzień św. Bonifacego. Ten, stracony w Tarsie około 290 r. rzymski męczennik, jest patronem kawalerów i świeżo nawróconych – ma to też swoje majowe uzasadnienie, bo był to miesiąc oświadczyn, ale nie ślubów. Wreszcie św. Zofia, tak familiarnie nazywana „Zośką” – kolejna męczennica, z IV w., jest wzywana w przypadku szkód wyrządzonych przez mrozy. Informacji o jej życiu jest tyle co na lekarstwo, bardziej wyróżnia się jej kult, potwierdzony w kolejnych wiekach. Inny patron tego samego dnia, św. Izydor, również został utrwalony w tradycji ludowej z powodu bycia rolnikiem (tu nawet działa prosty rym: Na Izydora – chłodna pora).
Język polski utrwalił mnóstwo przysłów, które jak wiadomo są mądrością narodów, mających przypominać o znaczeniu tych wspomnień świętych: „Dla świętej Zosi kłos się podnosi”, „Święta Zofija ciepło rozwija”, „Pankracy, Serwacy, Bonifacy: źli na ogród chłopacy”, „Gdy przed Pankracym nocą przymrozi, lato będzie przepadziste, a jesienią czasy dżdżyste”, „Jak się rozsierdzi Serwacy, to wszystko zmrozi i przeinaczy”, „Przed Pankracym nie ma lata, po Bonifacym mróz ulata”. Przysłowiowe jest również określenie tych majowych świętych jako „zimnych”.
Hamak i altanka na RODOS
Szacuje się, że niemal milion ogródków typu Rodzinny Ogródek Działkowy (ROD, zwane też popularnie RODOS) skupionych jest w zespołach ogrodów działkowych. Mówimy tu jednak tylko o działkach zagospodarowanych. Trudno z kolei oszacować, ile jest małych przydomowych ogródków – mikroogrodów przy blokowiskach, a nawet na balkonach. O popularności tego typu wypoczynku niech świadczą ceny RODOS-ów – kiedyś oscylowały one w granicach kilku, kilkunastu tysięcy złotych, dziś za dobrą działkę zapłaci się nawet 70 tys. złotych! A nie jest to przecież nasza własność – partycypujemy w dość zawiłym systemie własności, nadzorowanym przez monopolizujący ten rynek Polski Związek Działkowców. Mimo to nie jest łatwo o takie miejsce dla siebie się wystarać – stąd coraz bardziej popularne kompaktowe systemy na mikrouprawy, które postawić można nawet na balkonie czy parapecie. Mimo tej mikroskali domowi ogrodnicy bardzo poważnie podchodzą do swoich obowiązków, co zaobserwować można w chwaleniu się swoimi pierwszymi plonami w mediach społecznościowych, nie jest to bynajmniej rzeżucha, a fantazyjne często zestawy ziół, szczypiorków, a nawet pomidorów (i to różnych rodzajów!). Zupełnie osobną kwestią jest miłość do niezliczonych gatunków kwiatów. Trendy te wynikają głównie z potrzeby zdrowego relaksu, ale wiążą się też z satysfakcją określaną jednym zdaniem: wiemy, co jemy. Wspólne działkowanie staje się popularnym hobby, zgodnie ze wspomnianą już książką z lat 80. pod redakcją Elżbiety Tarczyńskiej-Zych, która momentami zdaje się zdezaktualizowana (brak niektórych polecanych produktów na rynku), ale w istocie wciąż jest pomocna w uprawie własnego ogródka. Nowoczesne i przyciągające wzrok liternictwo okładki tej książki stało się zresztą ważnym elementem kultury popularnej, przedrukowywanym na koszulkach i plakatach. Być może także pandemiczne zamknięcie sprawiło, że jakoś gorliwiej chcemy mieć kontakt choćby z małym wycinkiem natury, takim z własnym hamaczkiem i altanką. Najcelniej fenomen ten opisał chyba Ludwik Jerzy Kern, w dowcipnym wierszyku, który rozpoczyna taki czterowiersz:
Najlepszym wiosennym lekarstwem jest – działka.
Działka nam zdrowie wprowadza do ciałka,
Gdy w łapki się chwyci szpadelek lub grabki,
Znikają bronchity, katary i sapki.