Pierwsze doniesienia mediów, nawet tych poszukujących sensacji, były ostrożne i pełne niedowierzania. Sprawę rozstrzygnęły jednak nagrania filmowe: tak, Ukraińcy są już na lewym brzegu Dniepru. Stało się to 22 kwietnia naprzeciwko Chersonia, jedynego dużego ukraińskiego miasta, które udało się na kilka miesięcy zająć Rosjanom i które jesienią ubiegłego roku odbiły ukraińskie wojska. Jest to wiadomość o tyle ważna, o ile wspomniana rzeka, w swoim dolnym biegu znacznie szersza od Wisły, stanowi najpoważniejszą przeszkodę w ewentualnej ofensywie. I to dla obydwu stron. Jeżeli Ukraińcom udało się zdobyć przyczółek na przeciwległym brzegu dnieprowym, świadczy to o bojowej inicjatywie, która nadal skłania się na stronę Kijowa.
Z drugiej jednak strony słowo „przyczółek” jest tutaj trochę na wyrost. Chodzi bowiem o nizinne i błotniste rozlewiska przy ujściu Dniepru do Morza Czarnego, które stosunkowo łatwo było zająć, korzystając z nieuwagi przeciwnika (desant nastąpił prawdopodobnie w nocy), ale z których o wiele trudniej będzie podjąć próbę zdobycia wysokiego brzegu, na którym nadal okopani są Rosjanie. Tutaj na pewno walki, o ile w ogóle zostaną podjęte, będą ciężkie i krwawe. Dlatego zapewne nowa linia frontu na dolnym Dnieprze przez jakiś czas pozostanie bez zmian, zaś śródrzeczna Wyspa Czerkieska – największe terytorium nowo zdobyte przez Ukraińców – na dłużej pozostanie granicą wyzwolonego obszaru.
Sicz na Oleszkach
Sino-żółty sztandar powiewa tuż pod pierwszymi domami miasteczka Oleszki, położonego na wyższym i suchym gruncie, z którego doskonale widoczne są gmachy Chersonia. Ta powiatowa mieścina miała wszelako swoje miejsce w historii już na długo przed rozpoczęciem rosyjskiego ataku. Tutaj bowiem przez jakiś czas mieściła się siedziba Siczy Zaporoskiej.
Kozacy, znani nam z Ogniem i mieczem Sienkiewicza, kilkakrotnie w biegu historii zmieniali miejsce swojej siczy, czyli głównej bazy, która była po trosze obozem wojskowym, po trosze rzecznym portem, po trosze zaś stałą osadą, dysponującą nawet własną cerkwią. Pierwsza sicz mieściła się w XVI w. na wyspie Chortyca, położonej na wysokości dzisiejszego miasta Zaporoże (nomen omen). Sicz, do której wybrał się pan Skrzetuski, leżała bardziej w dół rzeki, w połowie drogi pomiędzy Chortycą a Oleszkami. Ta ostatnia powstała w 1711 r., dwa lata po przegranej przez Szwedów, zaś wygranej przez Moskali cara Piotra bitwie pod Połtawą. Razem ze Szwedami klęskę ponieśli wówczas ich sojusznicy, Kozacy, dowodzeni przez hetmana Iwana Mazepę. Następca Mazepy, Filip Orlik, zawarł wówczas sojusz z dotychczasowym śmiertelnym wrogiem Kozaków, tureckim imperium Osmanów. Sułtan pozwolił osiedlić się nowym sojusznikom w dolnym biegu Dniepru, na stepowych i rzadko zaludnionych obszarach podległych chanowi krymskiemu, który z kolei był sułtańskim lennikiem.
Sicz na Oleszkach przetrwała tylko ćwierć wieku, do momentu gdy Rosja zaatakowała Krym, jednocześnie zdobywając kontrolę nad dnieprowym ujściem. Kozacy, chcąc nie chcąc, przenieśli się znowu w górę rzeki – i tam przetrwali nieco dłużej, bo 40 lat. W 1775 r. wojska carycy Katarzyny zbrojnie zajęły ostatnią Sicz Zaporoską, kładąc kres temu kilkusetletniemu, osobliwemu państewku. Znamienne, że razem z Kozakami utracili wtedy niepodległość Krymscy Tatarzy, a także, w dalszym biegu wypadków, Polacy.
Dziś po Siczy nie pozostał żaden ślad. W 1845 r. rosyjskie władze, pod pozorem kopania kanału odwadniającego, nakazały zaorać ruiny. Jedyny z tego zysk to kilkaset złotych monet, jakie przy pracach polowych dostały się w ręce miejscowej ludności. Był to zapewne skarb jakiegoś kozackiego setnika, zdobyty podczas łupieżczej wyprawy.
Znaczenie dla Rosji… i Rzeczypospolitej
Podobnie ciekawa i podobnie mało w Polsce znana jest historia Chersonia. Miasto to założyła rzeczona imperatorowa Katarzyna, na miejscu gdzie dotąd znajdowały się tylko tatarskie koczowiska. Nazwano go na pamiątkę starożytnego Chersonezu, greckiej osady na Krymie, słynnego tym, że w 988 r. ochrzcił się tam – dając tym samym początek chrześcijańskiej Rusi – książę Włodzimierz. W rzeczywistości ruiny Chersonezu leżą na obrzeżach dzisiejszego Sewastopola, założonego w tym samym czasie co Chersoń, jako rosyjski port wojenny. Od tej pory imię Sewastopola kojarzy się nieodmiennie z militariami: bitwami wojny krymskiej 1853–1856, II wojny światowej, wreszcie – napięciem wokół portu wywołanym putinowską aneksją w 2014 r. Również nazwa Chersonia przywołuje symboliczny spór rosyjsko-ukraiński o to, komu należy się tysiącletnie dziedzictwo Rusi.
Miasto to, z racji położenia, było oknem Rosji na Morze Czarne, i dalej, przez tureckie cieśniny, na Morze Śródziemne i resztę świata. Przez krótki czas było także głównym portem… Polski. Był rok 1782, Rosja chwilowo nasyciła się ziemiami zabranymi Rzeczypospolitej w pierwszym rozbiorze, a Petersburg pozwolił Polakom na bezcłowy eksport przez nowo założone rosyjskie porty czarnomorskie. Jednocześnie wywóz naszego zboża przez Gdańsk był znacznie utrudniony, z uwagi na to, iż w tym samym rozbiorze Prusy otoczyły ów port szczelnym kordonem. Antoni Protazy Potocki, magnat z Ukrainy, wykorzystał koniunkturę, fundując w Chersoniu polską kompanię handlową. W 1783 r. wypłynął stamtąd pierwszy statek z polskim zbożem. Niebawem kompania zwodowała tam aż sześć jednostek pod polską banderą. Flagę z białym orłem zastępowano rosyjską jedynie na czas przekraczania Bosforu i Dardaneli, jako że tylko Rosjanie i Austriacy dysponowali tam, wymuszonym na Stambule wojennym zwycięstwem, prawem przepływu bez tureckiej kontroli.
Przez kilka lat polskie okręty przybywały więc – przez Morze Czarne – do Marsylii, Barcelony i Bayonne nad Atlantykiem, a także do egipskiej Aleksandrii. Kompania przestała istnieć w 1793 r., z momentem drugiego rozbioru, który pochłonął polską Ukrainę.
Co teraz?
Od listopada ubiegłego roku Chersoń i Oleszki dzieli granica frontu, która do tej pory biegła środkiem Dniepru, teraz zaś przesunęła się na nadrzeczne łęgi. Ludność Chersonia udowodniła już, komu sprzyja: w referendum niepodległościowym w 1991 r. ponad 90 proc. obywateli miasta opowiedziało się za Ukrainą. Kiedy rok temu miasto dostało się w ręce Rosjan, mieszkańcy, nie zważając na czołgi i zagrożenie życia, przez kilka dni manifestowali na głównym placu. Potem zaś dochodziły stamtąd wieści o zbrojnym podziemiu i partyzantach. Odbicie Chersonia przywitano na miejscu z entuzjazmem.
Także ludność Oleszek jest ukraińska, jako że okoliczny powiat jest od dwustu już lat najbardziej ukraińskim powiatem lewobrzeżnej i przylegającej do Krymu Ukrainy. Do brzegu Morza Czarnego jest stąd zaledwie 50 kilometrów. Gdyby ukraińskim wojskom udało się tam przebić, odcięłyby Krym od Donbasu i rosyjskiego zaplecza, być może rozstrzygając o losach całej wojny. Ale na to chyba jeszcze nie czas.