Logo Przewdonik Katolicki

Wiosna 2023

Natalia Budzyńska
fot. Valerie Elash/Unsplash

Ostatnio staram się oszczędzać sobie złych emocji. Ograniczam dostęp do negatywnych informacji, choć nie jest to proste. To znaczy mogłoby być proste: wystarczy nie czytać informacji. To się łączy jednak z dużą dozą silnej woli, bo przecież internet jest mi do życia niezbędny. Jak bez niego mogłabym pracować?

Więc silną wolę musiałabym mieć, żeby korzystać tylko z tych informacji, na których opieram bezpośrednio swoje zawodowe potrzeby. Dajmy na to: tylko kultura. Nic poza tym. I nie żadne środowiskowe animozje, podchody i kłótnie, lecz tylko i wyłącznie czysta informacja, suche fakty. To nie jest łatwe. Bo nawet jeśli się uda, to zawsze gdzieś się jakaś negatywna wiadomość przemyci, i tym bardziej jest ona przykra i wstrząsająca, że występuje w kontekście tak mało ważnych.
Wystawa dzieł Vermeera w Amsterdamie, na którą już nie ma biletów, okazuje się rzeczą wydumaną i egzaltowaną, gdy występuje obok filmu nagranego telefonem w okopach Bachmutu. Widzę nogi biegnącego żołnierza, z jaką trudnością podnosi je do góry, żeby zrobić kolejny krok, a błoto sięga mu do połowy łydek. I biegnie przez trzy minuty na tym filmie, raz górą, raz dołem, omijając ciało jednego żołnierza, pokrytego tym brązowym błotem, tak że ledwo widać na jego ramieniu niebieską taśmę, a inny żołnierz leży ranny w tym błocie i ten, co biegnie, podaje mu szybko dłoń i chyba pociesza. Film się kończy, a następna informacja pochodzi z „New York Timesa” – to pytanie z kolumny zajmującej się etyką: „Czy mogę na zdjęciu ślubnym mojej córki zmienić kolor włosów jednego z gości? Bo ma włosy tak różowe, że przesłaniają one wszystko, dosłownie wszystko, nawet parę młodą, a przecież to para młoda, a konkretnie moja córka, powinna być na tym zdjęciu najważniejsza, a nie jakaś rzucająca się w oczy różową czupryną jej koleżanka. Więc czy etyczne jest, że komputerowo te różowe włosy zmienię na blond na przykład?”.
Nie mam siły czytać odpowiedzi, bo zaraz pojawia się następna informacja: to dwóch zadowolonych prezydentów, z których jeden na prośbę drugiego śpiewa amerykańską piosenkę, a jakaś publiczność (dziennikarze? dyplomaci? przypadkowi goście Białego Domu?) klaszcze i wydaje okrzyki radości. O tak, jest się z czego cieszyć, a świat płonie. Tymczasem Zara otworzyła na nowo swój sklep w Moskwie. Wojna wojną, a zarabiać trzeba, a jeśli nie na broni, to chociaż na sukienkach. Więc Ukraina wzywa, żeby bojkotować Zarę, a para amerykańskich aktywistów ekologicznych, oblewając w muzeum sztuki gablotkę z rzeźbą Degasa, wzywa prezydenta Bidena do ogłoszenia stanu wyjątkowego ze względu na zmiany klimatyczne, które nie dadzą żyć ich wnukom.
Świat po prostu płonie i nie ma od tego ucieczki. I przepraszam za negatywne treści, ale chwilowo nie mam z czego czerpać pozytywnych.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki