Gdyby szukać przyczyn popularności chrześcijańskiego umartwiania ciała przez wieki, pierwszą wcale nie byłaby Ewangelia. To nie słowa i czyny Jezusa wprost nakładały na ludzi włosienice i kazały im biczować się do krwi. Źródło takich fizycznych umartwień tkwiło – czego często nie próbowano odróżniać – w greckiej filozofii platońskiej, w filozofii tego świata, w którym Ewangelia się zakorzeniała. Według niej ciało było nędznym ograniczeniem dla nieśmiertelnej i wolnej duszy, było okrutnym więzieniem, z którego jak najszybciej należało się wyzwolić. Ciało było tylko balastem, przeszkodą. Im więcej jemu wyrządziło się krzywdy, tym doskonalsza stawała się dusza.
I choć praktyki pokutne znane były w świecie judaizmu, sam Jezus ze swoim przebaczeniem w krzyżu i zmartwychwstaniu mógł zakończyć ich historię. Historia ta się jednak nie zamknęła. Człowiek wciąż chciał wierzyć, że zadając sobie ból, zdoła siebie zbawić sam.
Pełna treść artykułu w Przewodniku Katolickim 10/2023, na stronie dostępna od 12.04.2023