W filmie Nowy początek na naszą planetę przylatują tajemnicze statki kosmiczne w kształcie ogromnej fasoli i przez dłuższy czas nie lądują, lecz unoszą się parę metrów nad ziemią. Wzbudza to powszechne zdziwienie. Ludzie rzecz jasna próbują nawiązać kontakt z obcymi przybyszami, by się dowiedzieć, jakie mają zamiary. Pierwsze założenie jest jednak takie: na pewno przybyli, by nas zniszczyć. Trzeba więc zawczasu uderzyć siłą – przecież tak zwykle bywa z kosmitami, że atakują. Dalsza akcja filmu przynosi jednak zaskoczenie – obcy wcale nie chcą nas zniszczyć, lecz pomóc mieszkańcom Ziemi. Trzeba było zrezygnować z użycia broni, by w końcu odkryć, o co im chodziło. Dopiero w tym momencie możemy zrozumieć sens tytułu filmu.
Dynamiczny dar
Podczas liturgii tuż przed Komunią św. prosimy Pana o Jego pokój, nazwany Jego darem. Chrystus „napełnia nas pokojem”, a tuż przed przyjęciem Jego Ciała i Krwi jeszcze raz błagamy, aby jako Baranek Boży, który znosi grzech świata, „obdarzył nas pokojem”. Celebrans przekazuje go dalej i okazujemy sobie znak przyjętego pokoju, zazwyczaj podając sobie ręce lub po prostu patrząc sobie w oczy. Zanim przyjmujemy Chrystusa eucharystycznego, otrzymujemy dar pokoju. A na samym końcu, przy rozesłaniu, słyszymy wszyscy: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. Ciekawe, bo wygląda na to, jakbyśmy zostali zanurzeni w tym pokoju albo niczym rycerze założyli niewidzialną zbroję. Także podczas sakramentu pojednania, na co często nie zwracamy uwagi, Pan udziela nie tylko przebaczenia, ale także swego pokoju. Sądzę, że przede wszystkim jest on synonimem odczuwalnej dla penitenta bliskości Boga. Ale czy to wszystko?
Święty Piotr Chryzolog w jednej ze swoich homilii pisze, że „pokój czyni człowieka wolnym i uszlachetnia; zmienia jego odniesienie do Boga: ze sługi czyni syna, z niewolnika – człowieka wolnego”. Pokój wewnętrznie przemienia. Jest darem dynamicznym. Mocą i czymś, co przenika do głębi człowieka. Obejmuje zarówno spojrzenie na Boga, jak i na samego siebie, a także na braci i siostry. Nie mówimy więc tutaj ani o „spokoju”, ani o błogim uczuciu. W czym przejawia się ta wolność? Modlitwa „Wybaw nas, Panie”, zwana embolizmem, która jest przedłużeniem „Ojcze nasz”, jednoznacznie sugeruje, że chodzi o wolność od grzechu, zamętu i lęku przed złem. Nie chodzi tutaj tylko o nasze osobiste grzechy, lecz o stopniowe oczyszczenie od skutków grzechu pierworodnego, którym są słabość woli, niewiedza i pożądliwość, a także nieuporządkowane przywiązania do różnych Bożych darów. Nasz stosunek do stworzeń dlatego jest nieuporządkowany, ponieważ nie potrafimy bez nich żyć, „musimy”, jak sądzimy, zachowywać się w określony sposób. Nieuzdrawiane i nieuświadomione pozostałości grzechu pierworodnego, w którym przecież nie ma naszej osobistej winy, sprawiają, że budujemy mury, oddalamy się od siebie, wchodzimy w konflikty, spory i wojny. Ciągłe przyjmowanie Bożego pokoju w sposób świadomy stopniowo przeobraża nas z niewolników na synów.
Przeciwieństwo zamętu
Człowiek pokoju nie boi się również Boga, nie postrzega Go jako wroga, lecz przyjaciela, i konsekwentnie, inaczej patrzy na swoich bliźnich. A to sprawia, że w punkcie wyjścia nie postrzegam drugiego człowieka jako zagrożenia, zakładam jego dobrą wolę, a nie wrogość, chociaż wolność nie zwalnia mnie z ostrożności i czujności. Pokój między ludźmi jest wtedy, gdy potrafią spojrzeć sobie w oczy, rozmawiać i podać sobie ręce. Pokój z pewnością nie polega na zniknięciu przeciwieństw i lęku. Pokój Pana jest raczej siłą, która pozwala pełnić swoje życiowe zadania, być świadkiem, ewangelizować i mierzyć się z wyzwaniami, ufając, że nie jesteśmy sami.
Czasem przyczyną niepokoju i konfliktów jest to, że chcielibyśmy zrozumieć innych od razu. Wtedy zazwyczaj próbujemy dopasować ich do dotychczasowego doświadczenia i stanu wiedzy. Często przypisujemy im wtedy błędne lub złośliwe intencje i działanie tylko ze względu na własne interesy. Konflikt wybucha natychmiast.
Co więcej, podstawową bronią złego ducha jest strach i niepokój, którego niechlubnym synem jest „zamęt”. Ponieważ są to nieprzyjemne uczucia, człowiek dąży do tego, by jak najszybciej się od nich uwolnić. Przykład takiego zachowania znajdujemy chociażby w przypowieści o pszenicy i chwaście, gdzie słudzy zaniepokoili się nagłym ujawnieniem się niepożądanej rośliny pośród pszenicy. Zrodziła się w nich niecierpliwość i chęć natychmiastowego działania. Zanim jednak zabrali się do usuwania szkodliwego chwastu, poszli zapytać o wyjaśnienie pana pola i „wybadać”, co on chce zrobić w zaistniałej sytuacji. (Por. Mt 13, 27–29).
Zakorzeniony w miłosierdziu
Święty Jan w swojej Ewangelii zapisuje, że wystraszonym uczniom zamkniętym w Wieczerniku Zmartwychwstały udziela Ducha i jednocześnie pokoju. Duch jest zesłany „na odpuszczenie grzechów”, aby uwolnić ludzi z ich krępującego uścisku i dyktatu. Jezus w pierwszy dzień tygodnia przebacza uczniom ich niedawne zdrady, ucieczki, pozostawienie Go samego. Wtedy dopiero odryglowują drzwi i wychodzą na miasto. Na zewnątrz nic się nie zmieniło. Runęły mury w ich sercu.
Pokój, jako cząstka bogatego „owocu Ducha” (por. Ga 5, 22), wypływa z bezmiaru Bożego miłosierdzia, które przygarnia każdego z nas. To właśnie miłosierdzie uwzniośla człowieka, podnosi go i przywraca mu poczucie zagubionej wartości. W nim nasze niepotrzebne lęki tracą swoje uzasadnienie. Pokój zakorzeniony w miłosierdziu nie jest zatem jakąś psychiczną dyspozycją. Przypomina raczej pewien duchowy stan, rozlewający się na całą istotę człowieka, w którym ogarnia nas ufność, że znajdujemy się w dobrych rękach.
W końcu otrzymany podczas Mszy święty pokój jest niezbędny, abyśmy pełnili naszą misję bycia światłem świata. Przypomina o tym Jezus, kiedy błogosławionymi nazywa tych, którzy wprowadzają, [dosłownie: czynią] pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi” (Mt 5, 9). Upodabniamy się do Boga przez to, że stajemy się ludźmi pojednania. Nic dziwnego, że kiedy kończy się Eucharystia, zostajemy wysłani, abyśmy świadczyli tam, gdzie żyjemy, wyposażeni w „pokój Chrystusa”, aby go sprawiać pośród ludzi. A więc pokój jest darem Boga i zarazem dziełem ludzkim. Doświadczenie pojednania i jedności na liturgii, chociaż jesteśmy różni, powinno nas motywować do budowania mostów poza nią. Pokój nie każe chrześcijaninowi dzielić, lecz dzielić się tym, co otrzymał od Pana, zgodnie z tym, co w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju w 2013 r. zauważył Benedykt XVI, nazywając pokój „ładem ożywianym i dopełnianym przez miłość, która każe odczuwać potrzeby innych jak swoje własne, dzielić się z nimi swoimi dobrami”, a samo „zaprowadzenie pokoju jest uzależnione głównie od uznania, że w Bogu jesteśmy jedną rodziną ludzką”. Pokój Chrystusa pozwala nam spoglądać na to, co nas łączy jako ludzi, a nie na to, co nas radykalnie różni od siebie. Takiej zmiany patrzenia na rzeczywistość trudno dokonać o własnych siłach, ale bez podjęcia trudu pojednania i szukania tego, co łączy, dar również pozostanie uśpiony.