Dziecko, ofiara pedofila, odebrało sobie życie, bo zostało ofiarą nagonki po ujawnieniu jego personaliów. Co można powiedzieć w takiej sytuacji? Czy może wreszcie przestać już mówić?
– Brakuje słów. Rodzi się ogromny gniew, że doszło do czegoś takiego. Poczucie bezsilności. Myślę, że w nas, ludziach dorosłych, zwłaszcza zajmujących się tematem wykorzystania seksualnego dzieci – dziennikarzy, psychologów, prawników czy innych osób pomagających skrzywdzonym – musi pojawić się poważna refleksja. Stało się coś bardzo złego. Musimy zrobić naprawdę głęboki rachunek sumienia.
Dziennikarze uznali, że dziecko polityka można potraktować przedmiotowo. Trauma dziecka stała się elementem walki światopoglądowej: mama należy do konkretnej partii, tak jak sprawca, który jest też aktywistą ruchu LGBT – warto podkreślić, że został już skazany.
– Złe jest to, że sprawa ochrony dzieci zamiast nas łączyć – dzieli. Staje się elementem walki politycznej, światopoglądowej, środowiskowej. A wykorzystanie seksualne jest naprawdę plagą społeczną. To potężny problem społeczny, który nas wszystkich powinien zmobilizować do przeciwdziałania. Trzeba karać przestępców. Stworzyć skuteczne struktury prewencyjne i pomocowe. W przypadku 15-letniego chłopca doszło do upolitycznienia krzywdy, cierpienia dziecka. Skończyło się to wielką tragedią.
Kościół deklaruje, że zawsze staje po stronie najsłabszych i bezbronnych. To dlatego ocena tuszowania pedofilii jest aż tak surowa. Ksiądz wie o kilku przypadkach zidentyfikowania osoby skrzywdzonej po tym, jak sprawę opisały media.
– Znam przynajmniej dwa takie przypadki. Czytelnicy z otoczenia skrzywdzonych – na bazie podanych informacji – bardzo łatwo ustalili, o kogo chodzi. To były osoby dorosłe. Zgłosiły krzywdę wykorzystania seksualnego w okresie dzieciństwa ze strony duchownych. Precyzyjne opisanie tych sytuacji było absolutnie niepotrzebne. Wiem, że te osoby spotkały się potem z wtórną wiktymizacją.
Priorytetem w ujawnianiu i niesieniu pomocy jest dobro osoby skrzywdzonej, także jej bliskich. Trzeba opisywać sprawę z dużą wrażliwością i poszanowaniem osób, których rzecz dotyczy. Autor musi im zagwarantować najwyższy stopień poczucia bezpieczeństwa! Te osoby mają prawo do zachowania anonimowości, do prywatności. Bardzo rzadko się zdarza, że ktoś ujawnia swoją historię pod nazwiskiem. To jest wyłącznie jego decyzja. Większość osób skrzywdzonych nie chce upubliczniać swoich danych i wizerunku. Nie wolno tego robić nikomu innemu, jeśli skrzywdzony nie wyrazi na to zgody.
Określenie „wtórna wiktymizacja” oznacza, że ofiara przemocy seksualnej doświadcza po raz drugi przemocy. Tym razem psychicznej, bo jest wyszydzana, upokarzana. Chłopiec, który popełnił samobójstwo, był w wieku, w którym częsta jest przemoc rówieśnicza. Ktoś o tym nie pomyślał?
– Sprawcami takiej wiktymizacji mogą być nie tylko dziennikarze czy media. Dochodzi do tego w różny sposób. Ktoś, kto zgłasza krzywdę, może usłyszeć nieumiejętnie zadane pytanie, które sugeruje, że to była jego wina. Jego słowa podaje się w wątpliwość, bo zgłasza sprawę dopiero teraz… Cierpienie i traumę wywołuje obwinianie ofiary za to, że stała się ofiarą. Musimy zrozumieć, że ujawnienie takiej krzywdy jest długim, wewnętrznym procesem i może trwać latami. To nie może dziwić.
Do wtórnej wiktymizacji może dojść także w wyniku reakcji najbliższego otoczenia osoby skrzywdzonej, które zamiast wsparcia i towarzyszenia wyraża niedowierzanie, lekceważenie itp. Czasem ma pretensje. Pokrzywdzeni czują się osamotnieni, obwinieni i odrzuceni. Wiele z nich mówi, że to cierpienie bywa nawet trudniejsze do przyjęcia i przeżycia niż krzywda z dzieciństwa.
---
Ks. dr Piotr Studnicki
Kierownik Biura Delegata KEP
ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży