Logo Przewdonik Katolicki

Bliższa ciału koszula

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak

Ubrania były powszechne, ale musiały być szanowane i cenione. Przywykliśmy do pełnych szaf, a Żydzi mieli zwykle po dwa komplety ubrań. Kto dziś zabiera dla siebie ciuchy skazanego na śmierć?

Monika Białkowska: Jest taka rzecz, której w Ewangeliach niemal nie zauważamy. Nikt specjalnie o tym nie opowiada. Krótkich wzmianek jest sporo, ale nikt się specjalnie nad nimi nie zatrzymuje. Chodzi o to, w co ludzie chodzili wówczas ubrani. Kto by pomyślał, że Ewangelie wspominają o tym aż sześćdziesiąt razy? Jest o starych łatach, przyszywanych do nowego ubrania. O płaszczu Jezusa, którego dotknęła cierpiąca kobieta. Jest o śnieżnej bieli szaty na górze Przemienienia. Są płaszcze przy wjeździe Jezusa do Jerozolimy, zarzucone na osła. Oczywiście sporo tych wzmianek pojawia się w opisach męki. I jakoś tak przechodzimy obok nich obojętnie. A przecież można o tym powiedzieć całkiem sporo!

Ks. Henryk Seweryniak: Człowiek oczywiście w ubraniu chodził już w czasach prehistorycznych, więc tutaj jest ono zupełnie naturalne. Wytwarzane było głównie z wełny, to był ten pierwszy surowiec: wełna baranków, czasem również wielbłądów.

MB: Przędzenia tej wełny im nie zazdroszczę… Próbowałam kiedyś, jak to się robi. Ta wełna jest tłusta i nie pachnie specjalnie przyjemnie… Ale cóż, taka była rola kobiet. Bo pewnie, jak na całym świecie, to one raczej przędły.

HS: Czasem się zdarzało, że do specjalnych szat siadali mężczyźni. Ale to dotyczyło przede wszystkim szat dla kapłanów i robionych nie z wełny, ale z lnu. Na przykład król Tyru wysłał do Salomona człowieka wykwalifikowanego w obróbce „cennych materiałów i delikatnego lnu”. Len był uważany za bardziej szlachetny, czesano go i tkano z niego cienkie płótno, przeznaczone przede wszystkim na szaty kapłańskie. Poza tym len nie pochodził z grzbietów zwierząt, więc nie było wątpliwości co do jego czystości rytualnej.  Pojawia się on dość często i w literaturze biblijnej, i w rabinackiej.

MB: Jest ta opowieść o Rachab, nierządnicy z Jerycha. Kiedy szpiedzy Jozuego przekradli się do miasta, żeby sprawdzić, jak to jest w tej Ziemi Obiecanej, zatrzymali się w jej domu, a ona ukryła ich przed żołnierzami króla na dachu, pod łodygami lnu. Dzięki temu potem ocalała, zamieszkała wśród Ludu Wybranego i została jedną z prababć Jezusa.

HS: Len w Palestynie był ponoć bardzo dobry. Klemens Aleksandryjski, który się na tym znał i sporo podróżował, chwalił, że jest on tak dobry, jak egipski. Ale mimo tego, że był dobry, to raczej go nie eksportowano. Sprowadzano raczej tkaniny z Tyru i z Libanu. Być może dlatego, że wcale nie było ich bardzo dużo: bawełna na przykład nie rosła na tych terenach wcale. Jest na to za sucho.

MB: Kiedy sobie wyobrażamy tamten świat – albo bliższy nam może świat rzymski, pod którego Palestyna była wpływem – to myślimy o mężczyznach w długich, białych togach. To raczej tak nie mogło wyglądać.

HS: Len najczęściej nie był barwiony, miał naturalny kolor. Czasem farbowano na niebiesko pojedyncze nici, które stanowiły w tkaninie ozdobę. W przypadku wełny była już większa swoboda. Już naturalna może mieć przecież całą gamę kolorów, od prawie białego po czarny, ze wszelkimi odcieniami szarości i brązów pomiędzy. Do tego dochodziły naturalne barwniki, którymi chętnie się wtedy posługiwano. Najbardziej popularne według badaczy miały być odcienie czerwieni i niebieskiego.

MB: Naprawdę? Te dwa? Czytałam trochę i słuchałam specjalistów od rekonstrukcji dawnych technik – fakt, że z naszych terenów. Oni mówią, że niebieski osiągnąć jest stosunkowo trudno. Modra kapusta utrwalona octem da nam niebieski, ale wtedy tej kapusty nie było, więc odpada. Indygo z krzewu indygowca było dostępne w Indiach i w Persji, ale w basenie Morza Śródziemnego pojawiło się dopiero około VII wieku. Urzet barwierski rósł i u nas, ale strasznie śmierdział, bo żeby barwić, musiał sfermentować… W każdym razie niebieski i czerwony kolor jeszcze w średniowieczu uchodziły za bardzo drogie i tylko bogacze mogli sobie na nie pozwolić. Obstawiałabym tu jakiś skrót myślowy u badaczy: naturalnie łatwo było pozyskać różne odcienie żółci, brązów, zieleni i różów, aż po fiolet… Swoją drogą wie ksiądz, dlaczego len zostawiali naturalny? Bo bardzo nierówno przyjmuje kolor, nigdy nie można przewidzieć efektu. Szkoda było na niego barwnika, jeśli wełna przyjmowała kolor ładnie.

HS: Ciekawe jest to, co mówisz o niebieskim kolorze. Teraz sobie pomyślałem, że do dziś nie umiemy odtworzyć techniki, jaką średniowieczni mistrzowie uzyskiwali niebieski kolor na witrażach. Może przy odzieży też mieli jakieś swoje tajemnice? O czerwonym mówią, że tym barwnikiem był kermes, otrzymywany z pluskwiaków, pasożytujących między innymi na dębach.

MB: O… To dokładnie tak jak u nas, podobny robak – czerwony barwnik był z czerwca polskiego. Tylko robak był malutki, więc na odrobinę barwnika trzeba było ich zebrać całe mnóstwo! Więc wychodzi na to, że jednak było drogo…

HS: Mam dane na temat ilości skorupiaków, jakie potrzebne były do uzyskania tej najcenniejszej purpury. Żeby pozyskać półtora grama barwnika, trzeba było zebrać dwanaście tysięcy ślimaków z rodzaju Murex. Nic dziwnego, że funt tyryjskiej purpury kosztował wówczas równowartość dziesięciu tysięcy dolarów.

MB: Pozyskanie tego barwnika też śmierdziało, trzeba było podrażniać gruczoły ślimaków. Aż mi się nie chce o tym myśleć. Przy czym zauważmy, że „purpura” to wcale nie był zawsze kolor czerwony. Bliżej mu było do śliwki czy granatu – oczywiście w zależności od czasu farbowania i umiejętności farbiarza. Tylko niektórzy barwiarze umieli pozyskać tę ciemnokrwistą purpurę tyryjską.

HS: A co z białym kolorem? W jakiej szacie Jezus szedł na górę Przemienienia? Wiemy, że „stały się one lśniąco białe”, ale niektórzy badacze sugerują, że były białe już wcześniej, że dostały tylko tego lśnienia…

MB: Śnieżnobiałe być nie mogły. Natura nie zna takiego barwnika, który pozwala uzyskać biel. Mogły być w kolorze naturalnego lnu. Mógł to być len wybielony na tyle, ile może wyblaknąć na słońcu. Mogła to być wełna, ale też taka tylko, jak rośnie na owieczkach. To standardów czystej bieli z dzisiejszych palet kolorów nie spełnia… Więc w sumie Przemienienie Jezusa uczyniło z Jego szatą to, czego natura zrobić nie potrafi. Nawiasem mówiąc – czarnego też nie potrafi. Wyjdzie coś bliskiego szarości, ale spłowiałe.

HS: W jednej z jaskiń w Qumran archeolodzy odkryli szczątki powstańców Bar Kohby, którzy uwięzieni tam, zmarli z głodu. Przy nich były całe kawałki tkanin, dywany, tuniki, kłębki barwionej wełny. Rozpoznano tam aż czterdzieści trzy naturalne kolory i barwniki, niektóre wysokiej jakości. Była tam nawet zachowana dziecięca lniana koszula.

MB: Niby ubrania były powszechne, ale musiały być szanowane i cenione. Może przez to, że przez brak bawełny jednak było ich mało? Przywykliśmy do pełnych szaf, a Żydzi mieli zwykle po dwa komplety ubrań. Na dodatek żołnierze przy męce Jezusa nie tylko rzucili los o Jego tunikę, ale pozostałe elementy ubrania też podzielili między siebie. Kto zabiera dla siebie ciuchy skazanego na śmierć?

HS: Ale o tunice koniecznie musimy powiedzieć. Ta Jezusa była bez szwów – taka, jakie nosił arcykapłan. Niektórzy przekonują, że Jan, pisząc o tym, właśnie to chciał podkreślić – że Jezus jest nowym Arcykapłanem. Prawdopodobnie była z krótkimi rękawami, z lnu, do kolan albo do kostek, opasana pasem ze skóry albo tkanym. Nosił też płaszcz z frędzlami. Z pewnym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że tunika przechowywana w Argenteuil we Francji może być autentykiem. Jej droga jest dość dobrze udokumentowana od czasów Heleny Wielkiej, dużo lepiej niż Całun Turyński czy chusta z Oviedo. Kto wie, może rzeczywiście należała do Jezusa?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki