Logo Przewdonik Katolicki

Stracą przede wszystkim dzieci

Jan Piosik
Po zmianie przepisów pojawi się obowiązek każdorazowego zgłaszania programu zajęć wraz z kompletem materiałów, które organizacja pozarządowa zamierza przeprowadzić z uczniami fot. East News

Dyskusja na temat rozwiązań przyjętych w „lex Czarnek” została wtłoczona w ramy bieżących partyjnych sporów. Niesłusznie. Problem jest szerszy, a krytyka konkretnych rozwiązań wymyka się prostym politycznym podziałom.

Jeżeli ktoś jest przeciwny uchwalonym właśnie zmianom w prawie oświatowym, to wcale nie znaczy, że jest „lewakiem” i zwolennikiem rewolucji obyczajowej. Po prostu krytykuje złe, nieprzemyślane przepisy. Na zmianach stracą bowiem niemal wszystkie organizacje pozarządowe współpracujące ze szkołami, niezależnie od barw politycznych i profilu światopoglądowego. Także te otwarcie sprzyjające władzom. W efekcie końcowym stracą przede wszystkim dzieci.
Piszę te słowa z perspektywy praktyka, od kilkunastu lat realizującego projekty we współpracy ze szkołami. Od siedmiu lat prowadzę organizację pozarządową, wcześniej funkcjonowałem w ramach uczelni wyższej. Nasza fundacja prowadzi w ciągu roku zajęcia w kilkudziesięciu szkołach – w 2022 r. będzie ich 80, może nawet 100. Podobnych organizacji działających w obszarze edukacji (od bardzo małych, po duże i profesjonalne) są w Polsce setki.
Dlaczego jestem krytyczny wobec nowych przepisów? Przygotowując nowelizację, nie uwzględniono realiów współpracy szkół z organizacjami pozarządowymi, mimo że dotyczy to setek – jeśli nie tysięcy – podmiotów. To one na co dzień „łatają” ofertę edukacyjną polskich szkół, prowadząc zajęcia artystyczne, sportowe, rozwijając pasje i kompetencje cyfrowe potrzebne do funkcjonowania we współczesnym świecie. Trafiają często tam, gdzie nie dociera oferta instytucji publicznych i uczelni wyższych: do małych miejscowości, na peryferia, do grup zagrożonych wykluczeniem. Dzięki nim wyrównuje się szanse edukacyjne tysięcy dzieci, które w innym wypadku nie miałyby dostępu do specjalistycznych – czy po prostu kosztownych – zajęć.

Czy wystarczy czasu?
Ten, kto realizuje działania w szkołach, wie, że muszą one uwzględniać wakacje letnie, przerwy świąteczne i ferie zimowe. To skomplikowana układanka, która po zmianie przepisów może się rozsypać. Pojawi się bowiem obowiązek każdorazowego zgłaszania w kuratorium programu zajęć (wraz z kompletem materiałów dydaktycznych), które organizacja pozarządowa zamierza przeprowadzić z uczniami. Szkoła musi złożyć stosowny wniosek z co najmniej dwumiesięcznym wyprzedzeniem. I tu pojawia się problem. W tej sytuacji wiele planowanych działań może „nie zmieścić się” w ramach kalendarza roku szkolnego.
Jakie na przykład? Po pierwsze: rozbudowane, całoroczne projekty edukacyjne i programy zajęć pozalekcyjnych. Realizuję od kilku lat Poznańską Ligę Debat dla 20 szkół ponadpodstawowych z Poznania i okolic. W każdej z nich przeprowadza się warsztaty z wystąpień publicznych, drużyny pracują z mentorami, odbywa się siedem rund rozgrywek w miesięcznych odstępach. Nabór szkół we wrześniu, finał w maju lub w czerwcu. W realiach „lex Czarnek” każda z zakwalifikowanych szkół musi uzyskać zgodę kuratorium. Zakładając, że rekrutacja przebiegnie sprawnie, pierwsze działania odbędą się pod koniec listopada. Podobnie w wypadku innych zajęć pozalekcyjnych prowadzonych przez fundacje i stowarzyszenia. Nawet utworzenie Szkolnego Koła Caritas będzie wymagać zgody kuratora (sic!). Oznacza to, że w szkole będzie mniej zajęć dodatkowych niż dotychczas.
Zmiany w prawie wpłyną też negatywnie na projekty realizowane z grantów przyznawanych przez ministerstwa, instytucje publiczne, samorządy i fundacje. To dziesiątki milionów rocznie. Dlaczego? W każdym konkursie określony jest czas na realizację działań po uzyskaniu dofinansowania. Przeważnie jest to kilka miesięcy. Na przykład w konkursie poznańskiego Wydziału Oświaty na działania wspierające edukację: od 1 marca do 15 grudnia. Jeżeli odejmiemy od tego dwa miesiące, wielu wartościowych pomysłów nie uda się zrealizować.
Ograniczona zostanie także możliwość prowadzenia działań interwencyjnych, realizowanych w szkole w reakcji na konkretną sytuację. Mogą to być zajęcia z zakresu profilaktyki uzależnień, warsztaty z psychologiem, zajęcia antyprzemocowe, mediacje rówieśnicze. To właśnie organizacje pozarządowe często oferują szkołom takie wsparcie. Realna sytuacja: uczniowie upili się podczas wycieczki szkolnej. Rodzice zaproponowali zorganizowanie dla całej klasy zajęć profilaktycznych prowadzonych przez wyspecjalizowaną organizację. W nowej sytuacji szybka reakcja nie będzie możliwa, bo zajęcia będą mogły się odbyć najwcześniej za dwa miesiące. W praktyce nawet później, bo w międzyczasie mogą rozpocząć się wakacje, a zainteresowani uczniowie zdążą ukończyć szkołę.

Rola rodziców czy ręczne sterowanie?
Osobnym wątkiem pozostaje pytanie, kto w kuratorium będzie sprawdzał materiały dotyczące współpracy szkół z organizacjami. W samej Wielkopolsce jest prawie 1900 szkół – wystarczy, że każda złoży kilka szczegółowych wniosków w ciągu roku… Czy kuratorium to udźwignie?
Warto przy okazji zmierzyć się z kilkoma mitami, które powstały, by uzasadnić obecną nowelizację prawa oświatowego. Pierwszy z nich to rzekome wzmocnienie roli rodziców w decydowaniu o tym, jakie zajęcia będą się odbywały w szkole. Taki był m.in. postulat prezydenta Andrzeja Dudy, podnoszony w kampanii wyborczej. Tymczasem ostatnie słowo zawsze będzie należało do kuratora, który może negatywnie zaopiniować projekt zgłoszony przez szkołę, mimo że uzyskał on wcześniej akceptację Rady Rodziców (często to sami rodzice zapraszają do szkoły organizację pozarządową). Dodatkowo kurator otrzymuje dzięki „lex Czarnek” jeszcze większe możliwości wpływania na obsadę stanowiska dyrektora szkoły i skuteczne narzędzia, by go odwołać. Tym samym, szkoła staje się zależna od urzędników nominowanych przez ministra. Daje to władzom możliwość ręcznego sterowania poszczególnymi szkołami.
Drugi mit dotyczy ochrony dzieci przed „progresywnymi obyczajowo” organizacjami. Po pierwsze, jest to znikomy odsetek działań realizowanych w szkołach przez organizacje pozarządowe. Towarzyszą im jednak spore emocje i są one nagłaśniane. Organizacje te w międzyczasie nauczyły się świetnie funkcjonować poza szkołami – w przestrzeni publicznej, w internecie. Po drugie, dodatkowe formalności muszą przechodzić także te organizacje, które realnie działają na rzecz ochrony dzieci i młodzieży przed przemocą, wykorzystywaniem seksualnym, uzależnieniami, walczą o dobrostan psychiczny młodego pokolenia. To ogrom wyzwań po dwóch latach zdalnej nauki.

Szkoła publiczna czy rządowa?
Autorzy nowelizacji najwyraźniej nie przewidzieli, że kiedyś mogą władzę stracić i rządy w Polsce przejmą zupełnie inne siły polityczne. I nagle może się okazać, że przepisy, które miały blokować „rewolucję obyczajową”, posłużą do wypychania ze szkół inicjatyw katolickich i konserwatywnych oraz dyscyplinowania niepokornych dyrektorów. Nie mam złudzeń – nie zabraknie polityków, którzy będą chcieli w ten sposób łatwo zdobyć „punkty”, kolejka chętnych już się ustawia. Żadna władza centralna nie powinna mieć tak dużego poziomu kontroli nad pojedynczą szkołą. Wówczas trudno już mówić o szkole publicznej, (którą współtworzy lokalny samorząd, rodzice i uczniowie), a trzeba zacząć o państwowej, a właściwie – rządowej. Czy takiej chcemy?
W chwili, gdy piszę te słowa, projekt ustawy wciąż czeka na podpis prezydenta. Mam nadzieję, że okaże się on w tej sprawie głosem rozsądku i zablokuje nieprzemyślane rozwiązania. W przeciwnym wypadku polską edukację czeka chaos, jak przy wprowadzaniu „Polskiego Ładu”, gdzie mimo dobrych chęci nie przewidziano mnóstwa negatywnych skutków ubocznych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki