Ówczesny pracownik Sekretariatu Stanu, mons. Domenico Tardini (późniejszy kardynał i sekretarz stanu), po otrzymaniu wieści z Warszawy miał ponoć biegać po sekretariacie i trzymać się za głowę. Porozumienie podpisane 14 kwietnia 1950 r. przez kard. Wyszyńskiego z rządem komunistycznym nie mieściło się w ówczesnej polityce Watykanu. Prymas był tego świadomy i brał na siebie pełną odpowiedzialność. Szukał ugody tam, gdzie to było możliwe, chcąc zagwarantować Kościołowi w Polsce minimum niezależności i możliwość sprawowania kultu. Zdawał sobie jednak sprawę, że Stolica Apostolska będzie nastawiona sceptycznie i uzna porozumienie za „dogadanie się” z komunistami.
Dzień po śmierci kard. Tardiniego tak go wspominał: „Był człowiekiem trudnym. Niejedno cierpienie mi zadał. Zaważył ciężko nad wieloma decyzjami, które z woli Piusa XII mogłyby zapaść na korzyść Polski. Nie rozumiał sytuacji Polski. Był zbyt owładnięty koncepcją dwóch obozów. Nie liczył się z tym, że Kościół jest nie tylko siłą polityczną, ale przede wszystkim – religijną (…) Był przekonany, że Episkopat Polski współpracuje z komuną. Nie widział tego, że Episkopat broni chrześcijaństwa w Polsce, jak ongiś bronił go Sobieski pod Wiedniem. Toczyłem z nim ostre dyskusje w 1951 r.; (…) Po nominacji na kardynała w 1958 r. D. Tardini już nie podejmował dyskusji, był uprzejmy, grzeczny; ale moje osiągnięcia u Papieża odrabiał. Czekał, aż wyjadę z Rzymu. Przyrzekł mi, że otrzymam biskupów rezydencjalnych dla Olsztyna i Gdańska; obietnica była taktyczna. Nosiłem w swoim sercu wiele żalu do kard. Tardini. Dziś Bóg sam będzie mu światłem. Trzeba wybaczyć i zapomnieć” (Pro memoria, 31 lipca 1961 r.).
Zbyt zachowawczy, zbyt rewolucyjny
– Rozmowy podejmowane przez kard. Wyszyńskiego w Watykanie nie należały do łatwych – mówi ks. prof. Bogdan Czyżewski, który prowadzi w Gnieźnie i Bydgoszczy cykl wykładów nt. Prymasa Tysiąclecia. – W latach 50. uważano go w Rzymie za zbyt zachowawczego i upartego, gdy chodzi o kontakty z komunistycznym rządem. Pewna zmiana podejścia Stolicy Apostolskiej wobec krajów znajdujących się pod wpływem reżimu komunistycznego nastąpiła za pontyfikatu Jana XXIII, natomiast w latach 60., za pontyfikatu Pawła VI, zaczęto prowadzić rozmowy i negocjacje na drodze dyplomatycznej, co oczywiście nie oznaczało, że teologiczna ocena komunizmu była inna. W tym czasie patrzono na prymasa Wyszyńskiego jako zbyt rewolucyjnego w kontaktach z komunistami.
W ocenie ks. prof. Czyżewskiego wspomniana zmiana była ze wszech miar potrzebna, nie mogła jednak być stosowana jednakowo do wszystkich krajów bloku wschodniego, zwłaszcza do Polski. – Dlatego też na tej linii dochodziło do pewnych napięć pomiędzy prymasem Wyszyńskim a Sekretariatem Stanu. Ten ostatni pragnął wyciszać lokalne spory dla dobra rozmów z innymi krajami bloku wschodniego. To prowadziło do podejmowania rozmów z komunistycznymi rządami bez udziału episkopatu, który miał jedynie wspierać Stolicę Apostolską. Na to z kolei prymas Wyszyński nie mógł się zgodzić, rozumiejąc, że władza komunistyczna chce osłabić jego pozycję nie tylko w Kościele w Polsce, ale także na arenie międzynarodowej.
Episkopat na boku
Polityka Stolicy Apostolskiej wobec krajów Europy środkowo-wschodniej przeszła do historii pod nazwą Ostpolitik. Polityka ta na przestrzeni lat zmieniała się i była uzależniona od roli i pozycji Kościoła w danym kraju. Nie należało bowiem, jak wyjaśnia ks. prof. Czyżewski, przykładać takiej samej miary np. do Węgier i Polski. W przypadku Węgier episkopat był spolegliwy wobec władz państwowych, czego nie można było powiedzieć o Polsce. I choć kard. Wyszyński był we wszystkim bezwzględnie posłuszny papieżowi, z wysokimi urzędnikami watykańskimi nie zawsze się zgadzał.
Jako przykład wskazać można napięcia, jakie rodziły się pomiędzy prymasem a abp. Luigim Poggim, który od sierpnia 1973 r. był wysłannikiem z nadzwyczajnymi pełnomocnictwami do przywrócenia relacji z państwami socjalistycznymi: Polską, Węgrami, Czechosłowacją, Rumunią i Bułgarią, a od lutego 1975 r. stał na czele delegacji Watykanu do stałych kontaktów roboczych z Polską. Z ramienia rządu funkcję szefa piastował minister Kazimierz Szablewski. Prymasowi Wyszyńskiemu zależało, by wszelkie rozmowy toczyły się nie w Watykanie, ale w Polsce, przy udziale sekretarza Episkopatu Polski. Abp Poggi ignorował i krytykował prowadzone przez prymasa bieżące kontakty z rządem. Twierdził też, że w Kościele polskim w niewłaściwy sposób dokonuje się wyboru kandydatów na biskupów. Prymas wysyłał nawet listy, zarówno do papieża Pawła VI, jak i ówczesnego sekretarza stanu kard. Jeana Villota, w których krytykował abp. Poggiego, zarzucając mu, że mnoży „trudności natury formalnej, na skutek braku wyczucia sytuacji, w jakiej żyjemy i pracujemy” (Pro memoria, 27 lipca i 26 października 1978 r.). Prymas dosyć sceptycznie wypowiadał się też na temat kompetencji abp. Poggiego, któremu zarzucał nieznajomość sytuacji Kościoła w Polsce. Był przekonany, że przedstawiciele Stolicy Apostolskiej prowadzą dialog zbyt łagodnie i ustępliwie. W maju 1975 r., po rozmowie z kard. Jean-Marie Villotem, zanotował: „Dyplomaci Watykańscy muszą być wyznawcami Chrystusa, muszą mówić mężnie, nie ustępować łatwo, wiedzieć, że mają za sobą Biskupów, społeczeństwo wierzące, a często «katakumby chrześcijaństwa». Nie można postawić Episkopatu «na boku», bo Rozmówca Watykański wyjedzie, a Biskupi zostaną” (Pro memoria, 19 maja 1975 r.).
Prymas Tysiąclecia i Jan XXIII, listopad 1958 r. fot. archiwum
„Czarna bestia reżimu”
Najbardziej ożywione kontakty Stolicy Apostolskiej z komunistyczną Polską miały miejsce za rządów Edwarda Gierka, który chciał porozumienia z Watykanem z kilku powodów. Chodziło, jak wylicza ks. prof. Czyżewski, o korzyści propagandowe w krajach zachodnich, osłabienie Episkopatu Polski, który do tej pory posiadał monopol na kontakty z Sekretariatem Stanu oraz wyłączenie z rozmów prymasa Wyszyńskiego. Wydaje się, że zauważał to ówczesny pracownik Sekretariatu Stanu abp Agostino Casaroli, który wspominał: „Wedle przedstawicieli rządu Kościół w Polsce miał jakąś obsesję na punkcie postawy władz i prawodawstwa państwowego: uważał, że państwo o zasadach marksistowskich musi z konieczności zawsze i we wszystkim dążyć do szkodzenia Kościołowi i ograniczania jego działalności. Biskupi zaś wciąż się mieli na baczności i byli jakby w gotowości bojowej”. Dalej wspomina Casaroli, że w rządzie nazwisko Wyszyński „powracało od czasu do czasu w rozmowach jak imię prawdziwej czarnej bestii reżimu”.
– Prowadzone przez abp. Casarolego rozmowy z przedstawicielami rządu polskiego nie zawsze podobały się kard. Wyszyńskiemu – mówi ks. prof. Czyżewski. – Odczuwał, że watykańscy dyplomaci nie do końca rozumieją sytuację Kościoła w Polsce i dlatego mogą mu zaszkodzić, a nie pomóc. Wyszyński miał wyraźny żal, że upomina się zarówno jego, jak i biskupów za zbyt ostry język w kazaniach i listach pasterskich. Uporczywie powracał do tego, by rozmowy na linii Watykan – rząd Polski nie toczyły się bez udziału Episkopatu Polski. Dlatego też przed pierwszym planowanym spotkaniem abp. Casarolego w Polsce w 1974 r., wysłał z listem do Watykanu ówczesnego kierownika Biura Prasowego Episkopatu Polski ks. Alojzego Orszulika, w którym napisano, że katolicy polscy odnoszą się nieufnie do tych stosunków dyplomatycznych, obawiając się, że nie przyczynią się one do umocnienia Kościoła, wzmocnią natomiast reżim komunistyczny.
Mylił się Watykan
Prymas skrytykował też samą wizytę abp. Casarolego w Polsce, uznając że o Kościele w Polsce nie powinna rozmawiać strona kościelna spoza terenu kraju. Przypomniał też, że po stronie polskiej zabrakło chociażby Sekretarza Episkopatu Polski, który byłby rzecznikiem interesów Kościoła polskiego w państwie ateistycznym. – Kard. Wyszyński pragnął za wszelką cenę przekonać abp. Casarolego, że jakiekolwiek układy z rządem komunistycznym nie przyniosą rezultatu, ponieważ na wszystko w Polsce potrzeba zawsze zgody Kremla – tłumaczy ks. prof. Czyżewski.
W swoim dzienniku pod datą 4 lipca 1974 r. prymas po raz kolejny zanotował gorzkie słowa pod adresem Ostpolitik Stolicy Apostolskiej: „linia Episkopatu Polski nie może pokrywać się całkowicie ani z linią rządu PRL, ani z linią polityki wschodniej Stolicy Apostolskiej. I to nie dla uporu starczego Prymasa lecz na skutek doświadczeń 30 lat w rozmowach z komunistami”. Kardynał Wyszyński nie zgadzał się też z przekonaniem przedstawicieli Stolicy Apostolskiej, że ustrój panujący w Polsce jest stały i nie można go zmienić. Na spotkaniu Rady Głównej w 1974 r. mówił twardo: „Na czym ta stałość się opiera, pytam? Czy na mocy doktryny? Czy na pozycji w społeczeństwie? Czy na sile militarnej? Nie ma rozwoju doktryny, pozycja w społeczeństwie maleje, stałość gwarantowana przez postawę militarną jest krucha. Ustrój oparty na armatach jest najmniej stały. A zatem po co Stolica Apostolska chce utrwalać coś, co jest pyłem, który prędzej czy później się rozwali poprzez swoją naturę wewnętrzną, swoją słabość wewnętrzną”. – W tej wypowiedzi widać dalekowzroczność myślenia prymasa i jednocześnie prorocze słowa, dotyczące przyszłości komunizmu w Polsce i innych krajach bloku wschodniego – stwierdza ks. prof. Czyżewski.
Prymas i papieże
Kreśląc relacje kard. Wyszyńskiego z Watykanem nie można pominąć jego kontaktów z kolejnymi papieżami, których – jak wynika z Pro memoria – prymas wysoko cenił, choć o Janie XXIII pisał nieco żartobliwie, że z nim właśnie rozmawiało mu się trudno. Chodziło oczywiście o rozmowy dotyczące Kościoła w Polsce. W jednym z zapisków wspominał: „Z Ojcem św. Janem XXIII kiedyś rozmawiałem 2 godziny i nic nie załatwiłem. Ojciec św. w swej wielkiej dobroci chciał może oszczędzić rozmówcy wysiłku, żeby za bardzo nie znieważał języka włoskiego czy francuskiego, więc Papież Jan XXIII plątał w rozmowie oba języki, zaczął zdanie po włosku, skończył po francusku. Był wielki kłopot dla rozmówcy. Ale ponieważ miał wielki zasięg swoich zainteresowań, do każdego tematu, który się postawiło, dołączył tyle najrozmaitszych swoich wrażeń i spostrzeżeń, że ostatecznie upłynął kwadrans i człowiek nic nie powiedział na temat, który był do omówienia. A kończyło się to w ten sposób, że [mówił] «to do Sekretariatu Stanu, tam wszystkie sprawy załatwią»”.
Wyszyński miał też odwagę jasno wyrażać swoje opinie. Podczas audiencji u Pawła VI 13 listopada 1965 r., w obecności kilkudziesięciu osób, w tym 37 biskupów z Polski, prymas powiedział papieżowi dosyć odważne słowa, które mogły być odebrane jako pouczenia kierowane w stronę Watykanu: „Jeżeli co nas boli dziś, to brak zrozumienia ze strony naszych Braci w Chrystusie. Jeżeli co nas dotyka, to nieufność, z jaką się niekiedy spotykamy, pomimo że daliśmy dowody wierności Kościołowi i Stolicy Apostolskiej, że nie odstąpiliśmy dla łatwiejszego bytowania. (…) Prosimy o rzecz niemal zuchwałą. Ale nasze bytowanie trudno ocenić z odległości. U nas wszystko, co się dzieje w życiu Kościoła, musi być oceniane przez pryzmat naszego doświadczenia”.
– Kwestie podejmowane przez prymasa Wyszyńskiego ze Stolicą Apostolską były różnorodne i niekiedy trudne. Nie można jednak podejrzewać o złą wolę kolejnych sekretarzy stanu i pracowników Sekretariatu Stanu. Jeżeli nawet podczas rozmów z nimi dochodziło do ostrej wymiany zdań czy też krytyki pewnych postaw i zachowań, wynikało to z niezrozumienia specyficznej sytuacji Kościoła w Polsce, która różniła się od innych państw bloku wschodniego – podsumowuje ks. prof. Czyżewski.