Z jednej strony potrzebujemy zdrowej empatii (zrozumienia, co przeżywa dziecko bez zarażania się emocjami), z drugiej – przepracowywania trudnych emocji na bieżąco. Innymi słowy: potrzebujemy stać się coachem emocjonalnym swojego dziecka.
Brzmi ambitnie i w sumie jest to podejście ambitne i nowatorskie. Jednak warto pamiętać, że jako dorośli wypracowaliśmy już własne strategie radzenia sobie z trudnymi emocjami, czyli posiadamy doświadczenie i mądrość życiową, której brakuje dzieciom, i choćby dlatego możemy z powodzeniem wcielić się w rolę coacha. Dodatkowo mamy jedną przewagę nad jakimkolwiek specjalistą, takim jak terapeuta czy wychowawca. Kochamy dziecko bezwarunkowo, a ono nam ufa całkowicie i liczy na nas.
Emocje jako okazja do nauki
Psycholog John Gottman podpowiada, jak to robić. Przede wszystkim należy zwracać uwagę na emocje przeżywane przez dziecko, ucząc je poprawnego ich nazywania (nawet emocji o niskim natężeniu, takich jak smutek czy znudzenie). Zamiast irytować się negatywnymi emocjami dziecka, patrzeć na nie jako na okazję do nauki i okazania miłości. A w trudnych sytuacjach, gdy silne emocje już opadną, omawiać z dzieckiem strategię – jak na przyszłość może sobie lepiej poradzić w takiej sytuacji. Uczymy też dziecko rozpoznawania tzw. bodźców wyzwalających (triggers), czyli sytuacji, w których silne emocje się zwykle pojawiają. Umiejąc rozpoznać takie sytuacje, czasem możemy zapobiec powstaniu silnych, zniewalających emocji.
Gottman z zespołem zaobserwował kilka typowych a niekonstruktywnych reakcji na przykre przeżycia dziecka. Czasem rodzice wysyłają sygnał: „Twoje emocje są nieważne, nie zawracaj mi głowy drobiazgami”. Inni, zauważając trudne emocje, karcą dzieci za samo ich przeżywanie. Pewne przeżycia stają się zakazane, a dziecko ma je natychmiast tłumić. Kolejna grupa rodziców zauważa emocje dziecka i przyzwala na nie, jednak nie próbuje pomóc. Zwykle czują się bezradni lub uważają, że trzeba czekać, aż złe uczucia same się wypalą. Niestety, rezultatem może być przekonanie dziecka, że jest nieważne lub złe do gruntu, albo że z emocjami nic się nie da zrobić, trzeba zacisnąć zęby i je przetrzymać.
Dlatego Gottman opracował cały program, mający pomóc rodzicom w wypracowaniu konstruktywnego podejścia do emocji, opisany np. w książce Wychowywanie emocjonalnie inteligentnego dziecka: serce rodzicielstwa.
Rozpoznawanie sygnałów ostrzegawczych
Rzadko dziecko od razu wpada w bardzo intensywne złe emocje. Zwykle one narastają, dlatego ważne jest wczesne rozpoznawanie sygnałów ostrzegawczych. Dziecko wygląda na zmęczone, sfrustrowane, smutne, znudzone czy zmartwione? Najłatwiej byłoby to zignorować, z nadzieją że to minie. Jednak Gottman doradza, by wręcz przeciwnie, zająć się emocjami właśnie na tym pierwszym, mało intensywnym etapie. Można to zrobić, nazywając emocje, np. mówiąc: „Wyglądasz na trochę smutną, powiedz, co się dzieje?”. Jeżeli mamy podejrzenia, co się wydarzyło, a dziecko ma problem ze sformułowaniem myśli, można mu pomóc, mówiąc np. „Może masz wrażenie, że dostałaś zbyt trudne zadanie do zrobienia w porównaniu z zadaniem brata?”.
Empatia
Drugim krokiem jest wejście „w buty” dziecka, zrozumienie przeżywanych przezeń emocji. Bywa to trudne. W internecie pełno jest zdjęć, które sfrustrowani rodzice zrobili swoim dzieciom z wytłumaczeniem przyczyny ich złego humoru, np. „Synek płacze, bo ktoś mu zjadł budyń. Ten ktoś to był on sam”. Jednak nawet w takich sytuacjach przy odrobinie wysiłku jesteśmy w stanie zrozumieć, co się wydarzyło. Być może synek płacze, bo na przykład jest zmęczony, ale nie potrafiąc nazwać przyczyny, wymyślił absurdalne wyjaśnienie („Ktoś zjadł mi budyń”).
W empatii może pomóc nasza pamięć o tym, jak to było, gdy byliśmy małymi dziećmi czy nastolatkami, jednak nawet nie pamiętając tego okresu, możemy znaleźć analogię w swoich aktualnych doświadczeniach. Powiedzmy, że córeczka płacze, bo kazano jej podzielić się ulubioną zabawką. Możesz wyobrazić sobie, jak byś się czuł, gdyby nakazano ci oddać komuś smartfon i to w momencie, gdy chciałeś z niego skorzystać.
Empatia nie oznacza oczywiście przyzwolenia na agresywne zachowania. Na przykład na to, żeby dziecko kogoś biło czy wyzywało. Jednak potrzebuje ono wiedzieć, że rozumiesz emocje, które przeżywa. Emocje są OK, agresywne zachowania – nie.
W dobrej empatii przydatne jest niebranie zachowań dziecka do siebie. Niektórzy rodzice, gdy tylko widzą, że dziecko np. wpada w złość, odbierają to bardzo osobiście, jako dowód na to, że są złymi rodzicami i nie radzą sobie z dzieckiem. To nie tak, trudne emocje przeżywamy wszyscy i zamiast patrzeć na nie, jak na zagrożenie i dowód rodzicielskiej porażki, warto potraktować je jako okazję do nauki.
Nazywanie emocji
Najtrudniejsze są emocje wydające się wymykać poznaniu, opanowujące człowieka tak, że nie wie, co się z nim dzieje. Dlatego bardzo ważną rzeczą jest zaangażowanie rozumnej, pojęciowej części mózgu – rozpoznanie i nazwanie emocji. Sam fakt nazwania, co się odczuwa, pomaga w odzyskaniu panowania nad sobą. Nazywając emocję, nabywamy do niej dystansu, spostrzegając ją jako naturalną reakcję człowieka na trudną sytuację, a nie jako żywioł poza wszelką kontrolą.
Dlatego warto zadawać dobre, skłaniające do refleksji pytania. Jak to może konkretnie wyglądać? Powiedzmy, że jesteście na przyjęciu urodzinowym. Twoja córka uwielbia eklery, ale wszystkie już zostały zjedzone. Patrzy ze złością na niedojedzoną ponad połowę eklera, którą inne dziecko właśnie wyrzuca do śmieci. Możliwa wymiana zdań brzmi następująco:
Dorosły: „Wygląda na to, że przejmujesz się tym, że zjedli ci wszystkie eklery…”. Córka: „Nienawidzę tortu, chcę eklera”. Dorosły: „Wiem, co masz na myśli. Kiedy ktoś mi sprzątnie sprzed nosa ulubioną przekąskę, czuję złość i rozczarowanie”. Córka: „Jestem zła, bo inni dostali eklery, a ten chłopiec nawet swojego nie zjadł, tylko wywalił do śmieci. To nie fair!”.
Dorosły: „Fakt, to trudne, gdy spotka nas coś nie fair. Można się wściec, mimo że przecież nikt nie chciał celowo zrobić ci przykrości. Rozumiem, co czujesz”.
W rezultacie dziecko nie tylko lepiej nazywa i lepiej rozumie swoje emocje, ale wie, że dorosły mu współczuje, jest po jego stronie, rozumie go.
Warto też korzystać z różnych okazji, by ćwiczyć nazywanie emocji – także tych pozytywnych. I przypominać, że każda emocja jest OK, można być smutnym, złym, sfrustrowanym, ważne jest, co z trudną emocją zrobimy. Możesz być zły na brata, nie możesz jednak tego wyrażać biciem go, pluciem na niego, popychaniem, przezywaniem, niszczeniem jego rzeczy itp.
Pomoc w ochłonięciu
Jeżeli emocje narosły (uruchomiła się potężna kaskada hormonalna, związana z odruchem walcz – uciekaj), dziecko nie będzie zdolne do racjonalnej refleksji. Adrenalina powoduje odcięcie rejonów mózgu, odpowiedzialnych za samokontrolę i racjonalne rozumowanie. Ciało nastawione jest na przetrwanie. Zamiast próby przemówienia do rozumu, lepiej pozwolić na uspokojenie, najlepiej w odosobnionym miejscu, pozbawionym widzów i dodatkowych bodźców. Czasem może pomóc kontakt fizyczny – zwykłe przytulenie, czasem dziecko jest w takim stresie, że każdy kontakt fizyczny pobudza kolejne porcje adrenaliny.
Pomysły na rozwiązania
Gdy jest już „po wszystkim”, czyli gdy opadną emocje, należy porozmawiać z dzieckiem o tym, co się wydarzyło. Szczególnie ważne jest, żeby dziecko usłyszało, że choć rozumiemy jego emocje, pewne zachowania są nieakceptowalne, np. bicie kogoś. Pytajmy za to o pomysły – co dziecko może zrobić w przyszłości, by nie doszło do takiego poziomu przykrych emocji. Warto przypomnieć zasady relacji z innymi ludźmi. Jakie dziecko ma pomysły, by zapobiec trudnej sytuacji? Jakie ma pomysły na bezpieczne rozładowanie emocji, tak by nikomu nie zrobić krzywdy? Na początku warto dać się dziecku wypowiedzieć, lecz jeśli proponowane przezeń rozwiązania są nierealistyczne, można podpowiedzieć rozwiązanie. Najlepiej w formie: „Kiedy byłem w podobnej sytuacji, pomogło mi…”.
Czy to działa?
Można oczywiście zadać sobie pytanie, czy to podejście pomaga w wychowaniu, czy nie jest kolejną modną teorią. Jednak przeprowadzono już badania naukowe nad tym, co daje podejście bycia coachem emocjonalnym (najstarsze – Johna Gottmana w 1996, a najnowsze w 2017 – australijskiej psycholog Katherine Hurrell). Okazało się, że dzieci uczone od małego prawidłowego zarządzania emocjami rzeczywiście stają się spokojniejsze i pogodniejsze. Oczywiście coaching emocjonalny nie jest panaceum na wszystkie problemy, ale warto włączyć go w swój repertuar narzędzi wychowawczych.