Co jest źródłem duchowej ślepoty? Co powoduje, że widzimy zniekształcone obrazy samych siebie, innych ludzi, Boga? Dlaczego ta duchowa ślepota jest niebezpieczna? Na te pytania odpowiada Jezus, który mówi o dostrzeganiu drzazgi w oku bliźniego i ignorowaniu belki w swoich oczach. Czy Pan namawia do tego, by lekceważyć czy przyjmować z obojętnością zło dostrzeżone w ludzkim postępowaniu? Czy każe przymykać oko na postępki i słowa, które niszczą? Nie. Mówi o tym cała Ewangelia. Tolerowanie grzechu to nie jest przestrzeń uczniów Jezusa. Jednak przeciwstawienie drzazgi i belki ma uprzytomnić, że do upominania innych nie ma prawa ten, kto toleruje zło w sobie samym. Kontrast między maleńką drzazgą a ogromną belką mówi również i o tym, że nie da się patrzeć na świat czystym spojrzeniem zarówno z powodu łzawiącego, podrażnionego drzazgą oka, jak i ze względu na przesłaniającą wszystko belkę.
Jak trudno uporać się samemu z uwierającą oko drzazgą, tak trudno samodzielnie pozbyć się belki. Trudno też się spodziewać, że osoby w ten sposób dotknięte będą potrafiły sobie wzajemnie pomóc. Są raczej jak owi niewidomi, którzy pozornie się podtrzymują w drodze, ale ostatecznie razem wpadają w dół. Aby odzyskać jasność spojrzenia, potrzeba Kogoś o czystych i delikatnych rękach, kto z uważną czułością uleczy zamglony wzrok. Zamiast więc wytykać sobie wzajemnie złe czyny, błędy i słabości, lepiej zwrócić się do Lekarza z solidarną prośbą o wyzwolenie od zła zaćmiewającego odbiór świata i wykoślawiającego relacje z braćmi. Zamiast tropić wzajemnie choćby najmniejsze przejawy grzechu i zła u braci i sióstr, lepiej skoncentrować się na Tym, który jest samym Dobrem. Nikt z nas przecież nie jest wolny od zła i słabości. Pod tym względem nie różnimy się od siebie. Tu nie ma lepszych i gorszych. Ale też nikt z nas nie jest nieodwołalnie skazany na zło i grzech. Jako uczniowie Jezusa jesteśmy ludźmi nadziei, ludźmi powołanymi do dobra.
Krytykowanie innych, osądzanie ich stylu życia i postępowania, powierzchowna ocena drugiego człowieka to niestety choroba tocząca wiele wspólnot, również w Kościele. Jest to ten rodzaj duchowej ślepoty, który prowadzi do niebezpiecznego zniekształcenia Dobrej Nowiny i zatrucia złem środowiska życia uczniów Jezusa i ludzi, do których jesteśmy posłani. Człowiek, który widzi w drugim zło, choć nie próbuje nawet go poznać i zrozumieć jego historii, jest jak ślepiec, który prowadzi niewidomego wprost do upadku. Gdy skupiamy się na tym, co w naszej ocenie jest złe, łatwo tracimy z oczu całe bogactwo drugiego człowieka, dobro, które w sobie nosi. Krzywdzimy innych, odbieramy im – i sobie również! – piękno relacji braterskich i stajemy się głosicielami nie-Bożej Ewangelii. A to wszystko w imię osądów, które są powierzchowne, pomijające prawdę o człowieku. Patrzenie na świat wyłącznie przez pryzmat zła, które – rzekomo czy naprawdę – w nim się dzieje, to wykrzywiona, kłamliwa perspektywa, która dewastuje więzi społeczne, a ostatecznie zrywa relację z Bogiem i odbiera nadzieję.
Dlatego słyszymy słowa Jezusa: „Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta”. Spojrzenie czystymi, uwolnionymi od drzazg i belek oczami sprawia, że w innych widzimy to, co dobre i piękne, potrafimy się nimi zachwycić i zobaczyć w nich odbicie samego Boga. Może warto do codziennej praktyki wprowadzić dbanie o jasność spojrzenia, którą tylko Jezus może nam przywrócić. Może warto codziennie ćwiczyć się w patrzeniu na ludzi Jego oczami, w odkrywaniu w nich bogactwa i głębi, ich pokładów dobra. Gdy bowiem widzimy piękno drugiej osoby, gdy potrafimy mówić o tym i cieszyć się tym, co w drugim człowieku jest dobre i szlachetne, doświadczamy Bożej obecności i siły międzyludzkich więzi.