Logo Przewdonik Katolicki

Trudna Ewangelia

bp Damian Muskus OFM
il. A. Robakowska/PK

Łk 12, 49–53 - Przyszedłem ogień rzucić na ziemię

Słowa Jezusa o tym, że nie przyszedł dać ziemi pokoju, ale rozłam, nie są łatwe. Jezus, Dawca pokoju i pojednania, proszący Ojca o jedność dla uczniów, który każe Piotrowi schować miecz i mówi o nadstawianiu drugiego policzka, tutaj przedstawia się jako Ten, który ma rzucić ogień na ziemię i stać się przyczyną podziału w rodzinach, między najbliższymi ludźmi. Trzeba powiedzieć wprost: to jeden z najbardziej nierozumianych fragmentów Ewangelii. Często też traktowany jest jako oręż w różnorakich potyczkach i ideologicznych wojnach.
Jezus nie był zainteresowany zaprowadzaniem światowego ładu, nie przyszedł na świat jako wielki mediator w rozwiązywaniu konfliktów między ludźmi i społeczeństwami. Nie po to przyszedł, by wyzwolić lud Izraela z politycznego ucisku, ale by dać mu zbawienie. Ewangelia nie jest też wezwaniem do tego, by Jego uczniowie prowadzili wojny religijne pod sztandarem Dobrej Nowiny, na siłę próbowali innym narzucać jej orędzie, a tych, którzy go nie przyjmą, odrzucali, wprowadzając podział na lepszych i gorszych. Niestety, słowa Jezusa: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam” bywają traktowane jako usprawiedliwienie takich działań. Stają się orężem w rękach ludzi, którzy pod pięknymi pozorami wzniosłych ideałów kryją pogardę do tych, którzy się od nich różnią.
Owszem, Dobra Nowina jest przyczyną podziałów. Jest wiele miejsc na świecie, gdzie chrześcijanie z powodu Jezusa cierpią prześladowania. Są też na świecie ludzie tak bardzo owładnięci nienawiścią, że każdy okruch dobra w drugim człowieku budzi w nich chęć zniszczenia. Tak, to prawda, że ewangeliczne orędzie budzi opór, a w laicyzującym się społeczeństwie jest wprost odrzucane, tak jak marginalizowani czy wyśmiewani są ludzie, którzy traktują je poważnie, jako program swojego życia. Nie o ideologiczne konfrontacje tu jednak idzie, ale o fundamentalny wybór między dobrem a złem, przebaczeniem a nienawiścią, między spotkaniem miłości, która zbawia, a obojętnością. Przed takim wyborem stajemy jako uczniowie Pana i nierzadko wiąże się on z narażeniem na odrzucenie przez innych. To wybór między Jezusem a życiem bez Niego.
Jedyną ziemią, jaka interesuje Pana, jest ludzkie serce. To tutaj dzieją się najważniejsze, decydujące o życiu lub śmierci, podziały. To w ludzkim sercu toczą się zmagania między ciemnością grzechu a światłem nadziei, między słabościami ludzkiej natury a tęsknotą do wieczności. To w głębinach ludzkiego serca tkwi początek upadków, ale i nawrócenia. Ogień miłości, który Jezus rzucił na ziemię, ma zapłonąć właśnie tu, gdzie człowiek spotyka się z prawdą o sobie samym i o Bogu, który go umiłował.
Pokój, który przynosi Jezus, nie oznacza stagnacji. Nie jest też tzw. świętym spokojem za cenę kompromisów, na które nigdy nie powinien się godzić Jego uczeń. Owszem, rozłam zawsze powstaje tam, gdzie trzeba wybrać między egoizmem i wygodą a uczciwością i prawdą, kiedy trzeba jednoznacznie opowiedzieć się po stronie dobra. Rozłam powstaje, bo chrześcijanin nie może być człowiekiem neutralnym wobec zła dziejącego się w jego sercu i na świecie. A to zawsze budzi sprzeciw i burzy nasz święty spokój. Jednak nie jest to rozłam niszczący drugiego człowieka, nawet jeśli wybór Jezusa oznacza przecięcie więzów z bliskimi. Rozłam, o którym mówi Pan, nie prowadzi do pogardy wobec innych. Jest efektem fundamentalnych wyborów ludzkiego serca.
Są takie podziały, które nie unicestwiają miłości do drugiego człowieka, nawet jeśli znajdzie się on po przeciwnej stronie. Są takie podziały, które mimo wszystko prowadzą do pokoju. Jest to jednak pokój nie z tego świata, pokój, w którym drugi człowiek nie jest naszym wrogiem, choćby wszystko nas dzieliło. To pokój, który został zahartowany w ogniu Jezusowej miłości.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki