Logo Przewdonik Katolicki

Nie tylko modlitwa

Monika Białkowska
Dzień modlitwy i pokuty za grzech wykorzystania seksualnego małoletnich jest opowiedzeniem się chrześcijan po stronie skrzywdzonych fot. Robert Woźniak/East News

Zadośćuczynienie jest naprawieniem zła. Modlitwa i pokuta za grzech wykorzystywania seksualnego jest jego ważną częścią – ale tylko częścią.

Sam fakt, że Kościół w Polsce wpisał w swój kalendarz dzień modlitwy i postu za grzech wykorzystywania seksualnego nieletnich, dobrze o Kościele świadczy. Oznacza to, że nieustannie chcemy czuć się wspólnotą. Oznacza również, że nie zostawiamy skrzywdzonych samym sobie, wskazując palcem, że „to oni, nie my!”. Grzech wykorzystywania seksualnego zranił i zbrudził cały Kościół. Chociaż prawną i moralną odpowiedzialność ponoszą sprawcy, to przecież wszyscy usłyszeliśmy od  Jezusa słowa: „Jedni drugich brzemiona noście”. Dzień modlitwy i wynagrodzenia nie jest dniem rozliczenia się skrzywdzonych i sprawców. To dzień, w którym miliony niewinnych chrześcijan stają po stronie skrzywdzonych, żeby powiedzieć: „To jest również nasza sprawa. To zło nie może się więcej wydarzyć. Boże, wybacz nam wszystkim”.

Mają prawo na nas liczyć
Pierwszy raz taka modlitwa odbyła się w Polsce w 2014 r. Wydaje się, że przez ten czas mogła już zmienić mentalność przynajmniej niektórych członków Kościoła. Delegat KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, zachęcając do podjęcia pokuty w tej intencji, pisze: „Zróbmy wszystko, co w naszej mocy, by zranieni mogli odczuć wsparcie całej wspólnoty Kościoła. Skrzywdzeni, niezależnie od tego, kto był sprawcą ich krzywdy, mają prawo liczyć, że nie zabraknie im naszego duchowego towarzyszenia”.
Skrzywdzeni bez wątpienia potrzebują duchowego towarzyszenia całej wspólnoty Kościoła. Towarzysząc im jednak duchowo – jako świeccy często innej możliwości towarzyszenia nie mamy – nie możemy nie zapytać ich i nie wysłuchać, kiedy mówią, czego oczekują od Kościoła, czego im brakuje, żeby z powrotem mogli poczuć się w nim bezpiecznie, żeby odzyskali swoją godność. I choć często nie są to potrzeby, na które odpowiedzieć można na gruncie wyłącznie kościelnym i wyłącznie polskim, to wydaje się, że warto o nich rozmawiać. Modlitwa i pokuta są przecież bardzo ważnym, ale tylko początkiem i źródłem długiej drogi pojednania.

Podmiotowość w procesach
Pierwszą potrzebą, jaką zgłaszają osoby skrzywdzone, jest taka zmiana kościelnego prawa, która czyniłaby z nich stronę w procesach kanonicznych, a nie jedynie świadków. W tej chwili człowiek, który został skrzywdzony seksualnie przez księdza, składa zawiadomienie, zostaje przesłuchany w procesie kanonicznym jako świadek – i tu w zasadzie może zniknąć. Nie ma prawa zapoznać się z aktami. Nie poznaje wersji wydarzeń przedstawianej przez sprawcę. Nie ma żadnej możliwości, żeby się do  tej wersji odnieść. O tym, czy sprawca został ukarany, może się dowiedzieć, jeśli napisze stosowny wniosek.
– To trochę tak, jakby skrzywdzony człowiek był pionkiem na szachownicy, przesuwanym przez sąd i sprawcę, toczących swój wewnętrzny spór – mówi Robert Fidura, w dzieciństwie krzywdzony przez dwóch księży pedofilów, były członek Fundacji św. Józefa. – Przypomina to nie tyle dążenie do zadośćuczynienia skrzywdzonemu, ile raczej załatwienie kościelnej sprawy, nieco ponad głowami skrzywdzonych. W tej chwili Kodeks prawa kanonicznego ma już zapis o możliwości finansowego zadośćuczynienia skrzywdzonym, ale nadal odbywa się bez obecności tegoż skrzywdzonego.
Dla osób skrzywdzonych taka forma toczenia procesu kanonicznego nie jest bez znaczenia. Wielu z nich może mieć tu poczucie, że nie zostaje im przywrócona podstawowa godność, pozwalająca zabierać im głos i być uczestnikiem ich własnej sprawy. Forma toczenia procesu zmusza ich do zaufania, że ktoś za nich i w ich imieniu załatwi sprawę dobrze i sprawiedliwie. Zaufanie jest rzeczą dobrą, ale w tym przypadku bliżej mu do ubezwłasnowolnienia dorosłych osób, którym już raz w Kościele godność ktoś odebrał.

Akta dostępne
Z postulatem i potrzebą uczynienia pokrzywdzonych stroną w procesie wiąże się również problem udostępniania im akt. Obecne rozstrzygnięcie polega na uznaniu, że stroną prowadzącą proces jest Watykan, a w diecezjach sprawy toczą się na zlecenie i w imieniu Watykanu. To oznacza, że jeśli cywilny sąd, prowadząc postępowanie w sprawie księdza, chciałby skorzystać z akt kościelnych, musi się o nie zwracać do Watykanu.
– Sąd musi napisać do Ministerstwa Spraw Zagranicznych – wyjaśnia Robert Fidura. – Ministerstwo zwraca się do nuncjatury. Nuncjatura pisze do watykańskiego Sekretariatu Stanu. Sekretariat Stanu przekazuje pytanie do Kongregacji Nauki Wiary, która albo zezwoli na udostępnienie akt, albo nie. Dodatkowo strona zwracająca się o dokumenty nie dostaje dostępu do całości materiałów, a jedynie do tego konkretnego, o który prosi. Tylko skąd sąd cywilny ma wiedzieć, co dokładnie w teczce dotyczącej oskarżonego się znajduje? Podejrzewam, że wielu sędziom nie będzie się chciało tej procedury przechodzić, i trudno im się dziwić. Szkoda, że właśnie w ten sposób zostało to rozstrzygnięte, bo trudno nazwać to transparentnością postępowań.

Komisje historyczne
Druga potrzeba, którą sygnalizują osoby skrzywdzone seksualnie, to powołanie komisji historycznych, zajmujących się sprawami, którymi ze względu na śmierć sprawcy ani sąd cywilny, ani kościelny już się nie zajmie.
– W całym cywilizowanym świecie jest tak, że kiedy ktoś nie żyje, nie wytacza mu się procesu. Umarł, sprawa się kończy – mówi Robert Fidura. – Nam nie chodzi wcale o to, żeby zmarłych sądzić, żeby wydawać na nich wyroki. Nie mogą się bronić, więc tego się po prostu nie robi. Ale żyją przecież świadkowie, a przede wszystkim żyje człowiek skrzywdzony. I on czeka nie tyle na wyrok czy ukaranie sprawcy, bo to już jest niemożliwe. Człowiek skrzywdzony czeka, żeby ktoś mu powiedział: „Sprawdziliśmy, wierzymy ci. Wierzymy, albo przynajmniej uznajemy to za wysoce prawdopodobne”. Bez tego dochodzenia historycznego ten, który był ofiarą, dodatkowo uznawany jest za kłamcę – bo nie ma instancji, która potwierdziłaby, że kłamcą nie jest.
Komisja historyczna bez wątpienia stanęłaby w wielu przypadkach w martwym punkcie, zwłaszcza w przypadku sprawców, którzy na sumieniu mieli tylko jedną ofiarę i żadnych świadków. Trudno jest orzekać w sprawie, gdzie do dyspozycji jest jedynie słowo przeciwko słowu, a podejrzany nie żyje. Dla skrzywdzonych ważne jest jednak samo to, czego zabrakło choćby w sprawie ks. Henryka Jankowskiego: usłyszenia, że próbowaliśmy to wyjaśnić, jak tylko się dało. Nie wyszło, ale próbowaliśmy pomóc ci i uwierzyć. 
Obecnie przepisy stanowią, że komisję historyczną można powołać, jeśli wymaga tego dobro Kościoła. Robert Fidura uważa, że komisje takie powinny być obligatoryjne, bo stanowią one o moralnym dobru osób skrzywdzonych.

Oczyszczenie do dna
Wyjaśnianiu starych spraw – zgłoszonych, a zaniedbanych, zapomnianych, ale też przedawnianych – mogłaby służyć powołana przez KEP specjalna komisja, przypominająca tę działającą choćby we Francji, na czele której stał Jean-Marc Sauvé. Zadaniem tej komisji byłoby nie tyle historyczne rozpatrywanie poszczególnych zgłoszonych spraw po to, by próbować uwierzyć skrzywdzonym – ale dokładne sprawdzenie, z jaką skalą zjawiska tak naprawdę mieliśmy do czynienia.
– To jest oczekiwanie wielu osób w Kościele, ale również nas, skrzywdzonych, którym na tym Kościele zależy – mówi Robert Fidura. – Chodzi o wyczyszczenie całego tego brudu aż do samego spodu, żeby kolejne sprawy wciąż nie wypływały i nie gorszyły. Żeby ten nowotwór nie zżerał Kościoła od środka. Jednocześnie taka komisja, złożona z profesjonalistów, mogłaby właściwie oceniać poszczególne sytuacje i nie wyrywać ich z historycznego kontekstu, również bardzo tutaj ważnego.

Nie zostawiać księży
Ważnym oczekiwaniem osób skrzywdzonych jest to, żeby Kościół nie opuszczał i nie odwracał się od księży – sprawców czynów pedofilskich. To w pierwszej chwili może brzmieć paradoksalnie, ale im dłużej zmagamy się z tym problemem, tym wyraźniej uświadamiamy sobie, że usunięcie człowieka z kapłaństwa działa wprawdzie dobrze na wizerunek Kościoła, ale w żaden sposób nie chroni kolejnych dzieci przed skrzywdzeniem, co więcej – sprawia, że sprawcy pozostają poza kontrolą jakiejkolwiek instytucji.
– Istotna jest tu współpraca Kościoła i państwa – przyznaje Robert Fidura. – Ale weźmy sytuację, w której pedofil nie został skazany na karę więzienia w prawie świeckim, bo jego czyn się przedawnił. W świetle prawa jest niewinny. W procesach kanonicznych mamy inne zasady. Proces się toczył, udowodniliśmy jego winę. Zostaje wydalony z kapłaństwa. Co się dzieje z nim dalej? Może zamieszkać w sąsiedztwie przedszkola. Może pracować jako instruktor w domu kultury. Może jeździć ciężarówką po całej Europie. I znajdzie kolejne ofiary.
W sierpniu ubiegłego roku ks. Hans Zollner, dyrektor Centrum Ochrony Nieletnich Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego, wyszedł z propozycją tworzenia swoistych „więzień kościelnych” dla duchownych, skazanych za wykorzystywanie seksualne małoletnich po tym, jak odbędą karę więzienia lub ich sprawa zostanie przedawniona. Ośrodki te miałyby na celu opiekę, ale i ścisły nadzór tak, by kontrolą z zewnątrz nie dopuścić do recydywy. Zollner pisał, że powinny to być obiekty na odludziu, z wyraźnym ograniczeniem możliwości wyjścia i kontaktu z otoczeniem.
– Myślę, że taki ośrodek czy ośrodki powinny mieć trzy oddziały: dla tych, którzy czekają na rozpoczęcie procesu, więc chwilowo trzeba ich odizolować, dla skazanych oraz oddział terapeutyczny – tłumaczy Robert Fidura. – Oczywiście musiałoby się to wiązać z odcięciem od internetu, zakupów czy nawet z ograniczeniem wzajemnych kontaktów, tak by ośrodki te nie stały się miejscem, w którym sprawcy wzajemnie nakręcają swoje pedofilskie tendencje.
Ośrodki takie (dodajmy: dobrowolne, w których duchowny, zdając sobie sprawę ze swojej słabości, świadomie oddaje przełożonym kontrolę nad sobą) mogłyby z jednej strony służyć ochronie dzieci i młodzieży również poza Kościołem, z drugiej byłyby realnym wzięciem odpowiedzialności także za sprawców, a nie prostym pozbywaniem się ich ze wspólnoty.

Trudny temat: odszkodowania
Ostatnia wreszcie kwestia, najbardziej drażliwa, to kwestia odszkodowań. To temat, którego w Polsce nikt nie chce (jeszcze) poruszać, choć Kościół we wszystkich krajach, w których afery związane z wykorzystywaniem nieletnich wybuchały, takowe wypłaca. Uznając, że być może nie jest to temat na dziś, warto usłyszeć, jaka forma odszkodowań wydaje się dla samych skrzywdzonych optymalna. Ludzie skrzywdzeni przez pedofilów w zdecydowanej większości dźwigają na sobie ogromne psychiczne obciążenie, ranę, która się nie zagoi. Nie jest ich marzeniem wytaczanie kolejnych procesów sądowych, w których kolejni adwokaci uciekać się będą do niegodnych wręcz argumentacji. Jednocześnie finansowe odszkodowania są dla nich znakiem i symbolem tego, że Kościół bierze odpowiedzialność za winy i zaniedbania duchownych, że uznaje swoją w tym rolę instytucjonalną w szerszym zakresie niż finansowanie terapii dla osób skrzywdzonych. Dlatego optymalne wydaje się rozwiązanie przyjęte w Niemczech czy w Austrii, gdzie Kościół zagwarantował wypłatę wszystkim skrzywdzonym (po przeprowadzonym postępowaniu dowodowym), mieszczącą się w finansowych widełkach. Jeśli ktoś oczekuje większego zadośćuczynienia, może o nie wystąpić na drogę sądową. W Niemczech ta górna granica odszkodowania za największe krzywdy wynosi dziś 50 tysięcy euro. Można przypuszczać, że kwoty te w Polsce musiałyby być proporcjonalnie mniejsze. Jednak takie rozwiązanie może sprawić, że osoby skrzywdzone otrzymają to, na czym im zależy: znak, że Kościół w pełni bierze odpowiedzialność za zło, które się w nim wydarzyło, i przyjmuje, że dla niego samego rozliczenie się z tej odpowiedzialności będzie bolesne i odczuwane dotkliwie.

Nawet jeśli poczekamy
Jeśli modlimy się za skrzywdzonych i pokutujemy, wynagradzając za wyrządzone im krzywdy, trzeba również usłyszeć ich głos i próbować zrozumieć, jakie konkretne rozwiązania mogą przywrócić im godność. Nawet jeśli na wprowadzenie tych rozwiązań przyjdzie nam jeszcze czekać przez lata. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki