Sąd Okręgowy w Kaliszu zdecydował, że diecezja kaliska ma zapłacić Bartłomiejowi Pankowiakowi zadośćuczynienie w wysokości 300 tys. zł – za molestowanie ze strony ks. Arkadiusza H. Wyrok sądu zapadł na podstawie artykułu 430 Kodeksu cywilnego, który stwierdza: „Kto na własny rachunek powierza wykonanie czynności osobie, która przy wykonywaniu tej czynności podlega jego kierownictwu i ma obowiązek stosować się do jego wskazówek, ten jest odpowiedzialny za szkodę wyrządzoną z winy tej osoby przy wykonywaniu jej czynności”.
To pierwszy taki wyrok dotyczący diecezji w Polsce. Wcześniej wyrok z tego samego artykułu usłyszało zgromadzenie chrystusowców, które skrzywdzonej kobiecie zapłacić musiało zadośćuczynienie w wysokości miliona złotych. Tam również spór toczył się o interpretację zapisu z Kodeksu cywilnego (na ten temat w artykule Kasacja chrystusowców oddalona pisał w „Przewodniku” 15/2020 prawnik Krzysztof Jankowiak).
Kto zapłaci?
Kościół w Polsce uznaje wprawdzie prawo skrzywdzonych do roszczeń prawnych, ale oficjalnie wciąż stoi na stanowisku, że odpowiedzialność finansową za wyrządzone krzywdy ponosi ich sprawca, a nie instytucja. Oferuje skrzywdzonym bezpośrednią pomoc np. w opłacaniu terapii, ale nie wypłaca zadośćuczynień. Oficjalnie – bo nieoficjalnie mówi się, że ugody ze skrzywdzonymi są podpisywane, opatrzone klauzulą tajności. Tymczasem nie ma na świecie ani jednego kraju, w którym wyszłyby na jaw skandale seksualne w Kościele i w którym Kościół wypłacania odszkodowań by uniknął. Najczęściej odbywa się to tak, jak np. w Niemczech, gdzie skrzywdzeni zgłaszają się do komisji, która bada wiarygodność ich zeznań, a po ich potwierdzeniu decyduje o wypłacie jednorazowego odszkodowania: w zależności od krzywdy jest to kwota do 50 tys. euro. Jeśli skrzywdzony nie zgadza się na taką kwotę, może wystąpić o większą na drodze sądowej.
Poszerzona interpretacja
Punktem spornym w polskich sprawach jest pytanie o to, czy rzeczywiście biskup odpowiada za czyny księdza i czy można w przypadku Kościoła stosować wspomniany wyżej artykuł 430 k.c. – czy raczej, jak przekonywał na sali sądowej reprezentujący stronę kościelną mecenas Marek Markiewicz, zachodzi tu sytuacja podobna do tej w filharmonii czy przedsiębiorstwie, gdzie dyrektor nie odpowiada za molestowanie seksualnego, którego dopuścił się jego pracownik.
Sąd, podobnie jak w sprawie chrystusowców, przyjął interpretację poszerzoną, nie podzielając opinii mecenasa o ograniczonej odpowiedzialności biskupa za księdza. To wyraźny znak, że prawdopodobnie ku tej samej interpretacji skłaniać się będą inne sądy w kolejnych sprawach.
Wydaje się, że wskazówki, do których stosować się musi pracownik przedsiębiorstwa, w żaden sposób nie dotyczą jego postawy moralnej i zachowania poza zakładem pracy, a jedynie wypełniania konkretnych obowiązków zawodowych. W przypadku księdza „stosowanie się do wskazówek biskupa” obejmuje również bardzo konkretny zestaw postaw moralnych. Zgodnie z teologią i prawem kanonicznym prezbiter wszystkie swoje zadania wypełnia w łączności ze swoim biskupem i z jego mandatu.
Kiedy biskup nie odpowiada…
Owszem – można powiedzieć, że wprawdzie biskup posyła księdza do konkretnej pracy, ale jest to praca duszpasterska, a ewentualne czyny pedofilskie nie mają bezpośredniego związku z wykonywaną przez niego posługą kapłańską. Jest to istotna kwestia, nad którą warto się chwilę zatrzymać i spróbować to zdefiniować: kiedy rzeczywiście w przestępczym działaniu brakuje „bezpośredniego związku z wykonywaną posługą kapłańską”? Kiedy biskup może powiedzieć, że za takie przestępstwo seksualne danego księdza żadną miarą nie odpowiada?
Najprostszą definicją, jaką można tu znaleźć, może być: „biskup nie odpowiada za czyny księdza, jeśli popełniając przestępstwo znajdował się on poza jego jurysdykcją, w miejscu i czasie w żaden sposób niezwiązanym z pełnioną przez niego posługą duszpasterską, nie ujawniając swojego statusu księdza”. Przykładowo, jeśli ksiądz jadąc na wakacje w cywilnym stroju, daleko od domu wejdzie na stację benzynową i wykorzysta spotkaną w toalecie nieznajomą osobę nieletnią, trudno będzie udowodnić, że miało to jakikolwiek związek z pełnioną przez niego posługą. Było to jego działanie poza jurysdykcją biskupa w okolicznościach, które w żaden sposób nie wynikały z tego, co czego został przez biskupa posłany.
… a kiedy zachodzi bezpośredni związek
Do tego, aby w przestępstwach seksualnych związek z wykonywaną posługą kapłańską zaistniał, wystarczy przynajmniej jeden z dwóch elementów. Pierwszym z nich jest wiedza skrzywdzonego o tym, że krzywdzący go jest księdzem. Już samo to stawia krzywdzonego w pozycji zależności, na dodatek motywowanej religijnie, utrudnia samoobronę, wezwanie pomocy, przyjęcie do świadomości, że to się w ogóle wydarzyło. Jeśli skrzywdzony wiedział, że ma do czynienia z księdzem, to znaczy, że cała znajomość zawarta została w związku z pełnioną przez niego posługą kapłańską.
Drugim kryterium może być odpowiedź na pytanie: czy gdyby sprawca nie był księdzem, znalazłby się w tej sytuacji? Czy byłby z tymi chłopcami na obozie albo w zakrystii, czy uczyłby w tej szkole, w której poznał swoją ofiarę; czy byłby przyjmowanym z honorami i z zaufaniem gościem w rodzinie organisty? Jeśli odpowiedź na te pytania brzmi „nie”, to znaczy, że znalazł się tam, bo jest księdzem – bo miało to bezpośredni związek z wykonywaną przez niego posługą kapłańską.
Zapewne nie jest to pełna lista kryteriów, to zaledwie początek. Wydaje się jednak, że jak najszybciej trzeba ją uzupełnić, aby uniknąć powtórnego krzywdzenia ofiar, ale również samych księży, przez zbyt łatwe odcinanie się biskupa od odpowiedzialności za nich. Odpowiedzialność biskupa za przestępstwa seksualne księdza oraz „bezpośredni związek z pełnioną posługą” powinny zostać pilnie i wyraźnie zdefiniowane: zarówno z trosce o Kościół, jak i samych skrzywdzonych.
Wyrok sądu w Kaliszu nie jest jeszcze prawomocny. W momencie kiedy oddajemy ten tekst do druku, nie wiadomo, czy diecezja odwoła się od niego. Reprezentujący diecezję kaliską ks. Marcin Załężny wyroku nie skomentował – mówił, że przyjmuje go z wielkim szacunkiem, ale komentarz wydany zostanie, kiedy strona otrzyma z sądu uzasadnienie. Publicznie wyroku nie komentował również nikt z hierarchii kościelnej.
Krok w tył
W ostatnim dniu procesu mecenas Marek Markiewicz oświadczył, że Jakub Pankowiak, który dwa miesiące temu wycofał swój pozew, „ma misję walki z Kościołem”. Kiedy informacja o tym dotarła do mediów, bp Damian Bryl zadzwonił do Jakuba Pankowiaka z przeprosinami, a następnie wydał oświadczenie, w którym odciął się od słów, wypowiedzianych przez swojego pełnomocnika. Mecenas nadal jednak pozostał jego pełnomocnikiem. Jednocześnie reprezentuje również archidiecezję krakowską w kilku postępowaniach dotyczących wykorzystywania seksualnego.
– Biskup owszem, zadzwonił i przeprosił mnie – mówi Jakub Pankowiak, który tak jak jego brat, również jest ofiarą ks. Arkadiusza H. – Wierzyłem, że te przeprosiny były szczere. Byłem zadowolony, że biskup odciął się od mecenasa Markiewicza. Ale zaraz potem biskup wydał oświadczenie, w którym o przeprosinach nie było ani słowa. Za przeprosinami powinny też iść jakieś czyny. Mnie w ogóle nie przyszło do głowy, że diecezja kaliska mogłaby po takim wystąpieniu kontynuować współpracę z mecenasem Markiewiczem. Słowa mecenasa przebiły się do opinii publicznej i będą teraz używane przez kolejnych zwolenników jego linii obrony. To, że diecezja się z nim nie rozstała – że nie doczekałem się żadnego publicznego głosu potępiającego jego słowa ze strony Episkopatu czy Biura Delegata KEP – to wszystko jest dla mnie cichym przyzwoleniem. I mam o to ciche przyzwolenie żal. Można o mnie dużo złego powiedzieć, ale na pewno nie to, że walczę z Kościołem. Od dwóch lat nie robię nic innego, jak walczę o to, żeby ten Kościół wyglądał normalnie, i o to, żeby było w nim miejsce dla poszkodowanych, żeby się z poszkodowanymi dogadał – mówi Jakub Pankowiak.
Podczas ogłoszenia wyroku sąd nawiązał do słów mec. Markiewicza. – Ich [braci Pankowiaków] konkretne działania nakierowane są nie na walkę z Kościołem katolickim, a o Kościół jako wspólnotę wiernych, zachowanie czystości i zapewnienie bezpieczeństwa najmłodszym jego członkom – powiedziała sędzia.