Gdy na początku lutego prezydent Andrzej Duda przedstawił projekt ustawy reformującej Izbę Dyscyplinarną, w polskiej polityce zapanowała konsternacja. Zmieszani byli politycy PiS, którzy nie wiedzieli, czy mają projekt chwalić, bo Duda de facto zrobił to, co zapowiadał Jarosław Kaczyński, czy też ganić, bo projekt Dudy miał na celu wykonanie wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, a w pewnym momencie Jarosław Kaczyński stwierdził, że nie będziemy się poddawać presji ze strony Unii.
Niewykonanie wyroku TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej doprowadziło obóz władzy do impasu. Choć zarówno prezes PiS Jarosław Kaczyński, jak i premier Mateusz Morawiecki uważali, że Izba nie działa, więc nie ma co jej żałować, tylko ją zlikwidować. Ruch ten zablokowała Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry. To środowisko uznało, że Polska nie może się wycofać przed UE, że to kwestia honoru i suwerenności. Zaproponowali, by Izba zniknęła przy okazji totalnej reformy sądownictwa, która radykalnie zmniejszy Sąd Najwyższy. To ostatnie nie podobało się prezydentowi Dudzie, ponieważ oznaczało, że znów środowiska kojarzone z Ziobrą będą decydować o tym, kto zachowa, a kto straci stanowisko w SN. Dlatego prezydent ostrzegł PiS, że taką ustawę zawetuje. Trwał więc pat. PiS nie miał większości bez Ziobry do likwidacji Izby, ale likwidacja Izby przy okazji całościowej rewolucji w sądownictwie nie podobała się prezydentowi. W efekcie Polsce naliczano miliony złotych kar za niewykonanie wyroku TSUE i zablokowano fundusze z Europejskiego Funduszu Odbudowy, którymi rząd chciał wspomóc odbudowę gospodarki po pandemii.
Sytuacja ta była dla obozu rządzącego niekorzystna. Rząd tracił pieniądze i wiarygodność. Prezes Kaczyński był bezradny i utrwalało się to, o czym komentatorzy mówili od jakiegoś czasu, czyli imposybilizm, pewna niemoc, która ogarnęła PiS, dotąd wszystkie przeszkody pokonujący. Tylko Ziobro budował swoją pozycję jako ten, który walczy za wszelką cenę z Brukselą, zasłaniając się hasłem suwerenności.
Dlatego propozycja Dudy byłaby szansą na wyjście z tej sytuacji. Los projektu – przy sprzeciwie prezydenta – zależał jednak od opozycji. I to, co było największym zaskoczeniem dla mnie, to fakt, że liberalna opozycja krytykowała pomysł Dudy pod rękę z frakcją Ziobry. Opozycja mówiła, że to tylko pozorna zmiana, że PiS chce jedynie oszukać Komisję Europejską. Niemal to samo mówił Ziobro – że to ruch tylko pod adresem Komisji Europejskiej i jeśli się go wykona, ta zaraz zostaną narzucone Polsce inne, radykalne żądania. I drugi raz w ostatnich dniach powstał przeciw PiS osobliwy sojusz ziobrystów i Platformy Obywatelskiej. Ten sam wcześniej doprowadził do tego, że PiS przegrał głosowanie nad – przyznajmy wprost – absurdalną ustawą o pozywaniu się ludzi, którzy podejrzewają, że ktoś zaraził ich covidem. Paradoksem jest, że teraz los porozumienia z UE będzie w rękach posłów z PSL.