Zacznijmy od faktów: co wiemy o sprawie pani Agnieszki z Częstochowy?
– Wszelką wiedzę możemy obecnie czerpać tylko z dwóch źródeł: oświadczenia rodziny tej pani oraz oświadczenia szpitala, w którym przebywała. To bardzo mało, niemniej wiemy, że śp. pani Agnieszka miała 37 lat, że była w ciąży bliźniaczej. Zgłosiła się do szpitala specjalistycznego w Częstochowie pod koniec grudnia z powodu bólu brzucha i wymiotów. Wiemy, że jej stan się wówczas nagle pogorszył i 23 grudnia stwierdzono śmierć pierwszego bliźniaka, po 6 dniach także drugiego. Lekarze rozpoczęli indukcję. To procedura medyczna mająca na celu wydobycie ciał dzieci; trwała dwa dni. Niestety, stan pani Agnieszki ciągle się pogarszał. Stwierdzono szpitalne zakażenie koronawirusem. 23 stycznia nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Po skutecznej reanimacji przewieziono ją do drugiego szpitala, gdzie następnego dnia kobieta zmarła. Nie było to już na oddziale ginekologiczno-położniczym, lecz neurologicznym. Trzeba jednak podkreślić, że ciągle w tej sprawie wiemy bardzo mało, toczy się postępowanie prokuratury, które mamy nadzieję wyjaśni więcej.
Jakie były Pana pierwsze myśli, gdy usłyszeliście o tej sprawie?
– Na pewno współczucie dla rodziny, modlitwa za osieroconych przez panią Agnieszkę i jednocześnie – niestety – świadomość, że ta sprawa również będzie wykorzystywana przez środowiska proaborcyjne prowadzące akcję „Ani jednej więcej”. Mówiąc „również”, mam na myśli przypadek pani Izabeli z Pszczyny. Zresztą – trudno było tak teraz nie pomyśleć, skoro my też dowiedzieliśmy się o tej tragedii z mediów, i do tego od razu była ona podawana z tezą, z komentarzem – oto mamy kolejną ofiarę zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej w Polsce. Od razu mieliśmy wrażenie, że tu znów nikt nie jest faktami zainteresowany, bo wszyscy mają gotową interpretację. Tymczasem nawet w środowisku „pro-choice” już pojawiły się głosy, że sprawy pani Agnieszki nie można łączyć tak prosto ze zwiększeniem prawnej ochrony życia przez wyrok Trybunału z 2020 r.
To ciekawe!
– Obserwowałem je głównie wyrażane na różnych profilach, prowadzonych przez ginekologów czy położników w mediach społecznościowych. Nawet lekarze związani światopoglądowo ze środowiskiem Strajku Kobiet podkreślali, że sytuacja śmierci jednego z bliźniąt pani Agnieszki nie była momentem na proponowanie jej aborcji. A to głównie zarzucają tu środowiska proaborcyjne: ich zdaniem to nieusunięcie od razu z jej łona pierwszego zmarłego dziecka było wynikiem strachu lekarzy przed ustawą antyaborcyjną i doprowadziło do śmierci tej kobiety. Lekarze w tym miejscu wyjaśniają, że pozostawienie w ciele kobiety jednego ze zmarłych bliźniąt jest normalną praktyką w takiej sytuacji. Że tu musiały zagrać jeszcze inne, nieznane nam czynniki, które ostatecznie doprowadziły do śmierci drugiego dziecka i śmierci ich matki miesiąc później. Przedstawianie takich racjonalnych argumentów przez lekarzy ze środowiska proaborcyjnego uważam za pewne jaskółki zmiany, może powody do nadziei.
Nadziei na co?
– Na racjonalną dyskusję, na słuchanie argumentów, może nawet na zmianę myślenia pewnych osób opowiadających się dziś za tym tak zwanym „wyborem”. My w stowarzyszeniu naprawdę wierzymy w to i marzymy o tym, by zdanie zmienili najbardziej zagorzali aktywiści proaborcyjni, jak to już działo się wielokrotnie. Teraz, gdy obserwowałem dyskusję wspomnianych lekarzy z aktywistami profili „Dziewuchy dziewuchom” czy „Aborcyjny dream team”, widziałem, że w tym środowisku już jest taki rozłam po linii właśnie używania rozumu. Niektórzy z nich wprost nawet zarzucali aktywistom, że prezentowany przez nich poziom manipulacji faktami jest nie do zniesienia i tak naprawdę „szkodzi sprawie”. Mnie się natomiast wydaje, że tu, w sprawie pani Agnieszki z Częstochowy, wielu z tych aktywistów zagrało w otwarte karty; pokazało, że są za zniesieniem każdych granic i np. dopuszczeniem w Polsce aborcji na życzenie nawet do momentu narodzin dziecka. Pojawiały się nawet tak absurdalne hasła jak „aborcja jest jedną z metod antykoncepcji” albo „aborcja jest bezpieczniejsza od porodu”. Myślę, że czytając takie hasła, wiele osób identyfikujących się rok temu ze Strajkiem Kobiet mogło zdać sobie sprawę, za czym tak naprawdę poszli.
Chciałabym teraz zapytać trochę przewrotnie, jakby „w imieniu” tych osób i ich wątpliwości. Czy Pana zdaniem rzeczywiście zaostrzona dziś ustawa antyaborcyjna faktycznie jest bezpieczna i wespół z pewnymi patologiami polskiego systemu opieki zdrowotnej nie doprowadzi czasem do błędów lekarskich czy zaniechania pewnych zabiegów ratujących życie kobiet? To zdaje się zarzucają jej w takich sytuacjach krytycy.
– Po pierwsze, już samo określenie „ustawa antyaborcyjna” jest zmanipulowane. To Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i – dopiero na samym końcu – warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. „Antyaborcyjna” to nie tylko skrót, ale manipulacja – nikt nie lubi, żeby mu czegokolwiek zabraniać. Po drugie, już precyzyjnie odpowiadając na pani pytanie: tak, ustawa jest bezpieczna, ponieważ nadal jest w niej zapis, że ciążę można usunąć, jeśli zagraża ona życiu matki oraz jeśli jest skutkiem gwałtu. Tu nie powinno być żadnych wątpliwości! Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r. wykreślił z ustawy jedynie tzw. przesłankę eugeniczną, pozwalającą na przeprowadzenie aborcji przy podejrzeniu ciężkiej lub śmiertelnej wady dziecka. Błędy lekarzy zdarzają się niestety w każdej dziedzinie medycyny, nie da się wyeliminować ich całkowicie. Chciałbym jednak podkreślić, że jeśli chodzi o umieralność okołoporodową kobiet w Polsce, to jest ona na jednym z najniższych poziomów w Europie. U nas umierają średnio dwie kobiety na 100 tys. porodów, zaś we Francji, gdzie prawo aborcyjne jest bardzo liberalne – około siedmiu. Polskie kobiety mają w szpitalach bardzo dobrą opiekę. Nieprawdziwe jest zatem hasło aktywistów o tym, że samo zajście w ciążę w naszym kraju wiąże się z zagrożeniem życia. Zresztą praktyka pokazuje, że wiedza i umiejętności lekarzy w radzeniu sobie z trudnymi przypadkami rozwijają się wtedy, gdy mają oni możliwości w tych trudnych przypadkach udzielać pomocy. Pięknie widać to na przykładzie terapii wewnątrzmacicznych. Kiedyś na przykład wszystkie dzieci z HLHS, złożoną wadą serca, umierały. Ale dzięki temu, że się rodziły, lekarze nauczyli się je operować i dziś wiele dzieci z tą wadą może żyć. Tam, gdzie prawo aborcyjne jest liberalne, lekarze o wiele rzadziej mają okazję szukać rozwiązań, bo usunięcie ciąży po prostu zwalnia ich z tego starania.
Obserwując to, w jaki sposób tragedie, takie jak pani Izabeli czy pani Agnieszki, są wykorzystywane przez środowiska proaborcyjne, można odnieść wrażenie, że jesteśmy na jakiejś wojnie. Że ilekroć znów pojawi się podobna tragedia, także będzie wykorzystywana. Macie takie poczucie?
– Mamy poczucie bycia na wojnie od… zawsze. Nie lubię patosu, ale to w obronie życia toczy się największe cywilizacyjne starcie, o czym wielokrotnie mówili Jan Paweł II czy Franciszek. Gdy zawiązał się tzw. Strajk Kobiet, od początku dominował tam język walki, złości i wprost pokazywano też, skąd czerpie wzorce. Mam na myśli Argentynę, gdzie walka ruchów proaborcyjnych o liberalizację prawa trwała 15 lat. Tam również naciągano historie konkretnych ludzkich tragedii, by przeforsować zmianę prawa. I się udało. W takich sytuacjach wykorzystuje się mechanizm ludzki polegający na tym, że łatwiej nam jest utożsamić się z konkretną historią niż z ogólną ideą. Wtedy łatwiej manipulować emocjami. Dlatego musimy być przygotowani, że tak będzie i w Polsce. Każda podobna sytuacja śmierci kobiety w warunkach okołoporodowych czy w ciąży będzie wyciągana jako dowód na nieludzkość obowiązującego w Polsce prawa. Naszym zadaniem, jako obrońców życia, będzie wtedy po prostu cierpliwie wyjaśniać i prostować kłamstwa czy uproszczenia.
Ale czy to wystarczy? Czy prostowanie i wyjaśnianie to nie za mało na takie przemyślane strategie, jakie mają środowiska „pro-choice”?
– Oczywiście, że to nie wszystko! Nasze stowarzyszenie i wiele innych organizacji pro-life stawia sobie za cel trzy działania: edukacja, pomoc i modlitwa. Bazą jest ta ostatnia. Edukacji potrzebujemy, by samemu nie poddać się manipulacji oraz by być mądrym przewodnikiem dla innych. A realna pomoc to takie „sprawdzam” – czy tylko głoszę szlachetne hasła, czy potrafię też konkretnie pomóc na przykład samotnym mamom w ciąży? Najmniejsza materialna czy organizacyjna pomoc jest lepsza od największego współczucia.
Jak Pan myśli, na ile realne jest dziś odwrócenie pewnego trendu, który ujawnił się w Polsce jesienią 2020 r. i zdaje się nasilać? Mam na myśli właśnie tę zmianę myślenia także u katolików – nie brakowało ich na strajkach kobiet, wielu popierało tamte postulaty…
– Kościół nie może chować głowy w piasek i udawać, że nie ma tematu. Kiedy słyszę: „Ale ksiądz X napisał na Facebooku, że w pewnych sytuacjach jest za aborcją”, trzeba przypominać, że w mediach każdy może zamieścić swoją prywatną opinię, jednak oficjalne nauczanie Kościoła jest inne. To jest pole dla kapłanów. Można powiedzieć głęboką homilię o szacunku do życia, nie tykając polityki. Ilu z nas zna choćby przepiękny punkt pierwszy z Evangelium vitae: „EWANGELIA ŻYCIA znajduje się w samym sercu orędzia Jezusa Chrystusa. Kościół każdego dnia przyjmuje ją z miłością, aby wiernie i odważnie głosić ją jako dobrą nowinę ludziom wszystkich epok i kultur”?
Oczywiście, nie wyręczajmy się księżmi. Najwięcej do zrobienia mają nie oni, nawet nie politycy i nie liderzy pro-life, ale każdy z nas. Kluczowa jest postawa pro-life w codziennym życiu: szacunek do kobiet w ciąży, życzliwość wobec rodzin wielodzietnych, umiejętność uszanowania straty dziecka na wczesnym etapie ciąży, wrażliwość na potrzeby osób niepełnosprawnych, czyli zarażanie „kulturą życia” wokół siebie. A gdy ogarnia nas przygnębienie, pamiętajmy, że Jezus już wygrał ze śmiercią. To nie jest tania pociecha, ale fakt. Choć nieraz dajemy z siebie sto procent – nie wszystko od nas zależy. Dlatego za każdego trzeba się modlić, za największych radykałów pro-aborcyjnych także. Okazją do tego będzie marcowy Tydzień Modlitw o Ochronę Życia: będziemy prosić w różnych intencjach. Również o zmianę myślenia i nawrócenie tych, którzy świętości życia stawiają jakieś granice.
MARCIN NOWAK
Członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka zajmującego się pozytywną edukacją pro-life i pomocą charytatywną. Prywatnie szczęśliwy mąż i tata 5 dzieci