Nieraz przyglądał się Chrystus tym, którzy siadają do stołu. Towarzyszył zwykle temu rozgwar, wesele, olbrzymie plany spożywcze; przy wstawaniu natomiast – ciężar i smutek. Przed jedzeniem człowiek zazwyczaj jest wesoły, a po jedzeniu – smutny, bo „nie samym chlebem żyje człowiek, ale wszelkim słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Królestwo Boże nie jest pokarmem i napojem.
A jednak, wśród wszystkich antynomii, „wie Ojciec wasz niebieski, że tego wszystkiego potrzebujecie”: co byście jedli, co byście pili i czym byście się przyodziewali.
Pan Jezus brał udział w ucztach. Faryzeusze nawet zdążyli powiedzieć: wasz Mistrz zasiada do uczt między grzesznikami i celnikami! Z Ewangelii wiemy, że był w Kanie i że tam było dobre wino. Był też na uczcie u Szymona, chodził do Betanii, odwiedzał Marię, Martę i Łazarza. Potem, nawet po zmartwychwstaniu – i to jest szczególnie charakterystyczne – chodząc nad Tyberiadą, upiekł apostołom na brzegu ryby na węglach i czekał, aż wrócą z połowu. Gdy uczniowie dopłynęli do brzegu, zapraszał ich, by jedli, i pytał: Czy macie jeszcze ryby? Przynieście z tych, które teraz złowiliście, to wam więcej przyrządzę.
Chrystus jest taki. Uważny, wrażliwy na wszystkie ludzkie sprawy, na wszystkie potrzeby duszy i ciała. Dlatego tak łatwo wmieszał się w sprawy człowiecze, chociaż zapewniał, że nie do Niego należy być dzielnikiem majątków tej ziemi. Trzymał się daleko od sporów i różnorodnych spraw, strzegł jednak, aby oddać co cesarskiego – cesarzowi, co Bożego – Bogu. Jest to prawdziwa równowaga.
Książkę można kupić tutaj