Przy okazji wzrostu napięcia na granicy polsko-białoruskiej warto na moment zastanowić się nad sensownością zakazu obecności mediów w rejonie kryzysu. Zakaz jest jednostronny – dziennikarze nie mogą przebywać po stronie polskiej. Ale media z całego świata relacjonują kryzys z drugiej strony – w materiałach zachodnich stacji zobaczyć można polskich żołnierzy, strażników granicznych i policjantów pilnujących wzdłuż drutu kolczastego, by do kraju nie wdarli się mieszkańcy obozowisk. Reporterzy rozmawiają z migrantami, ci opowiadają im, skąd pochodzą i jak bardzo chcą się dostać do Europy. Widz jednak nie widzi żołnierzy białoruskich, którzy pilnują, by uchodźcy nie wrócili na Białoruś. Nie dowie się też o tym, że migranci do Mińska zwożeni są dziesiątkami samolotów, które z państw Bliskiego Wschodu przylatują do naszego regionu.
Decydenci rozumieją, że Polacy strzegą granic Unii, ale już widzowie zagranicznych mediów dostaną obraz tylko jednej strony. A to dlatego, że polska strona granicy jest zamknięta dla mediów.
Widać więc, że chcąc odizolować media, władze popełniły poważny błąd. Ale to błąd wynikający nie tylko z nierozumienia tego, że ta sprawa już daleko wykracza poza sprawy polskie i nasze wewnętrzne spory, ale właśnie z tego, że media traktowane są jako strona sporu. I tu dochodzimy do najpoważniejszej kwestii. A mianowicie do skutków działania politycznego, jakim jest podważanie zaufania do mediów. Oczywiście zaufanie do mediów nie powinno być bezkrytyczne. Przeciwnie, od dawna postuluję, by w polskich szkołach uczono dzieci krytycznego korzystania ze źródeł, bo bez tego w chaosie informacyjnym, który widzimy w internecie, a szczególnie na platformach społecznościowych, można się całkowicie zagubić. Problem polega jednak na tym, że jeśli traktuje się media wyłącznie jako narzędzie polityczne, pojawia się mechanizm samospełniającej się przepowiedni. No bo gdy patrzymy na media wyłącznie przez pryzmat tego, czy są pro-, czy antyrządowe, dostrzegamy w nich tylko i wyłącznie aspekt polityczny. Zatracamy z pola widzenia ich podstawowy aspekt – aspekt informowania o świecie.
W nowoczesnym społeczeństwie demokratycznym media są mechanizmem przekazywania informacji o wydarzeniach w kraju i na świecie, o zjawiskach społecznych, ekonomicznych, kulturowych. Mechanizm ten nie jest doskonały, ale działa. Równocześnie media pełnią jeszcze rolę kontrolną, poprzez ujawnianie informacji, które bez tego pozostałyby zakryte.
Gdy jednak prowadzi się wojnę z mediami, podważa się wiarygodność wszystkich mediów, a nie tylko tych, które akurat konkretnym politykom się nie podobają. No bo jeśli polityk wmawia mi, że tamte media są wrogiem rządu, to znaczy, że media w ogóle są graczami politycznymi jako takie. Te „nasze” też. Obniżanie zaufania do mediów pociąga więc za sobą wiele innych skutków, między innymi obniżenie zaufania do instytucji, do państwa, ale też do autorytetów. A im mniej wzajemnego zaufania, tym słabszą wspólnotą się stajemy. A im słabszą, mocniej skłóconą, tym łatwiejszą do manipulowania. I tak koło się zamyka. I sami zmieniamy świat w gabinet krzywych luster.