Logo Przewdonik Katolicki

Czas na powrót do cnót

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

To uważam w polityce za największą cnotę: szacunek dla innych, nawet inaczej myślących. A nie obrażanie ich z jakiegokolwiek powodu.

Po ogłoszeniu wyników wyborów, po obu stronach sporu politycznego zaczęły pojawiać się radykalne wezwania. Jeden z młodych współpracowników ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry nie mógł się nadziwić, że niemal 10 mln wyborców zagłosowało przeciwko Polsce i postawił tezę, że to efekt upadlania Polaków i niszczenia Polski i polskości. Inny z jego współpracowników domagał się ograniczenia niemieckich wpływów i rozmontowanie samorządu, bo tam wpływy ma opozycja. Radykalnych głosów nie brakowało również z drugiej strony. Pisano o końcu demokracji, narzekano, że prezydenta wybrali ludzie starsi, niewykształceni, z mniejszych miejscowości.
Muszę przyznać, że to jest cecha polskiej polityki, której najbardziej nie lubię. Obie strony politycznego sporu chciałyby każde wybory przedstawić jako ostateczne starcie dobra ze złem. Zwolennicy PiS chcą widzieć to jako starcie sił patriotycznych z antypolskimi, chrześcijaństwa z lewicową ofensywą. Zwolennicy opozycji chcieli to widzieć jako starcie Zachodu ze Wschodem, rozumu z ciemnotą, demokracji z dyktaturą.
A ja się w tych dramatycznych podziałach nie mogę odnaleźć. Walka dobra ze złem toczy się w każdym z nas. Jest kwestią sumienia, naszych indywidualnych wyborów, indywidualnej relacji z Bogiem. Nie będziemy zbawieni jako naród, przed sąd ostateczny pójdzie każdy z nas z osobna, zda rachunek z tego, jaki był dla bliźnich. Nie wystarczające będzie powiedzieć, że przecież głosowałem jak trzeba.
Wiem, że taką postawę niekiedy krytycy nazywają symetryzmem. Ale to nazwa myląca. Nie chodzi bowiem o relatywizm, o stwierdzenie, że nie ma istotnych różnic w polityce, że wszystko jest takie samo, że wszyscy są równie dobrzy i równie źli. Nie, oczywiście różnice istnieją. I ja też mam swoje osobiste sympatie i antypatie. Ale zbyt długo obserwuję z bliska politykę, by wierzyć, że może być w niej czyste dobro albo czyste zło. Czasy Hitlera i Stalina, którzy byli czystym złem, minęły na szczęście. W demokratycznej polityce raczej dominują odcienie szarości. Jedni mogą mieć na przykład ciekawe pomysły dotyczące polityki rodzinnej, inni ciekawe pomysły dla przedsiębiorców. Jedni mogą mieć dobre wyczucie polityki międzynarodowej, inni mogą być w niej bardziej skuteczni.
Uważam, że wybór między Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim nie był wyborem między dobrem i złem. Był to wybór między różnymi wizjami Polski. Dlatego nie umiem zaakceptować tych polityków prawicy, którzy mówili, że przeciwnicy głosują przeciwko Polsce. Nikt nie ma prawa – moim zdaniem – odbierać innym patriotyzmu ani polskości. To, że ktoś ma inną wizję rozwoju Polski, nie oznacza, że jest antypolski. Nie umiem również zaakceptować jeremiad części opozycji o głupich wyborcach, którzy dali się kupić za 500 plus i 13. emeryturę. Demokracja to ustrój, w którym każdy głos się liczy. Głos profesora jak i emerytowanego rolnika ma takie samo znaczenie. Na taki ustrój się umówiliśmy i powinniśmy szanować tych, którzy myślą i wybierają inaczej niż my.
I właśnie to uważam w polityce za największą cnotę: szacunek dla innych, nawet inaczej myślących. A nie obrażanie ich z jakiegokolwiek powodu. Niestety, kampania wyborcza uczy, że niechęć jest od szacunku ważniejsza. Dlatego dobrze, że się już skończyła. Czas wrócić do pielęgnowania chrześcijańskich cnót.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki