No właśnie – pusta czy pełna? Jak zinterpretować ten zadziwiająco symetryczny układ, jaki objawił się nam w wyborczy wieczór 12 lipca? Piszę na gorąco, a nie będąc politologiem ani socjologiem, za punkt wyjścia tych rozważań muszę uczynić motywy mojego własnego wyboru. A należę do tej połowy, która głosowała na Andrzeja Dudę.
Uczyniłem to po długim wahaniu. Dość powiedzieć, że w pierwszej turze wrzuciłem do urny pustą kartkę. I mam wrażenie, że nie byłem w tym geście odosobniony. Jednak po dwóch tygodniach języczkiem u wagi mojej decyzji okazał się… Aleksander Kiereński.
To nie pomyłka, mówię o ostatnim premierze rosyjskiego Rządu Tymczasowego w roku 1917. Kiereński był światłym, postępowym Rosjaninem, do tego niewątpliwym rosyjskim patriotą – miał więc zadatki na autentycznego przywódcę owego wielkiego kraju. Zgubił go jednak pewien feler. W Rosji szerzyła się rewolucja, do głosu dochodzili coraz więksi radykałowie, ale on, szczery rosyjski socjalista, z konsekwencją godną lepszej sprawy, upierał się, że wroga widzieć trzeba tylko na prawicy. Tylko w gronie niedobitków caryzmu, czarnosecinnej reakcji, Kozaków i pułkowników z bączkami na czapkach. Po lewej stronie wroga widzieć nie chciał, choćby ten wróg był po stokroć dlań groźniejszy. W ten sposób padł ofiarą własnej doktryny, zmieciony przez Lenina i jego bolszewików. Przy okazji padła też rodząca się dopiero rosyjska demokracja, a wraz z nią – rosyjska kultura, jak również podstawy cywilizacji.
Dzisiaj też mamy rewolucję, choć nieco innego rodzaju. „Rewolucja kulturalna”, proklamowana w USA, dociera i do nas, co wydaje się nieuniknione w warunkach globalizacji. W tej sytuacji Rafał Trzaskowski, jako głowa państwa, byłby polskim Kiereńskim. Piszę to, zdając sobie sprawę, że porównanie to jest komplementem dla Trzaskowskiego.
Bezprecedensowo wysoka frekwencja wyborcza zdaje się świadczyć o tym, że wielu, bardzo wielu Polaków ten sposób argumentacji podziela, nawet jeśli wyrażałoby go innymi słowami i przykładami. I na tym można by felieton zakończyć, ale… jest przecież druga połowa szklanki! Prawie tyle samo Polaków, którzy niekoniecznie są entuzjastami Trzaskowskiego czy też PO, zmobilizowało się jednak w niedzielę 12 lipca, aby coś nam powiedzieć. Oni nie sięgają do odległych przykładów z historii, a objawy lekceważenia demokracji widzą tu i teraz, w postaci stylu, w jakim rządzi partia, z którą utożsamiany jest obecny prezydent.
Czy nie świadczy to o tym, że obie połowy polskiej powyborczej szklanki są, wbrew pozorom, jakoś do siebie podobne? Jedni zagrożenie porządku wspólnoty widzą w naginaniu prawa do doraźnych partyjnych potrzeb, inni postrzegają ryzyko w rewolucyjnych eksperymentach społecznych, godzących w naszą tożsamość. Być może w istocie rzeczy jedni i drudzy dali wyraz tym samym obawom – tylko inaczej rozkładając akcenty.
Ważne, aby pamiętał o tym prezydent nowej, rozpoczynającej się właśnie kadencji. Polska szklanka musi być postrzegana jako całość, inaczej prędzej czy później ktoś ją rozbije.