Zwykło się powtarzać, że to młodzi Polacy i kobiety zdecydowali o wyniku wyborów z 2023 roku, które doprowadziły do utraty władzy przez obóz prawicy i zwycięstwa koalicji złożonej przez Platformę Obywatelską, Trzecią Drogę i Lewicę. Jeśliby pod tym kątem popatrzeć na wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich, czekałaby nas spora niespodzianka. Owszem, wśród kobiet wygrał Rafał Trzaskowski, otrzymując 33,8 proc głosów, Magdalena Biejat dostała 5,5 proc, zaś Szymon Hołownia 5,3. To znaczy, że kandydaci partii budujących obecną koalicję dostali wśród pań 44,6 proc. głosów. Nawet w grupie kobiet jest więcej przeciwników niż zwolenników obecnego rządu, bo ponad 55 proc. ich głosów zostało oddanych na kandydatów reprezentujących partie wobec obecnej koalicji krytycznych.
Jeszcze ciekawiej jest popatrzeć na wyniki wśród młodych – czyli osób między 18. a 29. rokiem życia. Rafał Trzaskowski w tej grupie dostał 12,2 proc. głosów, Magdalena Biejat 5,1 proc., zaś Szymon Hołownia 4 proc. Razem daje to 21,3 proc. zwolenników obecnego rządu wśród najmłodszych wyborców. A zatem trzy czwarte młodych dorosłych oddało głos na partie, które są wobec koalicji rządzącej krytyczne.
W ogóle grupa młodych wydaje się tu niezwykle ciekawa, ponieważ gdyby to tylko oni głosowali, pierwszą turę wygrałby Sławomir Mentzen z wynikiem 36,1 proc. głosów. Do drugiej tury z Mentzenem wszedłby Adrian Zandberg, którego poparło w wyborach 19,7 proc. Polaków w wieku 18–29 lat. Trzeci byłby – Trzaskowski z poparciem 12,2 proc., czwarty Karol Nawrocki z wynikiem 10,5 proc. To oznacza nie tylko, że rządząca koalicja nie cieszy się poparciem młodych, ale również kandydaci dwóch największych partii – a więc Koalicji Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości – nie mają poparcia nawet ćwierci młodych wyborców.
Wśród wyborców powyżej 60. roku życia niemal 90 proc. głosów padło w sumie na Karola Nawrockiego (który w tej grupie prowadzi) i Rafała Trzaskowskiego. Wśród wyborców najmłodszych ta dwójka dostała zaledwie nieco ponad 22 proc. Jakie z tego płyną wnioski?
Po pierwsze, dzisiejsza polaryzacja na PiS i PO nie trafia do młodych ludzi. Oni żyją innymi sprawami, pociągają ich inne tematy niż ciągnący się od dwóch dekad symboliczny spór Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. To zaś oznacza, że dominacja tych liderów i ich partii prędzej czy później się skończy. Owszem, w drugiej turze musimy wybrać między Trzaskowskim a Nawrockim. Ale możliwe, że to będzie ostatnie głosowanie, w którym to będzie dominująca oś podziału. W roku 2027 mogą to już być zupełnie inne wybory, zupełnie inne dylematy.
Drugi wniosek jest nie mniej poważny. Młodzi nie lubią kompromisów i umiarkowania. Zandberg dlatego nie wszedł do obecnej koalicji, ponieważ jest radykalnym lewicowcem. Mentzen jest zaś bardziej radykalny w swej prawicowości od PiS. Gdyby to oni decydowali o tym, kto ma zostać prezydentem, Polska wyglądałaby zupełnie inaczej.