Logo Przewdonik Katolicki

Potrzebna cała wioska

Katarzyna Frużyńska
fot. Adobe Stock

Zasada wsparcia społecznego ma znaczenie nie tylko w wychowywaniu dzieci i obowiązkach domowych, ale przede wszystkim we wsparciu psychicznym, którego wszyscy potrzebujemy.

Średniozamożna rodzina mieszczańska w XIX w. miała do pomocy zwykle jedną służącą, która gotowała, sprzątała, prała, prasowała i zajmowała się dziećmi. Zamożniejsze rodziny mogły sobie pozwolić na pokojówkę, kucharkę, furmana, a najbogatsi również na ogrodnika, lokaja, stróża, garderobianą, nianię, guwernantkę. Na przełomie XIX i XX w. służba domowa stanowiła w Warszawie aż 30 proc. pracującej ludności. Oczywiście nie było wtedy różnych użytecznych sprzętów jak odkurzacze, mopy i auta, a zaoszczędzony czas niekoniecznie przeznaczano na swobodną zabawę z dzieckiem, ale i tak może to nam dać do myślenia. Rok 1945 właściwie zlikwidował w Polsce służbę domową. Mało kogo było stać na zatrudnianie pomocy. Ponad 400 tys. pracowników służby domowej w następnych latach stopniało do 35 tys. Model rodziny jeszcze na początku XX w. obejmował w większości życie w rodzinie wielopokoleniowej, zwykle w domu obecni byli dziadkowie, którzy nawet jeśli pracowali, pomagali przy dzieciach, gotowaniu, naprawach domowych. Według badań CBOS z 2019 r. 49 proc. polskich rodzin żyje w modelu rodziny dwupokoleniowej, tzn. rodzice plus dzieci, a 22 proc. w rodzinie z dziadkami i dziećmi (pozostałe modele obejmują rodziny bez dzieci, singli, samotnie wychowujących dzieci i inne). W dużej mierze to rodzice przejmują zatem wszystkie funkcje opieki nad domem i dziećmi przy jednoczesnej pracy na cały etat. W sytuacji zdalnego nauczania do tych wszystkich etatów dochodziła jeszcze pomoc w nauce.  Mimo to wciąż miewamy wyrzuty sumienia, że nie radzimy sobie ze wszystkim, a czasem dążymy do ideału cudownych domowych posiłków i kanapek ozdobionych kształtami zwierzątek. Przyznanie się do chęci zatrudnienia np. pomocy do sprzątania spotyka się czasem z cichą oceną znajomych, że widocznie nie radzimy sobie ze wszystkim. Może warto sobie wtedy przypomnieć, że służba domowa w XIX w. pracowała przez cały tydzień, jedynie w niedziele i święta pozwalano im na wizytę w kościele w trakcie dnia, ale nawet oni raz w miesiącu mogli liczyć na całodzienne „wychodne”. Kiedy ostatnio pozwoliliśmy sobie na cały dzień bez obowiązków?
 
Badania są jednoznaczne
Istnieją badania, które wskazują, że jeśli relacje z ojcem dziecka układają się dobrze, a mama czuje się wspierana przez otoczenie, ryzyko pojawienia się kolek u dziecka jest mniejsze. To co prawda tylko korelacja, czyli równoległość występowania obu zjawisk, a nie relacja typu przyczyna–skutek. Jest to też ważna wskazówka, jak wiele czynników pozostaje jeszcze do obserwacji i badań, bo może wpływamy na siebie bardziej systemowo, niż sądzimy.
Z amerykańskich badań z 2019 r. wynika, że średnio matki mogą liczyć na pomoc i wsparcie trzech osób. Zauważono również korelację między tym, ile osób pomaga mamie, a wynikami dzieci w testach rozwoju poznawczego. Ciekawe, że im więcej osób było wsparciem dla matki, tym dzieci osiągały lepsze wyniki. Wynik powtarzał się nawet, gdy wzięto pod uwagę iloraz inteligencji, wykształcenie, wiek i inne dane dotyczące rodziców.
Po angielsku istnieje też określenie „touched out”. Po polsku można by je przetłumaczyć jako „przebodźcowanie dotykiem”. Mało się o tym mówi i pisze, a chodzi po prostu o uczucie rodzica po całym dniu, gdy dzieci po nim skaczą, dotykają go, domagają się noszenia, zabawiania i karmienia. Przy starszakach w grę wchodzą jeszcze pytania i rozpraszanie, np. jeśli pracujemy w domu. Być może zatem to nie do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska, ale do wspierania rodziców? Dobrze to widać na placu zabaw, gdy jeden rodzic pomaga wspiąć się na zjeżdżalnię znajomemu dziecku, zatrzymuje huśtawkę w ostatniej chwili, by nie uderzyła nadbiegającego malucha albo uczy dziecko dzielić się zabawkami z innymi.
 
Lokalnie zamiast globalnie
Zostawmy na chwilę rodziców, bo zasada całej wioski ma też znaczenie w działaniu społecznym – gdy reagujemy na nieodpowiednie zachowanie albo pomagamy sobie w trudnościach. Sytuacja pandemiczna wpłynęła na nasz sposób funkcjonowania w najbliższej okolicy. Więcej czasu spędzamy w domu, mamy sporo okazji do obserwowania życia naszego otoczenia. Spotykamy na spacerze sąsiadkę z psem, poznajemy sąsiada z naprzeciwka, którego do tej pory znaliśmy tylko z widzenia. Słyszymy, jak śmieciarka zabiera śmieci w każdy wtorek o podobnej porze, kupujemy w osiedlowym sklepie zamiast dużego marketu w centrum po drodze z pracy. Wakacje w tym roku wielu z nas spędzi u dziadków na wsi albo na Mazurach zamiast w Chorwacji czy bardziej egzotycznych miejscach. Nasze życie staje się bardziej lokalne i dlatego warto znać swoją wioskę wsparcia i zainteresować się, czy sąsiadka nie potrzebuje pomocy, np. w zrobieniu zakupów.
Widzimy też, jak nasze decyzje mogą mieć wpływ na innych – gdy skorzystamy lub nie z pomocy medycznej w szczycie zapotrzebowania, gdy zignorujemy objawy choroby i narazimy innych albo wykupimy zapasy mąki w osiedlowym sklepie. Przez ostatnie miesiące wyraźnie zrozumieliśmy, że jeśli całe osiedle nie wychodzi z domu przez miesiąc, to sąsiadka fryzjerka może mieć problemy z utrzymaniem swojego salonu, a jeśli tysiące takich lokalnych biznesów upadnie, to cały system gospodarczy będzie uszczuplony brakiem wpływów z podatków. Badacze trendów przewidują, że w przyszłości będziemy żyć bardziej na globie wiosek niż w globalnej wiosce, a łańcuchy dostaw będą ciągnąć się bardziej przez województwa niż przez kontynenty. Większe znaczenie mogą mieć lokalne kluby kultury, społeczne inicjatywy. Również architekci projektujący osiedla zwracają częściej uwagę, czy są dobrze zaprojektowane dla osób starszych i niepełnosprawnych, czy dzieci będą tam bezpieczne, by same mogły chodzić do szkoły i bawić się w okolicy. Dwa ostatnie filtry to ekologiczny i epidemiologiczny – czy to miejsce jest zdrowe dla planety i jak sobie w nim poradzimy w przypadku kwarantanny.
 
Wioska zdrowia psychicznego
Co trzecie małżeństwo w Polsce jest zagrożone rozwodem, wielu z nas przeżyje żałobę po śmierci rodziców lub kogoś bliskiego. To wszystko wpływa na nasze zdrowie psychiczne oraz na samopoczucie naszych rodzin i bliskich. Nawet jeśli udajemy, że wszystko w porządku, stres ulewa się nam w większej nerwowości, a smutek ukrywamy gorzej, niż nam się wydaje. Według badań Światowej Organizacji Zdrowia 60 proc. osób będzie mieć w swoim życiu problemy psychiczne, a co czwarta osoba doświadczy depresji. Mimo to zdrowie psychiczne to ciągle temat tabu. Narzekamy na bolące plecy, ale wizyta u psychologa to często wstydliwy temat, nikt nas nie pyta „jak twoje emocje, jak samopoczucie psychiczne”. Tymczasem według danych ZUS w 2018 r. najczęstszym powodem nieobecności były schorzenia z grupy zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania – prawie 16 proc. Nie widzimy tego czy wolimy się nie wtrącać? Zwracajmy na siebie uwagę, lepiej zadać jedno pytanie za dużo: „Wszystko w porządku? Wydajesz się przygaszony”, niż nie zadać go wcale.
Odizolowani przez kwarantannę coraz częściej poszukujemy lokalnych kontaktów: z dobrymi znajomymi, rodziną, na sąsiedzkim grillu. Bardziej liczy się to, co bliskie i realnie. Gdy nasza praca i rozrywka odbywają się przy tym samym biurku i komputerze, doceniamy żywe i realne więzi, ale bywa, że też je sobie dozujemy i wybieramy te kluczowe, aby ograniczać ryzyko. Mamy znajomych na całym świecie, ale tylko tych, z którymi się spotykamy, możemy przytulić, popatrzeć im w oczy, a czasem powiedzieć, co naprawdę leży nam na sercu. Róbmy to, budujmy swoją wioskę i nie wstydźmy się prosić o pomoc.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki