W 2016 i 2017 r. na program opieki nad dziećmi w wieku 1–3 lat zarezerwowano po 150 mln zł. W tym roku aż 450 mln zł. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska przewiduje, że dzięki tegorocznej puli zostanie utworzonych 25,5 tys. nowych miejsc dla małych dzieci, a dofinansowanych zostanie 56 tys. miejsc już istniejących. Taka polityka państwa ma ułatwić rodzicom godzenie pracy zawodowej z obowiązkami rodzinnymi i skutecznie wspierać rozwój dziecka.
Zmiany są odczytywane jako kolejny pozytywny element wspierający rodzinę. Czy rzeczywiście są one tak korzystne jak chociażby program 500 plus?
Sztywne rozwiązania
Program „Maluch+”, który powstał w 2011 r., miał odpowiedzieć na potrzeby rodziców dzieci w wieku 1–3 lat. To okres, kiedy rodzice szczególnie potrzebują wsparcia, bo kończy się płatny urlop macierzyński czy roczne becikowe (przyznawane tym, którzy pracują np. na umowy o dzieło lub studiują), a dziecko wymaga jeszcze intensywnej opieki. Rodzic może pozostać na bezpłatnym urlopie wychowawczym (wspierani świadczeniami są tylko ci najubożsi), ale w praktyce mało kto może sobie na to pozwolić.
W tym kontekście program „Maluch+” miał być skutecznym narzędziem polityki rodzinnej. I faktycznie tak jest, ale tylko w jednym wymiarze. W ciągu sześciu lat jego funkcjonowania zwiększono liczbę żłobków i klubów dziecięcych (w których przebywa do 30 dzieci) o 2,2 tys. placówek. Bardziej kameralną formą opieki jest instytucja opiekuna dziennego (dla 3–8 dzieci). Rodzice nadal mogą też korzystać z dofinansowanych przez państwo usług niani, jednak już nie na tak preferencyjnych warunkach jak do ubiegłego roku. Dofinansowanie składek na ubezpieczenia społeczne dla legalnie zatrudnionych niań, które do zeszłego roku wynosiło 100 proc. kwoty, w tym roku zmniejszono o połowę.
Preferencje rodziców
Czy biorąc pod uwagę potrzeby rodziców i małych dzieci, to właściwy kierunek rozwiązań? Patrząc na wyniki badań przeprowadzanych na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, dotyczących preferowanej formy opieki nad małym dzieckiem, można dojść do wniosku, że nie.
Z najnowszych badań, jakie przeprowadzono na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu i opublikowano w „Studiach demograficznych” w 2017 r. wynika, że liczba tych rodziców dzieci do lat 3, którzy uważają opiekę żłobkową za przydatną, jest taka sama jak rodziców, którzy preferują osobistą opiekę połączona ze świadczeniem pieniężnym. W badaniu sondażowym przeprowadzonym w Polsce w 2011 r. przez Millward Brown SMG/KRC 52 proc. badanych w ogóle nie chciałaby posyłać dziecka do żłobka, a 85 proc. stałą opiekę nad dzieckiem do lat 3 najchętniej powierzyłoby komuś z najbliższej rodziny lub przyjaciół. Te preferencje są potwierdzane przez badania prowadzone na dużej i reprezentatywnej grupie w Europie, Stanach Zjednoczonych i Australii. Tendencja jest taka, że im dziecko młodsze, tym bardziej rodzice sprzeciwiają się objęciu go opieką instytucjonalną.
Potrzeby dziecka
– Rodzice intuicyjnie wyczuwają, że małe dziecko ma szczególne potrzeby psychiczne – mówi Anna Banaszak, pedagog, logopeda, doradca rodzinny. – Gdy przyjrzymy się spełnianiu jego potrzeb według hierarchii potrzeb Maslowa, podstawowego narzędzia prezentującego ludzki rozwój, także dochodzimy do wniosku, że ważna ich część w żłobku nie jest optymalnie zaspokajana. W piramidzie Maslowa zaraz za potrzebami fizjologicznymi, które w żłobku można zaspokoić na wysokim poziomie, znajduje się potrzeba bezpieczeństwa. Trudno tam jej sprostać, bo maluch wyjęty ze stałych, ciepłych warunków domowych, z wyłącznych bliskich relacji, jest zdezorientowany, odczuwa często lęk i zagrożenie z powodu inności wszystkiego i wszystkich.
O negatywnym wpływie, jakie ma na małe dziecko oddanie go pod opiekę instytucjonalną, piszą światowi specjaliści. Brytyjska pedagog Sue Palmer uważa, że „żadnemu dziecku do lat trzech nie powinno się zastępować miłości i uwagi jednego opiekuna zinstytucjonalizowaną opieką państwa”. Rainer Bohm, niemiecki pediatra i doradca komisji ds. rodziny w Bundestagu, zwraca uwagę, że w żłobkach wydziela się u dzieci ponadprzeciętna ilość stresu, co istotnie zagraża komórkom nerwowym, rozwijającym się w mózgu, a w dalszej konsekwencji wywołuje agresywne bądź depresyjne zachowania dzieci, a następnie – problemy wychowawcze. Żłobki nie sprzyjają także zdrowiu fizycznemu.
Rozwiązania na świecie
Preferencje rodziców i wpływ żłobków na dzieci wzięli pod uwagę m.in. Czesi. Ograniczyli liczbę tego typu placówek, zauważając, że propagowanie tylko takiej formy opieki jest pozostałością komunistycznego przymusu. Zamiast nich wprowadzili płatny urlop rodzicielski dla matek lub ojców dzieci do trzeciego roku życia, w wysokości 70 proc. stałego dochodu. We Francji rodzice mają swobodny wybór czasu poświęcanego pracy i sposobu opieki nad dzieckiem. Jak to wygląda w praktyce? Mama lub tata, jeśli chce, może zamienić swój etat np. na pół, a zamiast reszty pensji otrzymuje częściowe dofinansowanie. Może też swobodnie wybierać formę opieki, z której każda jest dofinansowywana do 85 proc.: nianię, opiekuna w mikrożłobku lub żłobek. W Szwecji regionalne świadczenia na wychowanie domowe dla rodziców dzieci w wieku do 2 lat wynoszą około 350 euro miesięcznie, a w Australii państwo płaci dziadkom zajmującym się wnukiem za nawet 50 godzin opieki tygodniowo.
Niestety, nasze władze konsekwentnie pomijają te preferencje i pomysły, skupiając się na rozwiązaniach sztywnych. „Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, czyli plan polskiego rządu mający dynamizować rozwój Polski, przewiduje, że najpóźniej do 2030 r. ma powstać tyle miejsc opieki, by otrzymało ją 33 proc. dzieci w wieku 1–3 lat. Rząd chce to osiągnąć już w ciągu 2–3 lat.
Nie tędy droga. Dużo bardziej efektywne z perspektywy rodzica i dziecka będą takie formy, które dadzą rodzicom możliwość decydowania o tym, w jaki sposób chcą sprawować opiekę nad małym dzieckiem. Sposobem może być np. bon wychowawczy, który rodzice, zgodnie z własnymi przekonaniami, będą mogli przeznaczyć na żłobek, opiekę niani czy dziadków lub własną.