Logo Przewdonik Katolicki

Opieka – towar pierwszej potrzeby

Kuba Witkowski
Fot. Makar/ Fotolia

W pierwszym roku życia dziecka ten problem nie istnieje. Płatny urlop rodzicielski kwestię opieki nad maluchem w zasadzie rozwiązuje. Kłopot zaczyna się, gdy mama musi wrócić do pracy.

Co wtedy zrobić? Wynająć opiekunkę, „zatrudnić” babcię czy posłać dziecko do żłobka? A może nie wracać do pracy? Ta łamigłówka dotyczy każdego, komu powiększyła się rodzina. Najtrudniej jest komuś, kto mieszka w dużym mieście. Zanim maluch będzie mógł pójść do przedszkola, nie ma gdzie się podziać, bo w praktyce nie istnieje instytucjonalna forma zapewnienia opieki nad dzieckiem. Ktoś powie: „Przecież są żłobki!”. Tak, są, ale dostać się do nich w dużych miastach to prawdziwa sztuka.
– Są długie listy chętnych i zapisać dwójkę dzieci jest bardzo trudno – stwierdza mama bliźniaczek, którą spotykam w jednym z warszawskich parków. To może opiekunka?
– Wie pan, ile kosztuje opiekunka, tu w środku miasta? – pyta mnie kolejna mama. To koszt 15 zł za godzinę i to jest bardzo dobra cena. Zazwyczaj trzeba zapłacić więcej. No to może babcia? – Ja mam dwie babcie, ale żadna nie chce wychowywać dzieci. Od czasu do czasu zająć się na kilka godzin to tak, ale nie na stałe – mówi mama ośmiomiesięcznej dziewczynki. Ona liczy na to, że uda się córkę posłać do żłobka. Ale część rodziców nie akceptuje takiego rozwiązania i decyduje się zostać w domu lub wręcz haruje, by opłacić zaufaną osobę, która zaopiekuje się maluchem.
 
Bon na lukę
Problem zauważył Związek Dużych Rodzin „Trzy Plus”. – Istnieje dwuletnia wyrwa w opiece państwa nad dzieckiem między 13. a 36. miesiącem życia malucha i stąd nasza propozycja, by w tym czasie budżet wypłacał rodzicom specjalny bon opiekuńczo-wychowawczy, wynoszący około 500 zł na miesiąc – mówi Bartosz Marczuk, ekspert tej organizacji. Te pieniądze przysługiwałyby każdemu dziecku i byłyby wypłacane do czasu, gdy maluch będzie mógł pójść do przedszkola. – Od września tego roku gmina ma obowiązek zapewnić w przedszkolach miejsca wszystkim czterolatkom, a od 2017 r. także trzylatkom – dodaje Marczuk. Bon byłby więc swoistą „łatką”, zakrywającą opiekuńczą lukę między płatnym rocznym urlopem po urodzeniu dziecka a czasem, gdy pociechę można posłać do przedszkola.
 
Rodzic wie lepiej
Pomysł wśród rodziców budzi mieszane uczucia. Są tacy, którym te pieniądze mogłyby bardzo pomóc.
– Jestem w takiej sytuacji, że najprawdopodobniej będę musiała wrócić do pracy, bo trudno nam się utrzymać z jednej pensji – mówi mama dwójki dzieci. Gdybym dostała na każde z nich 500 zł, to prawdopodobnie nie musiałabym teraz wracać do pracy. Wolałabym się nimi zajmować sama, niż oddać je niani, albo nie daj Boże do żłobka.
– Ja osobiście jestem zwolenniczką żłobka, nie opiekunki – mówi druga kobieta. Poza tym 500 zł to jest za mało na opiekunkę.
Co na to Związek Dużych Rodzin? – Pieniądze mają iść za dzieckiem i to rodzice najlepiej wiedzą, w jaką opiekę tę kwotę zainwestować – mówi Bartosz Marczuk. To rodzice zdecydują czy wydać je na żłobek, opiekunkę, babcię czy może zasilić domowy budżet na czas, gdy któryś z rodziców będzie się maluchem zajmował osobiście.
 
Ratunek dla demografii
Tego typu rozwiązanie, jak przyznaje Bartosz Marczuk, będzie dużym obciążeniem dla budżetu. – Szacujemy, że trzeba będzie na ten cel przeznaczyć nawet 4,5 mld zł rocznie. Dlatego takie rozwiązanie być może trzeba będzie wprowadzać stopniowo, nie od razu dla każdego – mówi ekspert ZDR. Jedno jest pewne. Taki mechanizm nie ma nic wspólnego z rozdawnictwem. Polska jest na skraju zapaści demograficznej i wszelkie, dobrze przemyślane rozwiązania, służące wzrostowi liczby urodzeń dzieci są konieczne.
– Młodzi ludzie w Polsce mają wielkie trudności z podjęciem decyzji o założeniu rodziny i posiadaniu dzieci – stwierdza Krystyna Iglicka-Okólska, demograf z Uczelni Łazarskiego. Ten problem odzwierciedlają statystyki dzietności. Ostatnie dane z 2013 r. pokazują, że współczynnik urodzeń wyniósł 1,26, a powinien wynosić trochę powyżej 2, żeby społeczeństwo mogło się odradzać. Propozycja wprowadzenia bonów jest tutaj jak najbardziej na miejscu – stwierdza.
Pomysł pochwala też Janusz Czapiński, psycholog społeczny i kierownik badań „Diagnoza społeczna”. – W poprzedniej edycji naszych badań mieliśmy obszerny moduł dotyczący powodów, dla których ludzie wstrzymują się z decyzją o posiadaniu dzieci. Po analizie wyników stwierdziliśmy, że Polaków w kwestii prokreacji trzeba po prostu… przekupić – stwierdza Czapiński. Podstawowym powodem rezygnacji z dzieci jest obawa, że po urodzeniu potomka obniży się im standard życia, albo wręcz zabraknie pieniędzy na właściwe, przyzwoite wychowanie dziecka. W związku z tym każdy przypływ gotówki jest tu niewątpliwie krokiem w dobrą stronę – mówi psycholog.
 
Dobre, ale czy realne?
Pozostaje jeszcze jedno podstawowe pytanie: co na to rząd? Propozycja Związku Dużych Rodzin to na razie tylko pomysł, a decyzja leży przecież po stronie polityków. Resort Pracy i Polityki Społecznej nie chce sprawy komentować. Wiadomo, że na marzec zaplanowano konferencję, podczas której pomysł ZDR- u będzie dyskutowany. Tylko tyle i aż tyle. Jeśli rozwiązanie znajdzie zwolenników wśród rządzących, to dobrze, ale eksperci nie pozostawiają złudzeń.
– To nie koniec. Polityka wspierająca rodziny na tym nie może się skończyć – mówi Krystyna Iglicka-Okólska. Zgadza się z tym także Bartosz Marczuk: – Jest to oczywiście ukłon w stronę rodzin, ale wiadomo, że to problemu całkowicie nie rozwiązuje. Zakładamy jednak, że zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, takie świadczenie będzie bliskie realnych kosztów związanych z zapewnieniem opieki dziecku – mówi Marczuk. Polityka prorodzinna musi też dotyczyć spraw związanych z samym zatrudnieniem, czego domagają się sami rodzice: – Tuż po powrocie z rocznego urlopu macierzyńskiego dostałam wypowiedzenie – opowiada jedna z mam. Szukanie pracy byłoby dużo łatwiejsze, gdyby pracodawcy zgadzali się na elastyczny czas pracy lub niepełny wymiar godzin. Mam znajomych w Niemczech i Holandii. Tam rodzice, zarówno mama, jak i tata, mogą pracować na niepełny etat i wspólnie dzielić się tą opieką – żali się kobieta. A u nas? U nas jest jak jest. I trzeba sobie samemu radzić.
 
  

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki