„Let’s Go” to prowadzone przez studentów Harvardu wydawnictwo, które zajmuje się tworzeniem przewodników turystycznych. Ich autorami są studenci uczelni, a swoją popularnością zasłużyły w Stanach na miano biblii taniego podróżowania. Wydawnictwo utrzymuje się ze sprzedaży przewodników oraz z reklam, które są w nich umieszczane. Na przełomie lat 90. ubiegłego wieku i początku tego stulecia jednym ze sprzedających reklamy był Adam Grant, wówczas 19-letni student pierwszego roku na Harvardzie. Adam trafił do firmy w trudnym momencie. Jego poprzednik wytrwał jedynie trzy tygodnie, a przez kolejne trzy tygodnie do pracy zgłosił się tylko jeden kandydat – właśnie Grant. Nic dziwnego, że został przyjęty.
Pierwszego dnia w pracy Grant otrzymał listę dotychczasowych klientów wraz z instrukcją: „zadzwoń do nich i przekonaj ich, by znów z nas skorzystali”. Żadnych szkoleń, żadnych instrukcji, tylko lista telefonów.
Początki pracy okazały się dla Granta zupełną porażką. Nie dość, że miał kiepskie wyniki w sprzedaży, to jeszcze został pierwszym sprzedawcą w historii, który oddawał pieniądze za reklamy z poprzednich wydań. Sam o sobie mówi, że był wówczas popychadłem. W pewnym momencie coś się jednak zmieniło. Wyniki Granta zaczęły szybować w górę, podobnie jak jego pozycja w firmie. Został najpierw kierownikiem działu, a potem członkiem zarządu, a doświadczenie tej pracy naznaczyło resztę kariery Granta. Dziś jest jednym z najwyżej ocenianych profesorów w Wharton School of Economy – uczelni, którą ukończyli tacy ludzie jak Warren Buffet, Elon Musk czy Donald Trump.
Dawcy, biorcy i rewanżyści
Najbardziej znanym dziełem Granta, w którym opisuje również tę historię, jest Dawaj i bierz, czyli książka o tym, jaka jest zależność pomiędzy tym, jakie sukcesy osiągamy, a naszym stosunkiem do dawania czy brania. Grant pokazuje trzy wzorce. Dawcy to ci, którzy dają więcej, niż dostają. Mówią, że lubią pomagać innym i czerpią z tego satysfakcję. Biorcy to ci, którzy skupiają się raczej na swoich korzyściach – szukają raczej ludzi, którzy mogliby zrobić coś dla nich niż odwrotnie. Pomiędzy nimi są tak zwani rewanżyści – czyli wyznawcy zasady „coś za coś”. Która z tych grup zarabia najmniej? Dawcy. A kto zarabia najwięcej? Okazuje się, że… również dawcy. Jak to możliwe i co odróżnia jednych dawców od drugich? To właśnie intuicyjnie odkrył Grant w czasie swojej pracy w „Let’s Go”, a potem poświęcił temu lata kariery naukowej.
Po początkowych doświadczeniach w „Let’s Go” Grant chciał zrezygnować. Poszedł na basen, na którym był trenerem skoków do wody. Usiadł na brzegu i zaczął porównywać biznes ze sportem. Zobaczył, że w sporcie jest tylko jedno miejsce na szczycie podium, a obok niego dwa inne, które się liczą. Żeby zająć jedno z tych miejsc, trzeba z nich zepchnąć kogoś innego. W biznesie jednak jest inaczej. Tutaj współpraca z innymi podmiotami może okazać się dobra dla wszystkich – można wygrać dzięki temu, że ktoś inny wygra. Sprzedając komuś coś wartościowego, nie wykorzystuję go, ale daję mu dodatkową wartość, która także jemu pomoże osiągnąć sukces. Sport to gra o sumie zerowej. Jeśli ktoś wygrywa, to ktoś inny przegrywa. Biznes, życie, już niekoniecznie – tutaj wygranych może być wielu. Problem w tym, że łatwo stać się popychadłem, które jest po prostu wykorzystywane. Jak temu zapobiec?
Co sprawia, że dawcy mogą znaleźć się na szczycie drabiny sukcesu? Otóż dbają o to przede wszystkim rewanżyści, którzy mając silne poczucie sprawiedliwości, nie tylko chętnie oddają przysługi, ale również dbają o to, by biorcy nie wzięli zbyt dużego kawałka tortu. To sprawia, że dobro do dawców wraca – często z nawiązką. Dawcy dbając o innych, zwiększając ich możliwości, pomagając się rozwinąć sprawiają też, że tort, który jest do podziału, staje się po prostu większy. Dzięki temu zyskują wszyscy.
Są jednak takie rzeczy, na które dawcy muszą zwrócić szczególną uwagę, aby nie stać się popychadłami.
Jak będąc dawcą, nie spaść z drabiny?
Adam Grant podaje kilka czynników, które odróżniają dawców z góry drabiny od tych na dole. Przede wszystkim jest to dbanie o siebie. Dawcy często podejmują się zawodów związanych z pomaganiem: zostają nauczycielami, psychologami czy działaczami społecznymi – to w końcu ich żywioł. Problem w tym, że dawanie potrafi wypalić – i dawcy spotykają się z tym wypaleniem zdecydowanie częściej niż inni. Jak temu zaradzić? Okazuje się, że szczególnie łatwo o wypalenie, jeśli dawanie jest wpisane w nasz zakres obowiązków, a nie jest własnym wyborem. Grant w swojej książce przytacza badania Netty Weinstein oraz Richarda Ryana, którzy wykazali, że działanie na rzecz innych dodaje energii tylko wtedy, gdy jest świadomym wyborem, który sprawia przyjemność i nadaje życiu sens, a nie wtedy, gdy wynika z poczucia obowiązku. Jeśli dawcy chcą być wytrwali w tym, co robią, to muszą też zadbać o swoje potrzeby – lepsze efekty przynosi być może mniej intensywna pomoc, ale dawana przez długi czas, niż taka, która jest bardzo intensywna, ale kończy się wypaleniem. W niektórych dawcach może to rodzić opór – ponieważ nie jest tak bezinteresowne.
To dbanie o siebie powinno przybrać postać dwuinteresowności: z jednej strony posiadania umiejętności proszenia o pomoc wtedy, kiedy tego potrzebujemy, a z drugiej – proszenia o to, by otrzymaną pomoc podawać dalej. W pierwszym przypadku dawcy zadbają o siebie, w drugim – o środowisko, które rozwijając się będzie też bardziej korzystne dla nich.
Dla tego środowiska ważna jest jeszcze jedna rzecz – by było w nich jak najmniej biorców. Już jedna taka osoba potrafi skutecznie zniechęcić zespoły do dawania innym. Jednocześnie tworzenie kultury dawania i dzielenia się jest czymś, co może trwale zmienić naszą rzeczywistość.
Kultura dawania
Jak ją stworzyć w jakimś środowisku? Autor Dawaj i bierz poleca organizację „kręgów wzajemności”, czyli spotkań, podczas których wszyscy będą mogli powiedzieć, czym się zajmują, a następnie poprosić o pomoc w jakiejś konkretnej kwestii, a inni – w miarę swoich możliwości – będą mogli im pomóc. Taka idea często jest zresztą wykorzystywana w różnego rodzaju organizacjach networkingowych, typu BNI czy Towarzystwa Biznesowe. Struktura ta pomaga „zmusić” dawców do proszenia o pomoc, a z kolei na biorcach wymusza dawanie. Dzięki temu wszyscy na niej korzystają.
Kolejnym pomysłem na tworzenie kultury dawania jest otwarcie się na pięciominutowe przysługi – czyli realizowanie tych próśb innych, które nam nie zajmą więcej niż pięć minut. To może być czasem telefon do znajomego z pytaniem, co u niego, albo zapoznanie osób, które mogą skorzystać na wspólnej znajomości. Trzecim pomysłem wartym uwagi jest zaangażowanie się w jakąś wspólnotę pomagającą innym – może to być wolontariat czy działanie na rzecz jakiejś konkretnej idei. Badania pokazują, że sto godzin takiej pracy rocznie jest w stanie wiele zmienić w naszym poziomie szczęścia. Warto pomyśleć o tym, w jaki sposób możemy najlepiej przyczynić się do zwiększenia poziomu dobra w świecie.
Wreszcie czwartym sposobem, o którym wspomina Grant, jest nieco paradoksalnie… proszenie o pomoc. To sposób, w którym dajemy innym szansę na stanie się dawcami – a dzięki temu oni mają poczucie satysfakcji i radości, że mogli komuś pomóc.