Logo Przewdonik Katolicki

Areligijni ekolodzy i narodowe ekstrema

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Książek

Film Xawerego Żuławskiego Mowa ptaków miał się stać tematem skandalu. Pomógł w tym Komitet Organizacyjny festiwalu w Gdyni, nie dopuszczając go początkowo do głównego konkursu. Ja go zapamiętam przede wszystkim z jednego: w ciągu seansu, na którym byłem w Gdyni, wyszła mniej więcej jedna czwarta widzów.

Oczywiście nie z powodu oburzenia na jego ideową wymowę, a specyficznej formy. Filmy nieżyjącego już Andrzeja Żuławskiego były niełatwe, męczące, a to jego scenariusz. Syn tę tendencję tylko pogłębił. Mamy filmowy strumień świadomości. Ale Mowę ptaków warto zobaczyć. To zapis dyżurnych obsesji lewicowego inteligenta, mocno wyobcowanego z własnego społeczeństwa. Nie mam o to pretensji. Artysta nie musi być normalsem. Ale badam obsesje. W teorii to fresk o współczesnej Polsce. W praktyce więcej mówi o autorach.
Mamy stołeczne liceum, w którym klasa maltretuje liberalnego nauczyciela, używając endeckich sloganów. Ten wątek martyrologii starszego pokolenia, bitego i upokarzanego przez straszną młódź co i rusz potem powraca. Dziewczęta i chłopcy są modnie ubrani, a jednak pasują do czarnosecinnego stereotypu. W przerwach między marszami niepodległości na przemian piją wódkę i służą do Mszy (to ostatnie tylko część męska). Patronuje im upiorny, też młody ksiądz terroryzujący szkołę.
Mamy do czynienia z odwróceniem stereotypu. Młodzież nie niesie postępu, a przerażający zwrot w tył. Podwójnie demoniczny, bo Żuławscy nie odróżniają nacjonalizmu od patriotyzmu. Składanie kwiatów na miejscu straceń to akt mrocznego oddania się ciemnym siłom. Przekonanie, że cała młodzież zdradziła (poza jedną dziewczynką kręcącą smartfonem film o Żuławskich), nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Narodowa młódź to drobny odsetek całości. I nawet ciężko mieć pretensję – film nie jest realistycznym zapisem zdarzeń. Można się jednak bawić rozziewem między Polską realną i filmową.
Zaraz pojawia się pytanie: a jaka jest młodzież prawdziwa? Sięga się do gazet i… człowiek nie staje się wiele mądrzejszy.
Wciąż bywają z nią wiązane różnorakie nadzieje. Czytam, że młodzi ludzie są strasznie ekologiczni. To ma ich oddzielać od starszego pokolenia, które tej problematyki nie rozumie. To znowu liberalne media cieszą się, że zanikają w tym pokoleniu praktyki religijne i wiara. Wieść, że w jakimś technikum w Sochaczewie nikt nie zapisał się na katechezę, Oko.press powitało fanfarami.
A zarazem z tych samych mediów dowiaduję się, że co drugi Polak między 18. a 24. rokiem życia obstawia PiS. Nawet nie pozującą na bunt Konfederację, a skostniałą prawicową partię władzy. I wprawdzie większość młodych ludzi w ogóle nie chce głosować. Może więc areligijni ekolodzy skupili się w grupie absentujących? Dlaczego jednak nie wybierają programów i partii, które wychodzą naprzeciw ich odruchom: lewicy czy Koalicji Obywatelskiej?
Może po prostu nie ma jednej młodzieży? Tak naprawdę wiemy, że niewiele wiemy. Piszę to w kontekście nadchodzących wyborów, ale i odleglejszej przyszłości. Pewien bystry uczeń gimnazjum tłumaczył mi dwa lata temu, że obowiązuje tu prawo wahadła. Młodzież skręciła w prawo, to skręci w lewo. Ale wzmianki o preferencjach politycznych wskazywałaby na to, że zasadnicze odchylenie wahadła wciąż przed nami.
Możliwe nawet, że areligijni ekolodzy, przynajmniej niektórzy, w akcie postmodernistycznego ekscentryzmu (a może zimnej kalkulacji) kibicują machinie staromodnego wujka Kaczyńskiego. Dlaczego? A to wy mi powiedzcie. W każdym razie gdybym był Żuławskim, i tak widział młodzież swojego kraju, miałbym dojmujące poczucie klęski.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki