Logo Przewdonik Katolicki

Asertywność to nie egoizm

Krzysztof Głowacki
fot. Unsplash

Pierwszym skojarzeniem większości osób zapytanych o asertywność jest zazwyczaj stwierdzenie, że to mówienie „nie” i dbanie wyłącznie o siebie. Ale czy prawdziwa asertywność to tylko odmawianie?

Asertywność, zwłaszcza wśród ludzi, dla których wartością jest pomaganie innym, bywa drażliwym tematem. W końcu zakłada dbanie o siebie, odmawianie, a efektem tego bywa często niezadowolenie innych. Czasem możemy sobie wręcz zadawać pytanie, na ile dbanie o własne potrzeby przed dbaniem o innych jest zgodne z chrześcijaństwem. W końcu dość często słyszymy w Ewangelii wezwanie do tego, by się zaprzeć samych siebie i wziąć swój krzyż… Być może stąd często chrześcijańska miłość rozumiana jest jako służenie innym bez patrzenia na koszty i na siebie, a dbanie o siebie rozumiane jest jako egoizm. Można tu wyczuć napięcie. I przezwyciężenie go to często trudne wyzwanie. Jest ono jednak bardzo ewangeliczne – wyrażone w wezwaniu, by kochać bliźniego jak siebie samego. Dlaczego tak? Ponieważ jeśli nie będziemy kochać siebie, to też nie będziemy w stanie w wolności przyjąć od innych miłości ani dać jej innym. Trudno nam będzie z jednej strony uwierzyć w to, że ktoś chce nas obdarować czymś, czego sami sobie nie dajemy i mamy poczucie, że nie zasługujemy na to. W dawaniu z kolei zawsze będziemy czuli pewien przymus – nie będzie tam wolności. I tu asertywność przychodzi nam z pomocą – bo to nie tylko mówienie „nie”.

Dobrze rozumiana asertywność
Rzeczywiście, mówienie „nie” jest jej częścią. Obok tego na asertywność składają się też inne umiejętności. To zdolność wyrażania własnego zdania, potrzeb, próśb. To świadomość siebie: swoich zalet, ale również i wad. To stanowczość wyrażania własnego zdania w sposób nieraniący innych. To przyjmowanie krytyki bez atakowania drugiej osoby. To wreszcie akceptowanie tego, że ktoś może nam odmówić bez naruszenia naszej relacji z nim. Możemy takie postawy ćwiczyć na różnego rodzaju kursach i szkoleniach. Jednak by było to efektywne i weszło nam w nawyk potrzebujemy czegoś więcej. Potrzebujemy silnego przekonania o tym, że zarówno my, jak i inni „jesteśmy OK”. Co to znaczy w praktyce? Otóż przejawia się to w kontaktach z ludźmi nastawieniem na szacunek, zrozumienie i dążenie do dbania o siebie i innych. Jakie są inne opcje? Możemy mieć przekonanie o tym, że to my jesteśmy w porządku, ale świat i inni są źli – wtedy będziemy żywili do wszystkich pretensje i będziemy roszczeniowi. Możemy też mieć poczucie, że to inni są w porządku, ale coś z nami jest nie tak. Efektem takiej postawy będzie nasze poczucie winy i życie w ciągłym napięciu, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Ostatnią, chyba szczególnie tragiczną opcją jest przekonanie, że tak naprawdę ani my nie jesteśmy dobrzy, ani nikt inny. I to szczególnie trudna sytuacja.

Wolność w dzieleniu
Wielu z nas jest wychowywanych w poczuciu, że inni są ważniejsi od nas – że powinniśmy się dzielić, powinniśmy ustępować (bo przecież jesteśmy mądrzejsi, prawda?) Tymczasem tak naprawdę nie możemy dać siebie innym, jeśli najpierw nie posiadamy w pełni siebie. A posiadać siebie można tylko w wolności – tylko wtedy, kiedy ja z równą wolnością mogę powiedzieć: tak, chcę się sobą z Tobą podzielić, jak i wtedy, gdy mówimy: nie, nie chcę. I dopiero wtedy też jesteśmy w stanie odkryć, że to dawanie siebie przynosi szczęście. Taką postawę widać często u dzieci. Często większą wolność w dzieleniu się mają nie te, które były tego uczone na zasadzie przymusu (dostałeś czekoladę, to poczęstuj wszystkich), ale raczej te, które widziały taką postawę wśród innych i same mogą ją wybrać.
Kiedy damy sobie prawo do posiadania siebie, łatwiej będzie nam też przyglądać się temu, co dla nas ważne, czego chcemy, pragniemy, czego się obawiamy i dokonać wyboru w zależności od sytuacji. Anni Townend, autorka jednej z popularnych list asertywnych prawd, mówi wręcz, że jednym z nich jest prawo do zdecydowania się na brak asertywności. Bo tu nie chodzi o to, by zawsze stawiać na swoim, lecz by mieć dostęp do różnych możliwych zachowań.

Pomiędzy agresją a uległością
To spektrum dostępnych zachowań ma dwa krańce. Z jednej strony leży uległość – zgadzanie się na wszystko, czego chcą od nas inni. Z drugiej strony jest agresja i obrona swoich granic w taki sposób, że ranimy innych. Stawianie granic jest zresztą ważnym aspektem bycia asertywnym. Nie oznacza ono ignorowania emocji i potrzeb innych ludzi, ale raczej niepoddawanie się naciskom otoczenia i manipulacjom. Nie mając granic w kontaktach z innymi, narażamy się na ciągłe ich przekraczanie, co może w konsekwencji doprowadzić do naszego wycofywania się z relacji czy bycia w nich agresywnymi. Jeśli mamy wątpliwości, czy dane zachowanie jest asertywne, warto zastosować się do rady Herberta Fensterheima, jednego z autorów piszących na temat asertywności: „Jeśli masz wątpliwości, czy dane zachowanie jest asertywne, sprawdź, czy choć odrobinę zwiększa ono twój szacunek do samego siebie. Jeśli tak, jest to zachowanie asertywne”.

Jak się tego nauczyć?
Gdy przyjrzymy się samym sobie, to zobaczymy, że często w myślach prowadzimy wewnętrzny monolog. Analizujemy problemy, komentujemy zachowania innych i dyskutujemy z nimi, czy zanurzamy się we wspomnieniach i tłumaczymy wydarzenia, które dzieją się wokół nas. Ta treść monologu wewnętrznego ukazuje sposób, w jaki traktujemy samych siebie. Każdy z nas może być wobec siebie krytyczny lub wspierający, złośliwy lub łagodny, nieufny lub pełen wiary w siebie i swoje możliwości. Bycie asertywnym bierze swój początek właśnie w tym miejscu – co o sobie myślę i co do siebie mówię, gdy nie słyszy nikt inny. Prawdziwa, zdrowa asertywność zaczyna się od przyjęcia, że jesteśmy tak samo ważni i cenni jak inni. Warto zastanowić się nad tym, co jest dla nas ważne, czego nie chcemy stracić, co myślimy na różne tematy. Warto to z sobą przegadać, bo dopiero kiedy znamy siebie, możemy to wyrażać na zewnątrz.

Prawo do przekonań
Ważną kwestią, którą warto z sobą przegadać, jest pytanie o to, do czego dajemy sobie sami prawo. Każdy z nas rodzi się z tymi samymi prawami do: życia, odpoczynku, przyjemności, miłości, bliskości, popełniania błędów czy zmiany zdania. Często jednak w trakcie jak dorastamy, uczymy się od naszych rodziców czy środowiska, że pewnych praw nie można mieć. Korzystanie z nich oznacza utratę akceptacji czy zawstydzenie. Skutkuje to potem nie tylko tym, że np. popełnienie błędów przez nas samych wywołuje w nas złość, ale również kiedy ktoś z naszych bliskich się pomyli, my reagujemy zdenerwowaniem i obwinianiem go.
Drugim krokiem jest sprawdzenie, co stoi za tym, że tych praw sobie nie dajemy. Jaka myśl pojawia nam się w głowie, a mówiąc językiem psychologicznym, jakie stoi za tym przekonanie? Przykładami takich przekonań nieasertywnych są: „kiedy odmówię, przestaną mnie lubić”, „stracę pracę, gdy powiem, co myślę”, „ludzie wierzący nie powinni odmawiać pomocy innym”. Często, jeśli dobrze przyjrzymy się tym myślom, to znajdziemy ich źródło i będziemy mogli sprawdzić, czy to rzeczywiście prawda, a jeśli nie – zacząć je zmieniać. Najczęściej wymaga to konkretnej pracy, ale spokój ducha, jaki się wtedy zyskuje, jest tego wart.


Co obejmuje asertywność?

-      obronę swoich praw poza sferą osobistą
-      obronę swoich praw w kontaktach osobistych
-      podejmowanie inicjatywy w kontaktach towarzyskich
-      wyrażanie i przyjmowanie krytyki i pochwał
-      wyrażanie próśb
-      wyrażanie uczuć pozytywnych i negatywnych
-      wyrażanie opinii

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki