Logo Przewdonik Katolicki

A co jeśli…

Krzysztof Głowacki

A co jeśli tym razem rzeczywiście będą białe święta? Nagle spadnie tyle śniegu, że nawet Święty Mikołaj będzie tkwił w zaspach, nie będzie prądu i jedynym źródłem światła będą świece na stołach.

Chwilę później rozładują się telefony i wszystkie baterie w elektronicznych gadżetach, a my nie będziemy mogli w nie uciec, tak jak zazwyczaj robimy, gdy jesteśmy zmęczeni lub po prostu – gdy tak jest prościej. Jak wyglądałyby takie święta?
Być może odkurzylibyśmy stare planszówki, posłuchalibyśmy opowieści najstarszych domowników o zimach stulecia i jak to za ich czasów bywało, gdy nie było prądu… Być może zeszłoby z nas napięcie, że coś musimy zrobić, przygotować, sprzątnąć, podgrzać, włożyć do lodówki czy z niej wyjąć. Być może pozwolilibyśmy sobie na to, by po prostu usiąść i być – bo w końcu nie bardzo mamy wpływ na to, czy i w ogóle kiedy prąd zostanie włączony. Być może z braku innych dźwięków zaczniemy wtedy bardziej słuchać siebie nawzajem? Nie tak powierzchownie, ale tak naprawdę – wsłuchując się w to, co rzeczywiście nam leży na sercu. Jeśliby brak prądu odciął również telewizję i radio, to niech też odetnie wszelkie tematy zastępcze: te ważne i poważne rzeczy, które dzieją się na Wiejskiej, Czerskiej, Woronicza czy Nowogrodzkiej. Być może ta cisza pozwoliłaby na to, by wsłuchać się w to, co jest ważne dla naszych rodziców, dzieci, mężów czy żon. Wzbudziła w nas taką rzeczywistą ciekawość pozbawioną chęci sporów, ocen czy tego, by wiedzieć lepiej i mieć rację.
Mam wrażenie, że wszyscy właśnie za takim czasem tęsknimy, a jednocześnie trochę się go obawiamy. Bo gdy taki czas nadchodzi, to niejako zmusza nas do tego, by zrzucić swoje maski i wyjść z roli, którą gramy przez cały czas. Jesteśmy dobrymi gospodarzami, ojcami, żonami. Dbamy o to, by spełniać oczekiwania innych i nie deptać im po odciskach. Problem pojawia się wtedy, gdy staramy się za bardzo, inni tego nie doceniają, a my urabiamy się po pachy, by ich zadowolić. W końcu coś pęka, mówimy o jedno słowo za dużo lub nie takim tonem, jak powinniśmy. Druga strona słyszy z kolei trochę więcej, trochę inaczej, bierze zbytnio do siebie. Chcieliśmy jak nigdy, wyszło jak zawsze…
Czy da się coś z tym zrobić? Myślę, że tak – i sam mam zamiar zagrać w te święta w grę. Jej reguły będą proste niczym w grzybobraniu, czyli w jednej z ulubionych gier mojego syna. Polega ona na zbieraniu grzybów na leśnej planszy – w naszej wersji są borowiki, maślaki i muchomory. Pierwszych dwóch się szuka, ostatnich unika.
U mnie planszą będą moje emocje. I chciałbym robić następującą rzecz: gdy pojawią się te, które są przyjemne, to będę szukał tego, co je wywołało – i za to dziękował. To będzie wyrywanie maślaków i borowików. Z muchomorami, czyli z negatywnymi emocjami, będzie trochę inaczej. Najpierw będę pytał, czy one są na pewno moje? Czy to, co je wywołuje na pewno jest tym, na co mi wygląda? Z doświadczenia wiem, że często coś, co ja odbieram jako krzywdzące, nie jest takie w intencji mówiącego. „Ale tu bałagan” – to nie zarzut mówiący: „Znów nie posprzątałeś”, tylko stwierdzenie – „Potrzebuję porządku”. Gdy tak na to patrzę, to nawet muchomory stają się jadalne…
I tak oto mam nadzieję, że okaże się, że aby pograć w stare planszówki nie będzie potrzeba awarii prądu i braku światła. Ba! Nie potrzeba nawet planszy i współgraczy, a wygrana zależy tylko ode mnie – nawet jeśli czasem będzie wymagać trochę wysiłku. Oby tylko sił starczyło na cieszenie się wigilijnym stołem i na zabawę w śniegu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki